Napisał i zaśpiewał hity na płycie, która pokryła się platyną. Andrzej Piaseczny dostał tylko 7 tys. zł
Z tego artykułu dowiesz się:
-
Niedawno minęła 25 rocznica premiery jednej z najlepiej sprzedających się polskich płyt
-
Dlaczego śpiewający na krążku Andrzej Piaseczny na nim nie zarobił
-
Jak krytycy muzyczni wyjaśniali sukces płyty
Jak powstała płyta saksofonisty De Mono?
Jest 1995 rok. Muzycy De Mono, jednego z najpopularniejszych wówczas polskich zespołów po kolejnej pokrytej platyną płycie i trasie koncertowej chcą nieco od siebie odpocząć i skupić się na solowych projektach . Własny album planuje wówczas założyciel grupy Marek Kościkiewicz, jej wokalista Andrzej Krzywy, ale też saksofonista Robert Chojnacki.
W przypadku tego ostatniego jest jednak pewien problem – nie potrafi śpiewać. Chojnacki ma świadomość swoich niedostatków wokalnych i wpada na dość oryginalny wówczas pomysł, by zaśpiewał ktoś inny. Początkowo myśli o znalezieniu wokalistki, a stworzenie tekstów powierza ówczesnemu liderowi zespołu Mafia Andrzejowi Piasecznemu.
Szukanie wokalistki idzie jednak jak po grudzie, więc zniechęcony Chojnacki prosi „Piaska”, by zaśpiewał wersje demo napisanych przez siebie tekstów. Okazuje się, że wypada tak dobrze, że saksofonista De Mono daje sobie spokój z szukaniem dziewczyny na wokal i powierza śpiewanie wschodzącej wówczas gwieździe polskiej sceny muzycznej.
Pod koniec 1995 roku ukazuje się płyta „Sax & Sex”. Początkowo mało kto wierzy w jej sukces. Sam fakt, że nie wydał jej szefowany w tamtym czasie przez Marka Kościkiewicza koncern, a malutka wytwórnia przyjaciela Chojnackiego Ryszarda Adamusa o czymś świadczy. Tymczasem nie mija wiele czasu, a promujące płytę single stają się wielkimi hitami. Listy przebojów podbija „Budzikom śmierć”, a potem „Niecierpliwi”, czy hulające do dziś w rozgłośniach radiowych „Prawie do nieba”.
- Niewątpliwym atutem tej płyty są kompozycje. Nie wiadomo, jak Chojnacki zdołał na jednej płycie zmieścić aż tyle wielkich hitów. Inni stają na głowie, żeby mieć choć jeden, tu jest ich przynajmniej siedem! – pisał na łamach „Gazety Wyborczej” nieżyjący już krytyk muzyczny Robert Leszczyński.
Popularność piosenek przełożyła się na ogromny sukces albumu, który szybko pokrył się złotem, a następnie platyną . Oczywiście płyta okazała się ogromnym sukcesem komercyjnym.
- To był największy mój sukces komercyjny. „Sax & Sex” przebił wszystko, co robiłem z De Mono i stał się w ogóle jednym z największych sprzedażowych hitów w polskiej fonografii – coś ponad 1 350 000 kopii – wspominał po latach w rozmowie z serwisem Polskaplyta.pl Chojnacki. Co ciekawe, na oficjalnej stronie zespołu widnieje informacja, jakoby płyta sprzedała się w nakładzie ponad 1,5 mln egzemplarzy.
Skąd wielki sukces płyty?
Skąd tak wielki sukces albumu? Robert Leszczyński wyjaśniał to wspomnianą przebojowością. Tym, że Chojnacki w odróżnieniu od kolegów z branży nie przejmował się tym co powiedzą krytycy, a myślał a tym, czego chcą słuchać Polacy . Ci już wtedy masowo słuchali disco polo.
- Chojnacki ze swoimi bezpretensjonalnymi hitami dał ludziom muzykę środka. Muzykę do nucenia, tańczenia, przytulania i trzepania dywanów. Okazało się, że gra muzykę dla niemal tej samej publiczności co Milano i Bayer Full , z tą tylko różnicą, że jego piosenki były lepiej skomponowane, zaaranżowane, zaśpiewane, nagrane i wypromowane – wyjaśniał fenomen płyty Leszczyński.
Zarówno Leszczyński jak i sam Chojnacki mieli jednak świadomość, że nie byłoby sukcesu płyty gdyby nie Andrzej „Piasek” Piaseczny.
- Odpowiednia osobowość pozwoliła wyciągnąć te kompozycje i nadać im właściwego kształtu. I duża w tym zasługa Andrzeja Piasecznego, który wstrzelił się w mój materiał idealnie . Między nami zaistniała artystyczna chemia i dalej wszystko zaczęło się samo kręcić – mówił we wspomnianym wywiadzie Chojnacki.
Ile Andrzej Piaseczny zarobił na kultowej płycie?
Jak wspomniano płyta sprzedała się do dziś w grubo ponad milionowym nakładzie. Sukces ten przebiła chyba tylko Budka Suflera z krążkiem „Nic nie boli tak jak życie”, na której Krzysztof Cugowski brawurowo wykonał „Takie tango”. Okazuje się, że mimo tak ogromnej sprzedaży albumu, współtwórca jego sukcesu zarobił na nim dość niewiele. Ujawnił to w swojej książce „Na krzywy ryj” (wywiad- rzeka, który przeprowadził Kuba Frołow) wokalista De Mono, Andrzej Krzywy.
- Dogadali się (Chojnacki z Piaskiem – red.), że za ten gościnny występ Piasek zainkasuje honorarium w wysokości – uwaga – siedmiu tysięcy złotych . Po tysiąc za kawałek, co było normalną stawką w tych czasach – opowiada Krzywy.
- Przecież nikt nie spodziewał się, że to będzie taki strzał. Więc nagle koledzy zarabiają miliony, a Piasek... I zamiast ruszyć głową i „dosypać” coś Piaskowi, Robert uznał, że umowa to umowa i zostaje po staremu. Jest w tym głęboka niesprawiedliwość , bo przecież gdyby nie głos i charyzma Andrzeja, nie byłoby sukcesu – dodaje w książce wokalista De mono.
Nie można wykluczyć, że gdyby Chojnacki inaczej potraktował muzycznego kompana, wówczas panowie mogliby stworzyć kolejną hitową płytę, a ostatecznie rozstali się wówczas w nienajlepszej atmosferze . Andrzej Piaseczny wrócił na chwilę do Mafii, a później skupił się na solowej karierze, zaś Chojnacki nagrał drugi album z nowym wokalistą, który nawet nie zbliżył się do sukcesu „Sax & Sex”.
Po latach panowie jednak się pojednali i okazyjnie ze sobą współpracowali. Nagrali wspólnie piosenkę świąteczną „Miejsce gdzie czekam”. „Piasek” zaśpiewał również gościnnie na kolejnej płycie Chojnackiego „Saxophonic” , obok m.in. Pawła Kukiza, czy Krzysztofa Kiljańskiego. Saksofonista De Mono skomponował również utwór „2 long”, który obchodzący niedawno 50 urodziny Andrzej Piaseczny zaprezentował na Eurowizji .