Wyszukaj w serwisie
polska i świat praca handel finanse Energetyka Eko technologie
BiznesINFO.pl > Praca > Kobiety na budowie koszą męską konkurencję. Barbara Łukasiak: "Za dużo testosteronu"
Natalia Ziółkowska
Natalia Ziółkowska 07.11.2024 16:30

Kobiety na budowie koszą męską konkurencję. Barbara Łukasiak: "Za dużo testosteronu"

Wchodzę na budowę, witam się z panią kierownik, która wygląda jak elegancka, drobna kobieta. Mówię: "Boże dziewczynko, jak ty sobie tu radzisz z tymi chłopakami?". I nagle napatoczył się jakiś mężczyzna, który podpadł tej kobiecie... I usłyszałam łacinę budowlaną – mówiła podczas rozmowy w programie Kobiety Biznesu Barbara Łukasiak, dyrektor handlowy Muraspec i prezes Fovere. 

Rozmowa z Barbarą Łukasiak, dyrektor handlową Muraspec i prezes Fovere

Natalia Ziółkowska, redaktorka BiznesInfo: W niektórych zawodach wciąż panuje patriarchalny model kulturowy, który ogranicza rolę kobiet w podejmowaniu decyzji. Jak wygląda sytuacja w branży budowlanej oraz jak współczesny rynek pracy postrzega kobiety? 

Barbara Łukasiak: Budownictwo to trudna dziedzina. Zawsze mówiło się, że to raczej "męska branża". Ale ja uważam, że jest to już nieaktualne. Kobiety są bardzo silne i osiągnęły naprawdę wiele. Nawet w naszej branży wnętrzarskiej widzimy ogromny progres. I mimo, że zajmujemy się wnętrzami, to ja sama bardzo często chodzę na budowy. I spotykam tam kobiety – kierowniczki, inspektorki, zastępczynie. Te kobiety nie tylko siedzą w biurach, ale zakładają kaski, kamizelki, okulary ochronne i glany, by rządzić na placu budowy. To naprawdę utalentowane inżynierki i specjalistki najwyższej klasy. Z racji tego, że budownictwo było przez długi czas domeną mężczyzn, kobiety muszą udowodnić swoją wartość i często robią to z podwójną siłą. I na 100 proc. na każdej budowie są kobiety.

Jednak według danych tylko 8 proc. pracowników w polskim sektorze budowlanym to kobiety. Więc patrząc na nie – nie jest ich tak dużo. Dla przykładu podam, że w Norwegii jest ich 35 proc., w Danii 25 proc., a w Wielkiej Brytanii 20 proc. 

Uważam, że te statystyki są nieco zaniżone. Sądzę, że to może być kwestia tego, jak prowadzone są te badania – może obejmują wszystkich pracowników sektora budowlanego, w tym fizycznych robotników, gdzie mężczyzn jest zdecydowanie więcej. Ale jeśli mówimy o wyższych stanowiskach – takich jak kierowniczki budów czy inżynierki – to zdecydowanie te liczby również się zwiększają. Mogą sięgać nawet do 30-40 procent. Mam wiele przykładów z życia, kiedy wchodzę na budowę, witam się z panią kierownik budowy, która wygląda jak elegancka, drobna kobieta – jak ładna laleczka Barbie. Nic nie wskazuje na to, że jest szefową na budowie dużego obiektu publicznego. Mówię: "Boże dziewczynko, jak ty sobie tu radzisz z tymi chłopakami?". I nagle napatoczył się jakiś mężczyzna, który podpadł tej kobiecie... I usłyszałam łacinę budowlaną. 

Więc mimo tego, że widzę, jak trudna jest ta praca, to zaskakujące jest, jak świetnie sobie radzą w takim męskim środowisku. 

Ja słyszałam natomiast o historii, według której kobiety bywają zbyt stanowcze, zbyt bezkompromisowe... Jak znaleźć taki zdrowy balans? I od czego takie skrajne zachowanie może być uzależnione?

Wydaje mi się, że może być to kwestia charakteru danej osoby. I pokłosie naszej polskiej kultury. Kobiety w branży budowlanej muszą być silne, stanowcze i dobrze przygotowane. Często, żeby zaistnieć w takim męskim środowisku, muszą wykazać się większymi umiejętnościami organizacyjnymi, szczegółowością i determinacją. Czasami można usłyszeć, że kobiety są zbyt stanowcze, zbyt konkretne, zbyt szczegółowe, ale to chyba naturalne. One czują, że muszą udowodnić, że należą do tego świata. Zresztą, nie ma w tym nic złego, bo to często przekłada się na większą dokładność i skrupulatność w pracy. 

A wracając jeszcze do przytoczonych wcześniej danych: ile jest kobiet w branży w innych krajach – myślę, że wynika to z różnic kulturowych. W krajach skandynawskich kobiety od dawna są traktowane równorzędnie w kwestiach zawodowych. Nie tylko w budownictwie. Mają pełne prawo do realizowania swoich ambicji, a społeczeństwo jest bardziej otwarte na ich obecność w "męskich" zawodach. W Polsce proces emancypacji kobiet w budownictwie dopiero się rozwija. I to widać – kobiety coraz częściej decydują się na takie zawody, ale cały czas spotykają się z pewnymi uprzedzeniami. To stopniowo się zmienia, ale wymaga czasu i ciągłego przełamywania tych barier.

Z raportu "Dziewczyny na politechniki!" wynika, że zainteresowanie kobiet kierunkami technicznymi wzrasta. Z naszej rozmowy również – że jest ich we wcześniej zdominowanych przez mężczyzn branżach coraz więcej. Jednak wydawać by się mogło, że szklany sufit wciąż istnieje...

...nie zgadzam się z tym, że kobiety mają jakikolwiek "szklany sufit" w branży budowlanej. Z mojego doświadczenia wynika, że kobiety, które mają odpowiednią wiedzę, charyzmę i silny charakter – nie napotykają na żadne bariery. Wręcz przeciwnie – mogą sięgać wysoko. Oczywiście, kobiety w biznesie różnią się od mężczyzn w sposobie podejścia do sprawy. Często są bardziej skrupulatne, zwracają uwagę na detale, ale to nie jest wada – to raczej atut, który sprawia, że prace budowlane są realizowane precyzyjnie. Są kobiety, które potrafią złagodzić atmosferę, jak np. w sytuacjach konfliktowych, i to jest ich ogromna siła. 

Mieliśmy nawet taki przypadek, że pan montażysta na budowie spiął się z panem inspektorem. Zadzwonili do nas. I kobieta z naszego biura stwierdziła: "Za dużo testosteronu. Trzeba troszeczkę zelżeć. Przyjadę". [śmiech] 

Od wielu lat budujesz doświadczenie w firmie Muraspec. Jak byłaś postrzegana na początku: czy w tej firmie, czy na początku swojej kariery? Mogłabyś też wspomnieć o swoim wykształceniu, bo rozmawiałyśmy off the record, że twoja droga zawodowa była zupełnie inna niż można się było spodziewać. Jak zmieniło się postrzeganie Ciebie po objęciu stanowiska dyrektora handlowego?

Nie lubię się tytułować. Ja jestem po prostu Basią, Barbarą – ale nie Baśką. [śmiech] Moja droga zawodowa nie była typowa. Zaczynałam w hotelarstwie: udało mi się otworzyć dwa hotele w Polsce, a także byłam częścią zespołu otwierającego hotele za granicą. Potem przeszłam na drugą stronę mocy, czyli do finansów. Byłam jednym z pierwszych pracowników, którzy zajmowali się opieką nad bogatymi klientami w prywatnym banku. I doradztwem inwestycyjnym. To było kompletnie inne doświadczenie.

Więc to była naprawdę odmienna droga…

Tak, zupełnie inna. Jednak z czasem, zupełnym przypadkiem, natrafiłam na branżę budowlaną. I to było coś zupełnie innego, ponieważ to nie jest sprzedaż "chmur". To jest sprzedaż konkretów: rzeczy, które widać. Doradztwo w tej branży to coś, co daje ogromną satysfakcję – widzisz, jak powstaje dany obiekt, jak są dobierane materiały, kolory, detale. Zdecydowanie czułam, że to jest coś, w czym mogę się odnaleźć. Przeszłam do Muraspec i od razu wiedziałam, że trafiłam we właściwe miejsce.

Praca w tej firmie to mój konik. Czasami mówię, że to jest jak narkotyk. Nie traktuję tego jak pracę - uwielbiam to, co robię. Mój zespół, z którym współpracuję, jest zgrany, fajny - prawie same kobiety, oprócz głównego dyrektora. Zresztą klienci również szanują naszą pracę. Z racji mojego wcześniejszego doświadczenia z innych branż mogłam rozwinąć firmę, a kluczowe było dla mnie traktowanie ludzi z szacunkiem – bo w biznesie chodzi przede wszystkim o ludzi, nie o firmę jako taką. To oni są najważniejsi. I każdy człowiek jest inny - co chatka to zagadka. [śmiech]

Czy Ty również – jako kobieta – czułaś, że musisz więcej udowodnić?

Czasami, rzeczywiście, mężczyźni wolą rozmawiać z dyrektorem, z osobą z tytułem. Pamiętam, że kiedy zaczynałam w tej branży, zdarzało się, że ktoś chciał rozmawiać z dyrektorem – mężczyznom bardziej zależy na tytułach. 

Właśnie w tym momencie – mówiąc to – uświadomiłam sobie, że faktycznie tak jest. 

A jak wyglądało Twoje zaangażowanie w rozwój firmy?

Wkład był ogromny. Udało mi się stworzyć świetny zespół, który naprawdę funkcjonuje jak zgrana drużyna. Część doświadczenia wyniosłam z pracy w hotelarstwie, gdzie nauczyłam się komunikacji z ludźmi, nawet z osobami z różnych kultur. Pracowałam w Niemczech w hotelu, gdzie obsługiwałam gości z 52 różnych narodowości, więc musiałam nauczyć się dyplomacji i łagodzenia wszelkich napięć. I to doświadczenie sprawiło, że w pracy w budownictwie wiem, jak rozmawiać z ludźmi, jak ich szanować. To z kolei pomogło mi rozwinąć Muraspec.

W – tak zwanym – międzyczasie otworzyłaś własną, polską markę Fovere, będącą producentem paneli akustycznych. Skąd w ogóle pomysł na jej założenie?

Fovere to moja „córeczka”. Mam dwóch synów, ale Fovere to moja firma, którą założyłam razem z moją współpracownicą – i przyszłą synową. Zaczęło od tego, że Muraspec przez kilka lat był dystrybutorem paneli akustycznych – takich filcowych, bardzo fajnych, ekologicznych, z recyklingu. To były świetne produkty, ale pochodziły z bardzo dalekich krajów, z Australii czy Nowej Zelandii. Po pewnym czasie postanowiłyśmy spojrzeć na rynek i zastanowić się, co można by w nim zmienić. Pojawiła się potrzeba stworzenia czegoś lokalnego, co byłoby odpowiedzią na te odległe źródła. 

Znalazłam osobę, która miała odpowiednią maszynerię i przestrzeń do produkcji. Nauczyłam go, jak tworzyć nasze panele na wyłączność. To było bardzo ekscytujące, bo same zaczęłyśmy tworzyć kolory, zaczynając od kredek, przez mieszanie włókien, ważenie ich dosłownie na mikrogramy. To była niesamowita zabawa, bo z tych prób wyszły piękne, unikalne kolory. Co ważne, kolory te inspirowane są naturą, ale też tym, czego potrzebowali projektanci i architekci – zawsze słuchamy ich potrzeb, bo to jest część naszego biznesu, która daje ogromną satysfakcję. 

A jak wyglądają same panele? Czym się wyróżniają?

To nie są tylko ładne panele. To produkty akustyczne, które poprawiają komfort dźwiękowy w pomieszczeniu. Panele są trudnopalne, mają ekologiczne właściwości, co wyróżnia nas na rynku. Dodatkowo, mamy pełną kontrolę nad tym, skąd pochodzą włókna używane w produkcji – są to włókna z recyklingu, ale w pełni świadomie i bezpiecznie pozyskiwane. Dla mnie osobiście bardzo ważne jest to, że w naszych produktach nie ma tych „laleczek” z Chin, które zostały wycofane z rynku, bo są trujące. My wiemy, skąd pochodzi nasz recykling. To dla nas kwestia uczciwości. 

Jak w ogóle powstała nazwa firmy Fovere?

Pomysł na nazwę też pojawił się w wyniku różnych przemyśleń. Szukałyśmy nazwy, która nie tylko będzie wpadała w ucho, ale będzie również mówiła o filozofii naszej marki. Fovere pochodzi od łacińskiego słowa „fovero”, które oznacza coś przytulnego. Chciałyśmy, by marka kojarzyła się z czymś ciepłym, komfortowym. To była nasza inspiracja – zmodyfikowałyśmy nazwę, żeby była bardziej melodyjna i łatwa do zapamiętania. 

Jak te panele faktycznie działają? W jaki sposób poprawiają akustykę?

Są wykonane z materiałów takich jak sprasowany poliester, czyli włókna plastikowe. Ale nie jest to zwykły plastik, tylko odpowiednio przetworzony, by spełniał swoje zadanie. Dźwięk wchodzi w panele i „grzęźnie” w nich, zamiast się odbijać. Dlatego idealnie sprawdzają się w biurach, szkołach, a także w bardziej profesjonalnych miejscach, jak studia nagrań. Dzięki odpowiedniej ilości paneli, poprawia się komfort akustyczny – dźwięk nie odbija się od twardych powierzchni, więc łatwiej się skupić. 

No właśnie, to jest kluczowe w open space’ach, gdzie wszyscy pracują razem, ale każdy nad czymś innym. Ważne jest, żeby można było się spokojnie skupić. Czy te panele akustyczne są skierowane także do powierzchni mieszkalnych, czy głównie do przestrzeni biurowych?

Tak, oczywiście, mogą być stosowane w różnych miejscach, ale głównie wykonujemy aranżacje w biurach, hotelach, a także w sektorze edukacyjnym. Mimo że prywatne osoby też korzystają z naszych paneli, to warto podkreślić, że niektóre osoby mylą dwa pojęcia: akustykę komfortu a akustykę tłumienia dźwięków. Panele, które produkujemy, poprawiają komfort akustyczny, ale nie zatrzymają dźwięku od sąsiada. Jeśli ktoś ma głośnego sąsiada, to musiałby też on zadbać o swoją akustykę. 

Co Was wyróżnia na zagranicznych rynkach?

Mamy pełną kontrolę nad produktem, ponieważ panele produkujemy w Polsce, przechowujemy je tutaj i poddajemy obróbce. A to, co nas wyróżnia na rynku zagranicznym, to nie tylko unikalne kolory, ale także sposób, w jaki traktujemy naszych klientów. Doceniają nasze produkty, bo są inne

Wspomniałaś o konkurencji. Jakie wyzwania napotykacie jako polska marka?

Mamy do czynienia głównie z nieuczciwą konkurencją, która nas kopiuje. Ale, jak to mówią, kopiuje się najlepszych, więc traktujemy to jako komplement. Mimo wszystko, często spotykamy się z problemem, że ktoś podaje się za polskiego producenta, podczas gdy w rzeczywistości ściąga produkty z Chin. Więc jeśli ktoś twierdzi, że jest polskim producentem, a ma chińskie papiery, to może budzić wątpliwości. My skupiamy się na jakości, bo mamy certyfikaty i spełniamy wszystkie polskie normy. Poza tym, kluczowym czynnikiem w naszym biznesie jest uczciwość, zarówno w produkcji, jak i w relacjach z klientami.

Chciałam jeszcze zapytać o to, jak łączyłaś życie zawodowe z macierzyństwem? Mówiłaś, że masz dwóch synów..

…tak, ale już dorosłych.

Jednak kiedyś byli młodzi, a Ty prężnie – jak opowiadałaś wcześniej – rozwijałaś swoją karierę. 

To nie było łatwe. Ale, podobnie jak wiele kobiet, miałam wsparcie mojej mamy i niani. Wiedziałam, że nie zaszkodzę moim dzieciom, jeśli będą chodziły do żłobka czy przedszkola. Myślę, że potem były z tego dumne. Patrzyły na mnie i widziały, że mama pracuje, że jest elegancka, umalowana, że ma swoje życie zawodowe. I to im dawało poczucie, że nie wszystko kręci się tylko wokół nich. To, co jest ważne, to znaleźć równowagę. Ja nie uważam, że te lata były trudne – były po prostu inne. 

Barbaro, dziękuję Ci serdecznie za tę rozmowę.