Polacy rzucili się na sanki. Ceny sięgają do 500 zł
Z tego artykułu dowiesz się:
Zima spowodowała swoisty boom na sanki
Ile trzeba zapłacić za standardowe drewniane sanki
Co może być alternatywą wobec drogich sanek
Sanki sprzedają się jak ciepłe bułeczki
Takiej zimy nie było od lat. Po niemal bezśnieżnym ubiegłorocznym sezonie, wielu żartowało, że biały puch przyjdzie nam oglądać już tylko na filmach, tymczasem w tym roku solidnie posypało i jak się okazało nie był to jedynie epizod.
Co robić, gdy spadło tyle śniegu? W dobie wciąż utrzymujących się obostrzeń, Polacy uznali, że najlepiej postawić na tradycję, czyli na sanki. Tyle, że nie wszyscy je w swoich domach czy piwnicach mają, więc trzeba było naprędce je nabyć. Sprzedawcy sprzętu na brak zainteresowania nie narzekają, żartują wręcz, że owe zainteresowanie zaskoczyło ich podobnie jak obfite opady drogowców.
Przedstawiciele internetowego sklepu Gucio w rozmowie z Money.pl chwalą się, że w tym sezonie sprzedali już ponad 20 tys. sanek. Nie ukrywają również, że w związku z boomem na sprzęt musieli podnieść ceny, co jest efektem tzw. „kontrolowania popytu”. Sprzedawcy wyjaśniają, że gdyby ceny były niższe, to firmy nie nadążyłyby z produkcją.
- Poza tym, ceny wszystkich elementów rosną, więc fabryki zwyczajnie podnoszą ceny – tłumaczą w rozmowie z portalem pracownicy Gucio.
Ile zatem trzeba wyłożyć na sanki? W niektórych internetowych serwisach ceny luksusowego sprzętu z ocieplaczami czy śpiworami przekraczają nawet 450 zł. Standardowe, drewniane sanki osiągają ceny w okolicach 300 zł, podczas gdy jeszcze w grudniu, gdy nic nie zwiastowało śnieżnej zimy trzeba było za nie zapłacić nie więcej niż 100 zł.
O cenie sprzętu jak podaje Money.pl często decyduje termin wysyłki. Niektórzy internetowi sprzedawcy zaznaczają, że choć fabryki pracują na pełnych obrotach, to i tak się nie wyrabiają z dostawami. Nieraz więc trzeba czekać na wysyłkę nawet tydzień.
Co jeśli nie sanki?
Wysokie ceny sanek jak pisze portal nie odstraszają Polaków przed zakupem sprzętu. Katarzyna Jędrachowicz z serwisu Ceneo zdradza w rozmowie z WP Finanse, że boom na sanki wciąż trwa o czym świadczą liczne zapytania klientów w wyszukiwarce cen. W momentach wielkich opadów takich zapytań jest najwięcej. Między 7 a 13 stycznia Ceno odnotowało wzrost zapytań aż o 1460 proc. w porównaniu z drugim tygodniem grudnia.
Klienci, którzy nie spodziewali się aż tak wysokich cen sanek i chcąc zaoszczędzić - a przy tym nie rezygnować z zimowej rozrywki - szukają alternatywy, stawiają na tzw. jabłuszka.
- Nie każdego przecież stać na inwestycję za 200 zł. Więc, aby dzieci nieco poczuły magię zimowych atrakcji, kupują im właśnie jabłuszka - mówi Money.pl sprzedawca jednego ze sklepów.
Ceny tzw. jabłuszek do zjeżdżania kształtują się na poziomie 20-30 zł, choć jak zauważa portal, nie brakuje też ofert za 40 a nawet 50 zł, podczas gdy w poprzednich sezonach było to kilkanaście złotych.