Były szef Google: zużywajmy więcej energii, celów klimatycznych i tak nie osiągniemy
Sztuczna inteligencja pożera ogromne ilości zasobów, a apetyt na kilowaty wciąż rośnięcie. Za obsługą każdego promptu stoją setki największych centrów danych, w których działają najbardziej zasobożerne GPU w historii. Czy takie wykorzystanie energii przekłada się na proporcjonalne rezultaty? Według jednego z najważniejszych postaci w historii Google - tak.
Rozwój sztucznej inteligencji ogromnym kosztem. Big tech porzuca zeroemisyjność
Rozwój dużych modeli językowych nazywanych sztuczną inteligencją dramatycznie zwiększył konsumpcję energii przez spółki big tech. Porzuciły one także swoje programy zerowej emisji dwutlenku węgla. Próżno jednak szukać zysków czy korzyści adekwatnych do takiego życia zasobów. Bez ogródek powiedział o tym Eric Schmidt, który otwarcie zaczął zachęcać do porzucenia celów klimatycznych.
Jak informuje The Register, podczas jednej z debat, jaka miała miejsce w ostatnim czasie w Waszyngtonie, Schmidt stwierdził, że nie zgadza się z zastrzeżeniami wielu ekspertów, którzy ostrzegają, że tempo rozwoju sztucznej inteligencji i coraz większe zapotrzebowanie na moc obliczeniową poprowadzi nas prosto do ogromnego kryzysu energetycznego. Nawet jeśli takie ryzyko potwierdzają decyzje m.in. Microsoftu. Korporacja na potrzeby swoich centrów danych chce ponownie uruchomić elektrownię jądrową Three Mile Island w Pensylwanii, gdzie pod koniec lat 70. doszło do stopienia rdzenia reaktora.
Google porzuca neutralność węglową. Powód mógł być tylko jedenMaski opadły: Eric Schmidt zachęca do porzucenia celów klimatycznych
Można byłoby się spodziewać, że skoro Schmidta nie przekonuje rosnące zużycie energii przez centra danych, to przemówią do niego skutki środowiskowe. Wszak każdy sekunda pracy centrum danych to nie tylko pobranie energii, ale też emisja dwutlenku do atmosfery. Nawet jeśli centrum jest zasilane z odnawialnych źródeł, to przecież dzisiejsze centra to całe miasteczka z ogromną towarzyszącą infrastrukturą, wysokoemisyjnym chłodzeniem i skomplikowanymi, wielopoziomowymi systemami awaryjnego zasilania i zróżnicowanymi zabezpieczeniami.
W ocenie byłego szefa Google dalszy rozwój sztucznej inteligencji nie jest problemem także pod względem kanalizacji katastrofy klimatycznej. Zachęca on nawet do rozwoju SI kosztem porzucenia celów klimatycznych wyznaczanych w USA na poziomie federalnym. W Waszyngtonie Schmidt powiedział:
Możemy popełniać błędy w odniesieniu do sposobu ich [technologii - przyp. red.] wykorzystania, ale zapewniam, że nie osiągniemy wiele poprzez ochronę środowiska. I tak nie osiągniemy celów klimatycznych, ponieważ nie jesteśmy do tego zorganizowani.
Schmidt postuluje, aby porzucić ograniczenia dla rozwoju techniki i przestawić jej rozwój na całą naprzód. Co ciekawe, podobne wypowiadał się w ostatnim czasie Bill Gates, lecz w swoim łagodnym stylu odpowiadającym starannie wykreowanemu medialnemu wizerunkowi pogodnego, poczciwego emeryta.
Schmidt przekonuje, że widzi w sztucznej inteligencji ratunek
Skąd taki wzrost zainteresowania akceleracjonizmem Marka Fishera u przebrzmiałych, lecz wciąż diablo wpływowych postaci big techu? Schmidt argumentuje, że cele klimatyczne, ograniczenia emisji gazów cieplarnianych oddalają nas od rozwoju techniki, a to właśnie ona daje szansę, aby wynaleźć sposób na walkę z katastrofą klimatyczną. Były szef Google nie uzasadnia swojego przekonania i nie wskazuje, jak konkretnie SI miałaby doprowadzić do ograniczenia emisji, skoro sama się do nich przyczynia.
Oczywiście nie zabrakło głosów, że wystąpienie w Washingtonie to zwyczajny przejaw lobbingu ze strony Schmidta. W imię bieżących interesów, portfela swoich akcji i zarządów korporacji, w których zasiada, próbuje on wpłynąć na administrację USA, aby rozluźnić cele klimatyczne. Schmidt jednak konsekwentnie twierdzi, że sztuczna inteligencja, ta, przez którą big tech porzucił zerową emisyjność, finalnie przełoży się na poprawę stanu naszej planety.