3 klientów na kasę nie zawsze zasadą. Niektóre sklepy przymykają oczy
W Biedronce liczy ochrona, jak w mniejszych sklepach?
Przypomnijmy, że wprowadzone w zeszłym tygodniu przez rząd obostrzenia zakładają, że w sklepie będzie może przebywać w danym momencie trzy razy więcej ludzi, niż jest w nim kas. Oznacza to, że jeśli w supermarkecie jest np. 10 kas, to zakupy będzie mogło robić w danej chwili maksymalnie 30 osób. W przypadku osiedlowego sklepu, gdzie jest jedna kasa, liczba maksymalnych klientów to zaledwie trzy.
O ile większe sieci jak Biedronka czy Lidl nie mają problemów z przestrzeganiem nowych zasad, bo porządku pilnują ochroniarze, to już mniejsze sklepy są w trudniejszej sytuacji.
Właściciel kilku mniejszych placówek handlowych w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że w jego sklepach liczenie klientów jest na głowie kasjerek. Przedsiębiorca nie ukrywa jednak, że przestrzeganie narzuconych zasad jest trudne.
- No bo jak to niby robić? Zatrudnić specjalną osobę, która będzie zamykać drzwi, jak przyjdzie trzecia osoba? Fantastyczny pomysł, ale ja teraz staję na rzęsach, żeby nie zwalniać ludzi, a o zatrudnianiu nowych to w ogóle nie ma mowy – mówi sklepikarz.
- To nie jest tak, że w sklepach jest dziesięciu klientów na kasę, że nikt tego nie pilnuje. Ale na pewno mniejszy handel po prostu przymyka na to oczy, czy są cztery osoby na kasę czy pięć – dodaje.