Donald Trump nie potrafi odpuścić. Zamierza jeszcze raz ubiegać się o urząd prezydenta USA
Donald Trump wystartuje za 4 lata?
Od wyborów prezydenckich w USA minęło 10 dni i blisko tydzień od czasu jak amerykańskie media ogłosiły, że wymaganą liczbę 270 głosów elektorskich zgromadził kandydat Partii Demokratycznej Joe Biden, co daje mu wygraną w walce o Biały Dom.
Wygrana Bidena oznacza jednocześnie przegraną dotychczasowego prezydenta USA Donalda Trumpa. Po raz ostatni z nieudaną próbą walki o reelekcję mieliśmy do czynienia 28 lat temu. W 1992 roku George H.W. Bush bezskutecznie ubiegał się o drugą kadencję, przegrywając z ówczesnym kandydatem demokratów Billem Clintonem.
Bush senior, jak wspominał w swoich pamiętnikach Clinton zniósł tamtą porażkę z klasą i jeszcze podczas nocy wyborczej zadzwonił do niego z gratulacjami, a jednocześnie z zapewnieniem, że proces przekazania władzy „będzie przebiegał gładko”. Z diametralnie inną reakcją mieliśmy do czynienia w wypadku Donalda Trumpa, który w ciągu ostatniego tygodnia nie tylko nie złożył Bidenowi gratulacji, ale złożył pozwy wyborcze w kilku stanach, twierdząc, że doszło do oszustwa wyborczego.
Z relacji „New York Times”, którą przedstawia Onet.pl dowiadujemy się, że 45. prezydent USA powoli godzi się z porażką i podczas środowej narady miał zapowiedzieć swoim doradcom, że jeśli Joe Biden zostanie oficjalnie zwycięzcą ostatnich wyborów, to niebawem ogłosił swój start w kolejnych wyborach, które planowo mają odbyć się w listopadzie 2024 roku.
1 . Za niecałe 2 miesiące wchodzi w życie nowa opłata. Wysokość rachunków po prostu nas dobije 2 . Mariusz Czajka twierdzi, że był oszukany przez Marylę Rodowicz. Dziś przez pandemię nie ma za co żyć, pomoże mu inna artystka 3. Nowe 500 plus wypłacą na smartfona. Z wnioskiem trzeba się jednak pospieszyć
Wcześniej, jak przypomina Onet o planach startu przez Trumpa w następnych wyborach informował portal Axios. Według serwisu prezydent zastanawia się nad stworzeniem własnego kanału telewizyjnego, który miałby konkurować z największymi amerykańskimi stacjami telewizyjnymi, w tym ze sprzyjającym Republikanom Fox News.
Z przywołanych przez Onet typów bukmacherów wynika, że choć wybory za cztery lata, to Trump uchodzi za faworyta do nominacji Partii Republikańskiej w wyborach za cztery lata. Za obecnym gospodarzem Białego Domu plasują się dotychczasowy wiceprezydent Mike Pence, a także była ambasador USA przy ONZ Nikki Haley.
Trump nie byłby pierwszy
Co ciekawe Trump nie byłby pierwszym w historii amerykańskich wyborów przegranym prezydentem, który raz jeszcze postanowił ubiegać się o urząd (zgodnie z obecnymi zasadami prezydenci USA mogą pełnić to stanowisko przez dwie kadencje, które nie muszą następować bezpośrednio po sobie). Pod koniec XIX wieku zdecydował się na ten krok 22. prezydent USA Grover Cleveland, który cztery lata po porażce wyborczej z powodzeniem wystartował w walce o Biały Dom, stając się tym samym 24. amerykańskim prezydentem.
Na początku XX wieku decyzję o starcie po czteroletniej przerwie podjął Theodore Roosvelt. W przypadku 26. prezydenta USA sytuacja wyglądała jednak nieco inaczej, gdyż po tym jak w 1908 roku mijała jego druga kadencja (nie było wówczas jak obecnie limitu) nie zdecydował się walczyć o reelekcję i poparł Williama Tafta. Na politycznej emeryturze zatęsknił jednak za prezydenturą i postanowił w 1912 roku raz jeszcze ubiegać się o urząd, rywalizując m.in. z prezydentem Taftem (był kandydatem republikanów, zaś Roosvelt nowo utworzonej Partii Postępowej). Zadziałał wówczas zasada „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” i tym, który skorzystał był kandydat demokratów Woodrow Wilson.
Także w Polsce mieliśmy przypadek byłego prezydenta, który po porażce wyborczej stanął do rywalizacji o najwyższy urząd w państwie. Chodzi oczywiście o Lecha Wałęsę, który w 1990 roku zwyciężył w pierwszych powszechnych wyborach prezydenckich, a pięć lat później przegrał walkę o reelekcję z Aleksandrem Kwaśniewskim. Start byłego prezydenta w wyborach prezydenckich w 2000 roku zakończył się jednak katastrofą, gdyż uzyskał zaledwie 1 proc. poparcie.