Był budowany od góry do dołu. Trzonolinowiec, czyli jeden z największych eksperymentów budowlanych PRL-u
Aby zobaczyć jeden z największych eksperymentów budowlanych minionej epoki wystarczy wyjść ze stacji kolejowej Wrocław Główny i przejść przez ulicę Dworcową. Na rogu tejże ulicy i ul. Tadeusza Kościuszki znajduje się dzieło architektów Andrzeja Skorupy i Jacka Burzyńskiego. Trznonolinowiec lub - jak nazywają go czasem wrocławianie - "Wisielec", a także "Dom na kurzej łapce" jest awangardowym rozwiązaniem nie tylko na skalę polską, lecz europejską. Tego typu konstrukcji jest na naszym kontynencie bowiem jedynie kilka.
Trzonolinowiec jako modernistyczny eksperyment
Budynek zaskakiwał od samego początku, a więc gdy był jeszcze w budowie. Żelbetowy trzon oparto na dwunastu stalowych linach (stąd nazwa "Trzonolinowiec"), a następnie zaczęto wciągać do góry betonowe stropy, który były przyszłymi kondygnacjami budynku. Jak pisze bryla.pl, przechodnie łapali się za głowy widząc, że inżynierowie rozpoczynają od wciągnięcia najwyższego stropu. Później budynek systematycznie "rósł w dół".
Dom Roku 1967
Oddany do użytku w 1967 r. budynek mierzący 41 metrów i mieszczący 40 mieszkań na 12 piętrach okrzyknięto najlepszym budynkiem roku w całym PRL. Tytuł "mistera PRL" Trzonolinowiec zdobył zapewne nie tylko dzięki wyjątkowo oryginalnej i odważnej konstrukcji, ale także za naszpikowanie nowoczesnymi rozwiązaniami, takimi jak ogrzewanie podłogowe.
Początkowy sukces projektu miał być rozwijany na cały kraj, jednak szybko pojawiły się nieoczekiwane problemy. Mieszkańcy budynku zaczęli skarżyć się niestabilną konstrukcję, która objawiała się kołysaniem podczas silnych wiatrów. Budynek postanowiono więc wyłączyć z użytku, ku wielkiemu niezadowoleniu konstruktora.
"Wisielec" tematem legend miejskich i mieszkaniem dla gwiazd
Niezamieszkały teraz "Wisielec" i kołyszący się podczas wichur, szyko stał się tematem czarnych legend. Wrocławianie mówili, że na budynku ciąży klątwa, a śmierć w wypadku jednego z twórców, Jacka Burzyńskiego, była często uznawana za samobójstwo. Autor projektu miał się tak bardzo bać, że budynek się zawali, że postanowił przedwcześnie skończyć z życiem. Teoria ta nie nigdy nie została potwierdzona - pisze bryla.pl.
W 1974 r. postanowiono wzmocnić konstrukcję budynku poprzez obetonowanie lin. Budynek przestał w ten sposób wisieć na linach, co zaprzeczało już jego początkowej idei. Mimo wszystko "Trzonolinowiec" pozostał jednym z najciekawszych budynków we Wrocławiu i w Polsce. Po remoncie zamieszkiwany był przez artystów. Pomieszkiwał tutaj między innymi Bogusław Linda i Krzysztof Globisz.
"Trzonolinowiec" dziś
Obecnie budynek jest mocno zaniedbany. W najbliższym jego otoczeniu widać rozsypujący się beton, które najlepsze czasy ma już za sobą. Pomimo tego jest nadal zamieszkany i stanowi żywy przykład kreatywności twórców, którzy nie przeskoczyli jednak braków materiałowych, które wpłynęły na końcową jakość projektu.