10 mln Polaków nie oddało głosu w ostatnich wyborach, popierasz karanie za bierność? W Europie już taki mechanizm działa
Podnieść frekwencję wyborczą przez kary?
Frekwencja wyborcza w przeprowadzonych niedawno wyborach prezydenckich wyniosła 68 proc., co jest rekordem w historii nie tylko wyborów prezydenckich w ciągu ostatnich 25 lat (w wyborach prezydenckich 1995 była nieznacznie wyższa), należy jednak pamiętać, że ok. 10 mln Polaków uprawnionych do głosowania z owego uprawnienia nie skorzystało. Warto też być ostrożnym wobec hurraoptymistycznych opinii, iż Polacy już trwale będą gremialnie brali udział w głosowaniu. O optymizm trudno, jeśli spojrzy się na dane dotyczące frekwencji wyborczej w poszczególnych głosowaniach w ciągu minionych 30 lat. Zainteresowanie wyborami bywało w przeszłości ogromne, w sytuacji gdy mieliśmy do czynienia, gdy temperatura sporu politycznego była wyższa niż zwykle - tak było np. we wspomnianych w wyborach prezydenckich 1995, gdy starli się Lech Wałęsa z Aleksandrem Kwaśniewskim, czy w przedterminowych wyborach parlamentarnych 12 lat później, które były swoistym referendum nad pierwszymi rządami Prawa i Sprawiedliwości. Po jakimś czasie jednak, gdy sytuacja polityczna nieco się uspokajała, frekwencja wyborcza malała.
Zawsze gdy frekwencja wyborcza była niska pojawiały się dyskusje dotyczące wprowadzenia nakazu głosowania. Niestawienie się w lokalu wyborczym byłoby karane grzywną.
Czy takie rozwiązanie powinno funkcjonować w Polsce? Pomysł wydaje się kontrowersyjny i trudno sobie wyobrazić wprowadzenie go w polskich warunkach. Choćby dlatego, że znaczna część Polaków ma niepokorną duszę i jeśli mieliby ponieść karę za nieglosowanie, to tym bardziej nie stawiliby się przy urnie. Ponadto w kwestiach takich jak udział w wyborach warto raczej zachęcać a nie zmuszać do zainteresowania.
Belgia zrezygnuje z obowiązkowych wyborów?
Warto też podkreślić, że w miejscach, w których istnieje obowiązek głosowania toczą się dyskusje dotyczące jego zniesienia. Tak jest w Belgii, gdzie obowiązkowy udział w wyborach wprowadzono pod koniec 19 wieku. Wówczas - jak przypomina Informacyjna Agencja Radiowa - chodziło o mobilizację do głosowania osób niewykształconych. Kara za brak udziału w głosowaniu wynosi 30 euro, ale - jak przypomina IAR - może wzrosnąć do 100 euro, jeśli ktoś kilka razy z rzędu nie pójdzie do głosowania. Wówczas taka osoba jest pozbawiana praw publicznych.
Dziś pojawiają się jednak głosy, że wprowadzony ponad 120 lat temu przepis jest anachroniczny i należy z niego zrezygnować, bowiem brak udziału w wyborach to też wybór, a ewentualna niska frekwencja mogłaby zmusić polityków do tego, by zaczęli bardziej starać się o względy wyborców.
Czy waszym zdaniem głosowanie w wyborach powinno być w Polsce obowiązkowe, czy też może należy pozostawić potencjalnym wyborcom wolność w tej kwestii?