Gastronomia u progu dramatu. Kryzysu może nie przetrwać nawet 40 proc. lokali
Z tego artykułu dowiesz się:
-
W jakiej kondycji jest polska gastronomia
-
Z jakimi trudnościami będą zmagali się przedsiębiorcy po pandemii
-
Jakie działania podejmują obecnie
Gastronomia cofnęła się o kilka lat. Ponowny start będzie trudny
Gastronomia pozostaje zamknięta od 24 października 2020 r. Jesienne uderzenie koronawirusa okazało się zatem zdecydowanie mocniejsze niż wiosenne , kiedy to restauracje i bary nie działały przez nieco ponad dwa miesiące (14 marca - 18 maja).
Eskalacja pandemii, a wraz z nią obostrzenia wpędzają gastronomię w bardzo trudną sytuację finansową. Mimo rządowego wsparcia pandemia może oznaczać początek końca dla wielu lokali.
Business Insider Polska podaje, że swoje szacunki na temat kondycji branży i szans na przezwyciężenie koronakryzysu przedstawił prezes Sfinks Polska Sylwester Cacek. - Kryzysu nie przetrwa 40 proc. punktów gastronomicznych, ale ci którym się to uda powinni sobie całkiem nieźle poradzić - ocenił w rozmowie z ISBnews.
Prezes tłumaczył, że konieczność zamknięcia poszczególnych lokali nie musi wynikać z bankructwa. - Niektórzy zamkną restauracje, bo nie widzą przyszłości - skomentował.
Jego zdaniem pandemia cofnęła gastronomię o dobre kilka lat , a odbicie się od dna może być niezwykle trudne. - Branża będzie rosła, ale po pandemii poziom startu będzie dużo niższy, trzeba będzie odrabiać straty - przyznał Cacek.
Gastronomia pozywa Skarb Państwa
W rozmowie prezes Sfinks Polska odniósł się do pozwów, które zapowiada gastronomia. Poszczególne lokale zamierzają zaskarżyć Skarb Państwa za lockdown . Cacek przyznał, że jego firma nie dołączy do ogólnopolskiego protestu gastronomii.
- To będą długotrwałe procesy, trudne do udowodnienia. Sfinks ma dobre podstawy do dalszego rozwoju i trudno oszacować, jak duże byłyby straty gdybyśmy lokali nie zamknęli . Jak wyszacować straty, jeżeli już tydzień przed pierwszym lockdownem przychody spadły o 40, 50 do 70 proc.? Zawsze pozostanie pytanie, czy straty byłyby większe gdybyśmy nie zamknęli restauracji, a nie byłoby ani ulg czynszowych, ani dotacji żadnych - stwierdził zarządca sieci.
Jego zdaniem pozwy za lockdown miałyby sens, gdyby prawnicy godzili się na formułę success fee. - Wtedy byłoby wiadomo, że i restaurator i prawnik jadą na jednym wózku. Albo razem tracą, albo razem zarobią. Nie sądzę, żeby się znalazła kancelaria prawna, która chciałaby w tym przypadku pracować za success fee. A to już będzie świadczyło o dużej niepewności co do wygranej. Ale rozumiem, że mogą być osoby tak zdesperowane, które straciły swój biznes w tym okresie, że po prostu nic innego im nie pozostaje, jak spróbować - przyznał. Podmiotem, który przygotowuje zbiorczy pozew przeciwko Skarbowi Państwa jest m.in. Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej.
Gastronomia bierze sprawy w swoje ręce
Poza pozwami część przedsiębiorców zdecydowała się na samodzielne działania. Część z nich ponownie otworzyła swoje punkty mimo że zakaz obsługiwania klientów na miejscu został podtrzymany co najmniej do 31 stycznia . Z informacji gromadzonych przez Portal Spożywczy wynika, że do oddolnej inicjatywy #OtwieraMY przyłączyło się już kilkadziesiąt podmiotów.
Ponownie otworzyły się m.in. „Twoja Kolejka” w Łodygowicach, „Boka Coffee Bar” w Krakowie czy „Oliviarnia” w Łodzi. Do protestu gastronomii przyłączają się także hotelarze, zarządcy dyskotek oraz właściciele kręgielni.