Musimy być gotowi na spore podwyżki prądu. Nie wszyscy zapłacimy po równo
Ceny prądu wzrosną w 2021 roku, ale niektórzy zapłacą więcej
Ceny prądu w 2021 roku będą wzrastać nierównomiernie dla różnych grup. Potwierdził to ekspert portalu WysokieNapięcie.pl Rafał Zasuń, w rozmowie w programie "Money. To się liczy". Producenci zaapelowali o podwyżki (jak co roku), ale Urząd Regulacji Energetyki (URE) zablokuje tylko część z nich.
- Ceny dla gospodarstw domowych wciąż są trzymane w ryzach Urzędu Regulacji Energetyki, a Urząd nie pozwala na taką skalę podwyżek, jaką chciałyby przeprowadzić spółki energetyczne, poza Śląskiem i Warszawą, gdzie ceny już są uwolnione - mówił Zasuń na wideokonferencji.
Jak jednak wskazuje ekspert, najbardziej oberwie się małym i średnim firmom. W tym sektorze uwolniono już ceny prądu, a co za tym idzie URE nie ma już za wiele do powiedzenia. Co prawda, przedsiębiorstwa mogą zmienić dostawcę lub z nim negocjować, ale brakuje im argumentów, jak i zbyt dużego wyboru sprzedawców energii.
Uderzenie w małe i średnie firmy w dobie kryzysu może wywołać fatalne skutki gospodarcze. Już teraz wiele przedsiębiorstw odnotowuje straty, dochodzi również do cięć w zatrudnieniu, czy upadłości. Wzrost cen prądu może przeważyć w firmach, które trzymają się na rynku ostatkiem sił. Z kolei te, które się utrzymają, mogą podwyższyć ceny usług i produktów, co odbije się na konsumentach.
Rafał Zasuń wskazuje, że w takiej sytuacji nie znajdą się gospodarstwa domowe ze względu na kontrole URE. Choć dostawcy żądają podwyżek rzędu 20 proc, czy nawet 40 proc. instytucja zgodzi się na maksymalnie 5-10 proc., czyli około kilku złotych miesięcznie.
Ekspert wskazuje na kontrowersyjne rozwiązanie w sprawie cen prądu
- Pora zastanowić się nad sensem regulowania cen dla wszystkich gospodarstw. Nie ulega wątpliwości, że najbiedniejsi powinni mieć najtaniej, natomiast utrzymywanie takiej polityki dla wszystkich nie ma sensu ekonomicznego - mówił Zasuń dla money.pl.
Zdaniem eksperta, podwyższenie cen prądu dla prywatnych odbiorców nie byłoby wcale złym pomysłem i utrzymywanie takich samych kosztów dla 10 mln gospodarstw domowych nazwał wręcz "kiepską polityką społeczną". To właśnie przez sztuczne obniżanie cen firmy płacą więcej.
Z perspektywy przeciętnego Kowalskiego mogłoby się wydawać, że taki układ jest dla niego korzystny, w końcu płacą firmy nie on. Ekspert zauważa jednak, że przedsiębiorcy przez wyższe ceny prądu, podniosą ceny swoich usług czy produktów. Przykładowo droższy może być chleb, bo produkcja pieczywa zużywa dużo prądu.
Zasuń wskazuje również, że za prąd płaci się średnio 100-150 zł miesięcznie, a później i tak odbija się to na cenie np. ogrzewania. W przypadku grzania gazem ceny oscylują na poziomie kilkuset złotych miesięcznie, a w przypadku dużych domów, nawet dobijają do tysiąca. Grzanie węglem z kolei kosztuje kilka tysięcy przez cały sezon.
Ekspert z WysokieNapięcie.pl zaznacza, że na Zachodzie uwolniono ceny prądu. Zastosowano gradację, w której efekcie najmniej płaci wielki przemysł (bo zużywa najwięcej prądu), później małe i średnie firmy, a następnie gospodarstwa domowe, które zużywają najmniej energii. Ostatecznie zdaniem Zasunia, takie rozwiązania są korzystniejsze dla gospodarski i pośrednio dla obywateli.