Rosja od dłuższego czasu poszukuje możliwości wzmocnienia swojej pozycji. Próby uzależnienia Europy od swojej energii, czy wojskowe ruchy na Krymie, we wschodniej Ukrainie czy na Kaukazie podnoszą rangę Moskwy jednak krótkotrwale i nie rozwiązują problemów ekonomicznych kraju. Rosjanie potrzebują długofalowej strategii na podwyższenie swojego statusu, bo choć są w stanie we dwa dni dojść do Warszawy, kolejne dwa dni musieliby poświęcić na powrót do kraju, gdyż po prostu nie stać ich na wojnę.O sprawie tej pisze James Stavidris, były dwódca sił NATO w Europie. W opinii Stavridisa, którą opublikowano na portalu Forsal.pl, czytamy, że Rosjanie stawiają na sojusz Chinami, z którymi w okresie zimnej wojny trzymały się raczej na odległość. Kreml, który ma problemy z gospodarką kraju, posiada jednak bogate złoża naturalne, a Chiny mają ogromny potencjał, ale braki w surowcach naturalnych. Jak twierdzi Stavridis, dla obu sytuacja rozumie się sama przez się.Zbliżenie to ma swoją określoną logikę. Chiny wyrastają na globalną potęgę i mają wielką populację, ale brakuje im kilku kluczowych surowców naturalnych. Rosja podupada gospodarczo i ma coraz mniejszą populację, ale dysponuje zasobami drewna, wody, minerałów, złota, ropy i gazu. Oba państwa dzielą ze sobą długą granicę. I oba są reżimami autorytarnymi z silną władzą jednej partii lub jednej osoby - przekonuje były dowódca NATO.