Harris czy Trump? Tak głosowałaby Europa. Szeroka przepaść i nieoczywiste miejsce Polski
Gdyby Europejczycy mogli zająć stanowisko wobec pojedynku wyborczego Harris vs Trump - zajęliby je jednoznacznie. Ale nie bez niuansów. Platforma wyborcza centralizująca europejskie nastroje zestawiła z sobą sondaże przeprowadzane wewnątrz wszystkich europejskich krajów na przestrzeni ostatniego miesiąca przed tzw. election day w USA, czyli 5 listopada. Podczas gdy Amerykanie wciąż decydują, Europejczycy już wybrali.
Kamala Harris vs Donald Trump. Amerykanie wybierają
5 listopada w Stanach Zjednoczonych trwa election day, czyli główny dzień wyborczy, podczas którego Amerykanie bezpośrednio wybierają Kolegium Elektorów, a pośrednio - przyszłego prezydenta lub prezydentkę. Wybór sprowadza się do dwóch dominujących partii politycznych Demokratów (Kamala Harris) i Republikanów (Donald Trump) - w USA bowiem, podobnie jak w większości krajów Europy, od dekad funkcjonuje system dwupartyjny. Mieszkańcy przy urnach wyborczych bezpośredni wpływ mają na wybór elektorów, Kolegium składa się z 538, i to oni oddadzą swoje głosy na poszczególnego kandydata (wystawionego wcześniej przez swoją partię). Liczba elektorów zależy od mieszkańców danego stanu, stąd choć największa ich liczba przypada na największe Stany (Kalifornia, Teksas, Floryda), to w praktyce decydują tzw. swing states, czyli stany tradycyjnie określane mianem “wahających się”/niezdecydowanych - pozostałe, w wyniku wspólnej dla Europy i USA polaryzacji, pozostają zdeklarowane i, co do zasady, prowadzą do remisu.
W 2024 r. największa uwaga skupia się na Georgii, Michigan, Karolinie Północnej, Pensylwanii, Wisconsin i Arizonie. Trzy z nich - Pensylwania, Michigan i Wisconsin - stanowią tzw. “pas rdzy”, czyli przemysłowy ośrodek kojarzony z demokratami (północny wschód, bliżej Europy), pozostałe - to amerykańskie południe, zwyczajowo bastiony republikanów.
Wybory w USA. Kiedy wyniki?
Wyborcza Ameryka na ostateczne rozstrzygnięcie poczeka najpewniej nieco dłużej, niż przyzwyczaiły nas do tego wybory na starym kontynencie, wynika to m.in. z nieco bardziej złożonego systemu wyborczego, ale też przeszłości Donalda Trumpa, jako byłego prezydenta USA (45. prezydent kadencji 2017-2021) i Szturmu/Ataku na Kapitol zwolenników z 6 stycznia po ogłoszeniu jego wyborczej porażki w 2021 r. Istnieją uzasadnione obawy, że w razie porażki kandydata Republikanów wyborcy nie uznają wyników.
Pierwsze okręgi wyborcze będą zamykać swoje urny już w nocy z wtorku 5 na środę 6 listopada czasu polskiego (ok. 1.00 będzie to Georgia, pół godziny później Karolina Północna, o 2.00 Pensylwania itp.). Podczas gdy Amerykanie wciąż decydują, Europejczycy już wybrali.
Zobacz też: Rodzi się nowa klasa społeczna. Już ponad milion Polaków zarabia na wynajmie
Wybory prezydenckie w USA. Są pierwsze wynikiKamala Harris kontra Donald Trump. Na kogo zagłosowaliby Europejczycy?
Amerykańskie wybory oznaczają potencjalnie nowe rozdanie w światowej polityce. Na ogłoszenie stanowiska 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych czeka bez mała cały świat, szczególnie Europa, trawiona rosyjską wojną w Ukrainie, w której wsparcie sił USA pozostaje nieocenione, czy bliskowschodnim konfliktem Izraela z Hamasem.
Co do zasady Demokraci deklarują interwencjonistyczną naturę polityki Ameryki jako hegemona traktatów pokojowych i mocarstwo militarne. Republikanie wyznają zasadę amerykańskiego izolacjonizmu, sygnowanego hasłem “America first” - stopniowego wycofywania się z europejskiego zaangażowania, politykę nieprzystępowania, lub wycofywania się, z sojuszy militarnych, poprzez uczestnictwo w których kraj mógłby zostać wciągnięty w wojnę. Polskie analizy ośrodków badawczych przygotowały już obszerne rekomendacje dot. perspektyw polityki zagranicznej naszych resortów międzynarodowych po zwycięstwie tak Harris, jak Trumpa. Po krótce omawiamy je na końcu publikacji.
Tymczasem jednak serwis Europe Elects, think tank i baza danych europejskich wyborów politycznych, przeanalizował przeprowadzane w minionym miesiącu sondaże wewnątrz wszystkich krajów starego kontynentu i zestawił ze sobą deklarowane poparcia poszczególnych narodów. W sekcji metodologicznej czytamy, że metaanaliza została opracowana tak, by pominąć osoby, które na pytanie “Gdybyś miał/a głosować w amerykańskich wyborach prezydenckich, na kogo byś głosował/a?” odpowiadały, że nie są pewne. Te głosy zostały pominięte w celu standaryzacji i klarowności przekazu o nastrojach poszczególnych narodów. W sytuacji, gdy w danym kraju przeprowadzono więcej niż jeden podobny sondaż, przyjmowano ich średnie.
Jak w amerykańskich wyborach zagłosowałyby narody Europy? Te są równie podzielone, co społeczeństwo Stanów Zjednoczonych, choć wyraźnie zwycięstwo wręczyłyby demokratce, Kamali Harris.
Europejczycy głosują na Harris. Badania wiele mówią o podziale Europy
Podium, pod względem deklarowanej sympatii politycznej wobec bloku Demokratów i kandydatki Kamali Harris, zajmują kraje skandynawskie: Dania (96 proc.), Finlandia (90 proc.) i Szwecja (90 proc.). O ile decyzje przynajmniej dwóch z nich - Finlandii i Szwecji - można tłumaczyć bezpośrednią bliskością z granicą rosyjską, a zatem jasnym interesem w podtrzymywaniu amerykańskiej obecności w Europie - o tyle do tego opisu nieco mniej pasuje już Dania, niespełna 6 milionowy kraj bliżej Niemiec, niż Rosji.
Tu z opisową pomocą przychodzą już analitycy z Europe Elects, którzy wprost podnoszą zachodnie wartości państw demokratycznych i liberalnych, do której to wspólnoty należy tak Dania, jak Szwecja i Finlandia.
Podobnie jak w ostatnich latach, większość Europy Zachodniej, a zwłaszcza Północnej, zagłosowałaby z dużym marginesem na kandydatkę Partii Demokratycznej, Kamalę Harris - piszą.
Czechy granicą Zachodu?
Ten klucz wyczerpuje się właściwie dopiero na… Czechach. Nasz południowy sąsiad jest w tym rankingu ostatnim krajem, licząc od Zachodu Europy, w którym poparcie dla kandydatki Demokratów było najmniejsze, ale wciąż dające jej zwycięstwo - dokładnie 54 proc. Tym samym pierwszym krajem, w którym poparcie otwarcie przechyla się na stronę Donalda Trumpa i Republikanów jest Słowenia: 49 proc. dla Harris, 51 proc. dla Trumpa.
Te kraje Europy głosowałyby na Trumpa
Jeśliby nakreślić taką linię podziału, narody Europy podzieliłyby się na zachód i północ (głosujący na Demokratów), oraz wschód i południowy wschód (Republikanów): od Słowenii, przez Słowację, Mołdawię Bułgarię, Węgry, Gruzję, Serbię, w końcu samą Rosję.
Gdzie jest Polska?
Mieszkańcy Polski, ex aeguo z Łotwą, zadeklarowali poparcie dla Kamali Harris na poziomie 69 proc., wyprzedzając pod tym względem o 1 p. proc. Wielką Brytanię. Co więcej, polskie poparcie dla Demokratów wydaje się być stabilne; biorąc pod uwagę wyłącznie sondaże przeprowadzone w październiku (miesiącu bezpośrednio poprzedzającym wybory) podział nie zmienił się istotnie: 67 proc. do 33 proc.
Stabilne rozłożenie polskiego poparcia dla Demokratów może być tyle zaskakujące, że niemal dokładnie koresponduje z ostatnim, sugerowanym w sondażu, rozłożeniem poparcia politycznego wewnątrz Polski. Cztery lata temu, kiedy Joe Biden wygrał z Donaldem Trumpem, w naszej części Europy szeroko komentowano reakcję polskiego prezydenta Andrzeja Dudy. A właściwie jej brak, nie przystąpił bowiem do tradycyjnych w dyplomacji “gratulacji”, przekazywanych nowemu prezydentowi USA. Pogratulował za to udanej kampanii. Jarosław Kaczyński opowiedział się za Trumpem, oceniając jego kandydaturę jako “pewniejszą dla Polski". 29 proc. respondentów z badania opublikowanego przez United Surveys z końcem października deklarowało poparcie w potencjalnych (gdyby odbyły się w najbliższą niedzielę) wyborach parlamentarnych PiS - w tym samym miesiącu 33 proc. badanych deklarowało poparcie dla Trumpa. Rzecz jasna to zestawienie badań poparcia dla partii prezydenckiej z badaniami poparcia dla konkretnego reprezentanta, ale tendencja pozostaje zbliżona.
Oficjalne stanowisko polskiego rządu Donald Tusk wyraził 2 listopada. Ocenił wówczas, że rzeczywista przyszłość Europy w dużej mierze zależy najpierw od samych Europejczyków.
Pod warunkiem, że Europa w końcu dorośnie i uwierzy we własne siły. Niezależnie od wyniku, era geopolitycznego outsourcingu dobiegła końca - ocenił, odnosząc się do potrzeby suwerennej polityki obronnej Europy.
Polska przygotowuje się na Trumpa i Harris. Są dwa scenariusze
Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, analizując potencjalne kroki obu nowych administracji punktuje, że zwycięstwo Kamali Harris niewiele zmieni w naszych stosunkach międzyresortowych. Poważniejszych kroków prezydentki Harris upatruje się w kierunku Chin - jako głównego zagrożenia - bez jednoczesnego wycofywania się z Europy i z utrzymaniem politycznego i wojskowego przywództwa w NATO. Poza Chinami większe zmiany mogą przejawiać się też w podejściu do konfliktu Izraela z Palestyną na czele z zajęciem bardziej humanitarnej i zróżnicowanej polityki wobec Palestyny. Analitycy Paweł Markiewicz i Mateusz Piotrowski zwracają przy tym uwagę, że pozycja Harris może być słabsza, niż Bidena. To zachęci Rosję do ponownego testowania “granic” i zobowiązań USA.
Harris kontynuowałaby politykę Bidena wobec Rosji, uznawanej za państwo rewizjonistyczne i stanowiące zagrożenie militarne dla USA i ich sojuszników - punktują.
Głównym założeniem miałoby być dalsze traktowanie NATO jak kluczowego sojuszu dla amerykańskiego i europejskiego bezpieczeństwa.
Wiązać będzie się z tym utrzymanie dużego zaangażowania wojskowego w Europie (choć mniejsze redukcje nie będą wykluczone) i niekwestionowanie zobowiązań sojuszniczych, a jednocześnie utrzymanie presji na zwiększanie wydatków poszczególnych państw na obronność. Administracja Harris może być jednocześnie skłonna do rozpoczęcia negocjacji w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie - czytamy.
W przypadku zwycięstwa Trumpa USA mogą zmniejszyć zaangażowanie na terenie Europy, a przy tym dążyć do zawarcia szybkiego “układu” pokojowego z Rosją. Możliwe, że kosztem terenów Ukrainy.
Konsekwencją mniejszego znaczenia Europy dla administracji Trumpa może być ograniczenie obecności amerykańskich wojsk w Europie, uzasadniane większą potrzebą odstraszania Chin. Trump jednoznacznie postawi też na wsparcie Izraela w wojnie z Hamasem, chcąc doprowadzić do szybkiego zakończenia konfliktu.
PISM zauważa jednak, że “dążenie do wycofania USA z Sojuszu wydaje się mało prawdopodobne”. Niemniej Trump może podawać w wątpliwość amerykańską gotowość do realizacji zobowiązań sojuszniczych (jak to już wielokrotnie czynił), co będzie z kolei “destrukcyjnie wpływać na jedność NATO i może przyczynić się do ponownego wzmocnienia głosów o potrzebie wypracowania europejskiej autonomii strategicznej” - już bez Ameryki. Na nieprzywidywalność ponownych rządów Trumpa zwraca uwagę też dr hab. Tomasz Płudowski
amerykanista z Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej.