Wyszukaj w serwisie
biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
BiznesINFO.pl > Handel > Nasi sąsiedzi nie chcą już polskich produktów. Oburzenie w Polsce narasta
Kamila Jeziorska
Kamila Jeziorska 27.01.2021 01:00

Nasi sąsiedzi nie chcą już polskich produktów. Oburzenie w Polsce narasta

Fot. Jakub Kaminski/East News. Warszawa, 17.03.2020. Epidemia koronawirusa w Polsce. Srodki bezpieczensta w sklepie spozywczym.
East News, Jakub Kamiński

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie regulacje planują wprowadzić Czechy

  • W jaki sposób Polska ucierpi na czeskich przepisach

  • Czy istnieje szansa na zablokowanie zmian

Czechy nie chcą naszej żywności

Aby zrozumieć czym dla Polaków może być czeskie "embargo" na produkty żywnościowe należy spojrzeć na statystyki, które są oczywiste. Polska jest drugim po Niemczech produktów spożywczych do Czech. - Pod względem ilościowym jest numerem jeden - mówi Pulsowi Biznesu Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso (ZPM).

Co więcej, wartość naszego eksportu do Czech to ok. 1,4 mld euro, ale czemu boimy się o czeskie regulacje? Czechy chcą wprowadzić w swoim kraju przepisy, które będą zakładały, że 55 proc. produktów żywnościowych na tamtejszych półkach sklepowych ma pochodzić od rodzimych producentów. Takie deklaracje mogą mocno uderzyć w nasz eksport.

Przedstawiciele branż spożywczych zgodnie uważają, że przepisy proponowane przez Czechy są niezgodne z unijnymi przepisami, którymi to zobligowani są nasi południowi sąsiedzi. - Jeśli ta propozycja zostanie wprowadzona w życie, zgłosimy zastrzeżenia do Komisji Europejskiej - mówi Marek Przeździak, prezes Polbisco-Polskiego Stowarzyszenia Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych.

Niestety, ale mimo takich zastrzeżeń, do których Czechy muszą się ustosunkować, wprowadzenie regulacji jest możliwe. Wystarczy, że Czechy w uzasadnieniu powołają się na wewnętrzne regulacje, które nie mają odbicia w relacjach międzynarodowych. Oczywiście będzie to niezgodne z prawdą, ale powinno wystarczyć.

- W praktyce może oznaczać trzymiesięczne opóźnienie we wdrożeniu spornego przepisu, jednak nie zablokuje całkowicie jego wdrożenia. Po wejściu w życie może on zostać zaskarżony do Komisji Europejskiej jako bariera w handlu naruszająca zasady wspólnego rynku. Problem w tym, że komisja nie stosuje w takich przypadkach tzw. mechanizmu zabezpieczenia blokującego przepis do czasu rozstrzygnięcia, a średnia długość rozstrzygania takiego sporu to około pięć lat - tłumaczy wiceprezes Polskiej Federacji Producentów Żywności, Andrzej Gantner.

Czeski protekcjonizm w akcji

Okazuje się, że nie tylko Czechy mają takie zapędy, a jakiś czas temu podobne głosy dochodziły... z Polski. Protekcjonistyczne pomysły zgłaszał Jan Krzysztof Ardanowski, jednakże pomysł spalił na panewce. Dlaczego?

Producenci żywności wyjaśnili rządzącym, że taki pomysł mógłby jedynie im zaszkodzić, a nie pomóc. Wszak wartość eksportu w Polsce to ponad 30 mld euro, a takie rozwiązania mogłyby przynieść jedynie straty.

Wydawać by się mogło, że w Czechach także obudził się zew patriotyzmu, ale nic bardziej mylnego. Tamtejszy premier prywatnie sam jest producentem żywności. W takim przypadku bardzo łatwo jest znaleźć związek przyczynowo-skutkowy.

- Chodzi nie tyle o ochronę rodzimego rynku, ile o ochronę własnego biznesu, który w znacznym stopniu jest kontrolowany przez czeskiego premiera - tłumaczy szef ZPM w rozmowie Pulsem Biznesu.

Niestety, ale po przeliczeniu wszystkich dodatkowych obciążeń wartości towarów, za podwyżki cen w efekcie zapłaci konsument. Na ten moment nie jest wiadome czy zmiany wejdą w życie, ale warto trzymać rękę na pulsie w tej sprawie.