Nie zadecydujesz sam kiedy pójdziesz na urlop, ale to nie jedyny problem. Przepis mnoży trudności
Urlop na żądanie pracodawcy
Wiele oburzenia wywołała tarcza antykryzysowa, z której wynika, że w okresie trwana COVID-19 przedsiębiorstwa będą mogły wysyłać swoich pracowników na zaległe urlopy, z zastrzeżeniem dogodnego dla siebie terminu tj. bez zgody podwładnego i nie oglądając się na plan urlopów. To właśnie wynika z tarczy antykryzysowej 4.0, która trafiła już do Senatu. Warto jednak zdać sprawę sobie z tego, że wprowadzenie tego typu przepisu, który jednoznacznie umożliwi wysyłanie pracowników na zaległy wypoczynek, w praktyce może ograniczyć uprawnienia zatrudniających.
Z drugiej strony miało to spowodować pewne ugruntowanie, a także scalenie przepisów nowej koronawirusowej rzeczywistości. Czy tak się stało? Nie do końca, bowiem to co miało usprawnić funkcjonowanie firm, tak naprawdę zaczęło utrudniać pracę, godząc przy tym w dobra samych pracowników. Wszak pracodawcy już teraz wysyłają samodzielnie zatrudnionych na zaległy wypoczynek, tyle że na podstawie ugruntowanego orzecznictwa (w tym Sądu Najwyższego). Skoro jednak przepisy twardo wskażą, że takie prawo przysługuje w okresie pandemii, sądy mogą dojść do wniosku, że po jej zakończeniu firmy nie mogą samodzielnie decydować o terminie zaległego wypoczynku (zmienić linię orzeczniczą na niekorzyść firm). Na dodatek nowy przepis limituje wymiar zaległego urlopu, którego firma może udzielać jednostronną decyzją, jak donosi portal gazetaprawna.pl.
Teraz urlopy a później?
Kolejnym problemem jest fakt, że sam prawodawca nie daje konkretnego rozwiązania na narastające problemy. Z projektu tarczy 4.0 wynika, że "w okresie stanu epidemii pracownicy nie będą zainteresowani wykorzystywaniem wypoczynku (m.in. z powodu ograniczeń związanych z dystansowaniem społecznym lub z działalnością obiektów i usług turystycznych)". Niesie to za sobą obawy kumulacji urlopów, w okresie dogodnym, a na pewno po pandemicznym. Stąd pomysł wysyłania pracowników na zaległe urlopy.
Alina Giżejowska, radca prawny i partner w kancelarii Sobczyk i Współpracownicy zaznacza, że tego typu zachowanie pracodawców jest powszechnie znane, bo w gestii firmy leży, kiedy do realizacji zaległego urlopu ma dojść, a ponieważ istnieje obawa przed popełnieniem wykroczenia nieudzielania wypoczynku w terminie, firmy mają prawo wysłać pracownika na niego nawet bez jego zgody.
Dodaje, że nowa regulacja może tę ugruntowaną praktykę odwrócić. Skoro teraz ustawodawca wprost wskazuje, że zaległego wypoczynku można udzielać bez zgody pracownika w okresie epidemii, to nie będzie można tego robić po jej zakończeniu. Jest to duża ingerencja w prawo pracy, mimo że niezbędna ze względu na niespotykane warunki pandemii koronawirusa.
Na korzyść podwładnego
Mimo to nowe przepisy w jednej kwestii stawiają pracownika w lepszej pozycji od pracodawcy. Firma może jednostronnie udzielić maksymalnie 30 dni urlopu niewykorzystanego przez zatrudnionego w poprzednich latach, a orzeczenia (w tym SN) dopuszczające kierowanie na wypoczynek bez zgody podwładnego dotyczą bowiem zaległego urlopu (w pełnym wymiarze), a nie ograniczonego do 30 dni. A w wielu firmach kumulacja urlopów jest dość powszechną praktyką (także ze strony pracowników, którzy nie zawsze są zainteresowani korzystaniem z wolnego). Przypadki znaczącego nagromadzenia wypoczynku wcale nie są rzadkie.
Profesor Monika Gładoch, radca prawny z kancelarii M. Gładoch Specjaliści Prawa Pracy tłumaczy przy tym, że "wielu zatrudnionym opłaca się kumulować urlop, bo – w razie wypowiedzenia – zależy im na otrzymaniu wysokiego ekwiwalentu".
Jednocześnie, dlaczego jest to akurat 30 dni? Nie wiadomo, a bynajmniej nie tłumaczy tego polski ustawodawca.