Nauczyciele masowo rezygnują z zawodu. Jednak wcale nie z powodu koronawirusa
Nauczyciele rezygnują z pracy
Zjawisko masowej rezygnacji z pracy nauczyciela opisał portal Dziennik Gazeta Prawna. Redaktorzy uzyskali od Ministerstwa Edukacji Narodowej informację, że w tym roku jest 3,7 wolnych wakatów na stanowisko nauczyciela, czyli o 400 mniej niż w ubiegłym roku. Jak to możliwe, skoro z pracy zrezygnowało 10 tys. nauczycieli?
ZNP podało, że w samej Wielkopolsce na emeryturę przeszło 339 nauczycieli (w ubiegłym roku było ich 208), 701 osób skorzystało w tym roku z urlopu dla poratowania zdrowia, to o 276 więcej niż w poprzednim roku.
Podobnie sytuacja zarysowała się w Małopolsce, gdzie z pracy zrezygnowało tysiąc nauczycieli, czyli dwukrotnie więcej niż w roku ubiegłym.
DGP przeprowadziło wśród placówek sondę, z której wynika, że samorządy otrzymują informacje dotyczące pedagogów, którzy rezygnują z pracy, przy czym szkoły nie zgłaszają w związku z tym żadnych problemów.
– Do tej pory żaden z dyrektorów nie sygnalizował problemów z brakiem kadry – powiedziała Monika Głazik z urzędu miasta Lublin w rozmowie z DGP.
Podobnie sytuacja wygląda w Katowicach. Krzysztof Kaczorowski z wydziału Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta w Katowicach przyznał, że koniec sierpnia to czas, w którym przejścia na emeryturę i ruchy kadrowe są częstym zjawiskiem, jednak ten miesiąc nie różni się znacznie od tych w ubiegłych latach.
Sytuacja wygląda podobnie w większości miast w Polsce, w związku z czym trudno wiązać niechęć nauczycieli do pracy w zawodzie z epidemią, choć ta i tak odcisnęła swoje piętno.
Braki w kadrach to problem, który stał się widoczny już kilka lat temu, po zlikwidowaniu gimnazjów. Wielu nauczycieli zrezygnowało wówczas z pracy, ponieważ aby wyrabiać pełen etat musieli zatrudniać się w kilku placówkach. Palącym problemem, który obserwuje się także od kilku lat jest spora rotacja nauczycieli, zwłaszcza językowych, którzy coraz częściej zatrudniają się w szkołach prywatnych.
Epidemia przyczyniła się tak naprawdę do tego, by z pracy zrezygnowali ci wahający się, którzy i tak planowali już zakończenie swojej kariery.
– Wielu nauczycieli odeszło na przysługujący im urlop, np. macierzyński, wychowawczy albo na emeryturę. Z moich rozmów z nimi wynika, że w wielu przypadku decyzja zapadła w związku z panującą w kraju sytuacją epidemiczną. Bali się powrotu do szkoły, nie chcieli ryzykować – wytłumaczył w rozmowie z DGP dyrektor szkoły podstawowej w Krakowie i dodał, że niektóre deklaracje dotyczące chęci zakończenia pracy w szkole leżały na jego biurku już w kwietniu i maju. – To pozwoliło mi zacząć szukać zastępstwa już pod koniec ubiegłego roku szkolnego. Nie udało się jednak skompletować całego zespołu przed wakacjami. Ciągle prowadzę rozmowy rekrutacyjne - zdradził dyrektor.
Są jednak szkoły, którym braki w kadrze udało się szybko zapełnić. Dyrektorzy niektórych placówek podają, że część wakatów udało się zapełnić kadrze, która już w szkole pracowała.
Brak w kadrach skutkuje także tym, że szkoły nie wymieniają nauczycieli co do których uczniowie i rodzice mają zastrzeżenia. Dyrektorzy wiedzą bowiem, że może być problem z ich zastąpieniem. Tyczy się to głównie osób nauczających przedmiotów ścisłych: fizyków, chemików, czy biologów.
Zgodnie z kartą nauczyciela osoby, które są już zatrudnione można obarczyć dodatkową pracą w wymiarze ¼ godzin obowiązujących pracownika w tygodniu. Jeśli nauczyciel wyrazi chęci, może wziąć ½ pracy więcej, jednak co do takich praktyk dyrektorzy są zgodni, że jest to rozwiązanie, ale na krótką metę. Im bliżej końca roku problem braków w kadrach będzie się pogłębiał, ponieważ rozpocznie się sezon grypowy i wielu pracowników przejdzie na zwolnienia lekarskie.