Wyszukaj w serwisie
polska i świat praca handel finanse Energetyka Eko technologie
BiznesINFO.pl > Twój portfel > Podatek od elektroniki szykowany przez rząd. Sprzęt może podrożeć nawet o kilkaset złotych
Maria Glinka
Maria Glinka 03.03.2021 01:00

Podatek od elektroniki szykowany przez rząd. Sprzęt może podrożeć nawet o kilkaset złotych

Podatek od smartfonów w 2021 r.
ARKADIUSZ ZIOLEK/East News

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Dlaczego resort kultury, dziedzictwa narodowego i sportu chce wprowadzić podatek od smartfonów

  • Jakie będą skutki nowej należności

  • Co na jej temat sądzą obywatele

Podatek od smartfonów ratunkiem dla artystów?

Podatek od smartfonów miał zostać wprowadzony w ubiegłym roku, jednak prace na ustawą zostały zamrożone w czasie kampanii prezydenckiej. Ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda stanowczo podkreślał, że nie podpisze się pod żadną ustawą, która wprowadza podatek od smartfonów, ponieważ będzie to dokument „niesprawiedliwy i konstytucyjnie wadliwy”.

Mimo tego Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu nie rezygnuje z koncepcji wdrożenia nowej należności. Zdaniem resortu niezbędne jest rozszerzenie aktualnie obowiązującej opłaty reprograficznej, która jest ukryta w cenie niektórych urządzeń np. pamięci USB, drukarek, kserokopiarek czy dysków.

Wraz z postępem technologicznym coraz mniej osób kopiuje utwory, ale nadal z nich korzysta przy użyciu innych sprzętów, w tym przede wszystkim telefonów komórkowych, laptopów czy tabletów. Tracą na tym twórcy dzieł, którzy nie rejestrują z tego tytułu żadnego zysku.

Dlatego też zgodnie z koncepcją proponowaną przez MKDNiS pobrany podatek od smartfonów ma trafić do ZAiKS i innych organizacji wspierających autorów. Portal money.pl podaje, że danina obejmie tylko telefony komórkowe, lecz także telewizory i komputery.

Za podatek od smartfonów zapłaci przede wszystkim użytkownik

Według wstępnych doniesień podatek od smartfonów ma wynieść ok. 6 proc. ceny danego urządzenia. Co to oznacza w praktyce? Podwyżkę. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców alarmuje, że producenci nie zawahają się przerzucić kosztów nowej należności na klientów, którzy będą musieli zapłacić o 300-600 zł więcej za elektronikę.

Wątpliwości budzi przede wszystkim czas wprowadzania nowej daniny. Sprzęty elektroniczne służą bowiem nie tylko do rozrywki - na przestrzeni ostatniego roku stały się przede wszystkim niezbędnym narzędziem pracy czy nauki w trybie zdalnym.

Na ten fakt zwracał uwagę również Andrzej Duda. „Obciążenie wszystkich smartfonów opłatą (podatkiem) na rzecz ZAiKS (prawa autorskie twórców i artystów), byłoby moim zdaniem niesprawiedliwe i konstytucyjnie wadliwe. To, że masz smartfona jeszcze nie oznacza, że korzystasz z utworów”, czytamy we wpisie prezydenta na Twitterze.

Poza tym wyższe ceny urządzeń mogą zwiększyć skalę wykluczenia cyfrowego, ponieważ nie każdy Polak będzie mógł pozwolić sobie na zakup droższego sprzętu. Aktualne dane są i tak wysoce niepokojące - z badania przeprowadzonego przez Federację Konsumentów wynika, że ponad 4,5 mln Polaków z grupy wiekowej 16-74 nigdy nie korzystało z internetu. Podatek od smartfonów może tylko spotęgować to zjawisko.

- Wielu Polaków jest zmuszonych do nieplanowanych wydatków. Dlatego niezrozumiałe jest wprowadzanie kolejnego podatku, który wpłynie na wzrost cen urządzeń niezbędnych obecnie do pracy i nauki. Wprowadzenie podatku od smartfonów uderzy nie tylko w konsumentów, ale też w polskich importerów i dystrybutorów elektroniki. Są to firmy, które zatrudniają dziesiątki tysięcy osób. Dodatkowy podatek z pewnością odbije się na możliwości konkurowania z zagranicznymi firmami - przyznał Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska.

Nic więc dziwnego, że na podatek od smartfonów nie ma społecznej akceptacji. Portal bankier.pl podaje, że firma Social Changes przeprowadziła badanie na przełomie stycznia i lutego 2021 r., z którego wynika, że 75 proc. ankietowanych sprzeciwia się nowej należności od elektroniki. Aż 54 proc. respondentów oznajmiło, że po wprowadzeniu daniny będzie kupować sprzęt rzadziej (24 proc.) lub zdecydowanie rzadziej (30 proc.). Zdaniem Cezarego Kaźmierczaka, prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, to ostatni moment, aby rząd wycofał się z prac nad niepopularną należnością.