Makłowicz wypowiedział się na temat paragonów z wakacji. Nie ma dobrych wieści
Robert Makłowicz, znany krytyk kulinarny nie jest zdziwiony wysokimi cenami nad morzem. Tłumaczy, że świeże ryby stały się towarem luksusowym. Nie jest także zdziwiony faktem, że większość ryb pochodzi z Norwegii.
Z tego artykułu dowiesz się:
-
Co Robert Makłowicz sądzi o polskich smażalniach
-
Skąd jego zdaniem biorą się wysokie ceny ryb
Robert Makłowicz o nadmorskich kurortach
Ceny nad polskim morzem osiągają zawrotne sumy. Za obiad dla dwojga trzeba zapłacić już niemal 200 zł. Z kolei czteroosobowe rodziny przyznają, że często rezygnują z deseru, aby zaoszczędzić.
Co roku zdjęcia paragonów robią prawdziwą furorę w internecie. Właściciele restauracji i barów przyznają, że na ceny wpłynęła pandemia koronawirusa, ale nie tylko. Z kolei eksperci doradzają zwracanie uwagi na to, czy porcja ryby liczona jest na gramy.
Wszak być nad morzem i nie zjeść ryby to tak, jak być w Zakopanem i nie zjeść oscypka - wręcz niemożliwe. Tymczasem Robert Makłowicz podkreśla, że większość ryb, nie pochodzi z Bałtyku.
- Bałtyk jest morzem przełowionym, małym, mało słonym - tłumaczy. Dodaje, że bałtyckiej ryby nie uświadczymy nawet w sezonie.
I cóż, że z Norwegii
Większość ryb sprzedawanych w smażalniach nad Bałtykiem pochodzi z Morza Śródziemnego, a zwłaszcza z Norwegii. - Bałtyckie flądry są niestety maluteńkie - mówi Makłowicz. Zdaniem krytyka kulinarnego wspaniałą rybą jest turbot, ale o tego w smażalniach ciężko.
Robert Makłowicz tłumaczy, że ceny nad morzem wynikają z wielu czynników. Przede wszystkim jest to wzrost pensji w gastronomii, bowiem brakuje tam pracowników. Do tego zaznacza kwestię inflacji, która powoduje wzrost cen.
Podkreśla, że sam pieniędzy na jedzenie nie żałuje, ale pod warunkiem, że restauratorzy są uczciwi.
Byłeś świadkiem ciekawego zdarzenia? Masz interesujące zdjęcia lub filmik? Podziel się z nami wysyłając na redakcja@biznesinfo.pl