Dodruk pieniądza napędza inflację. Czy banknoty 500 zł będziemy niedługo traktować jak 50 zł?
Inflacja w Polsce zaskoczyła ekonomistów, którzy przewidywali, że kryzys wywołany koronawirusem spowoduje spadek cen. Stało się zupełnie odwrotnie. Koszty życia rosną rekordowo szybko. Najnowsze prognozy, o których szerzej pisaliśmy kilka dni temu wskazują, że możemy mieć jedną z najwyższych inflacji wśród krajów Unii Europejskiej. Wprowadzenie banknotu pięciusetzłotowego do bankomatów staje się symbolem tego niepokojącego trendu.
Inflacja czy stymulacja?
Ekonomiści obawiają się wzrostu cen powyżej celu, jaki został określony przez Narodowy Bank Polski. Trwają spekulacje czy banknot o najwyższym nominale stanie się wkrótce powszechnie używanym na masową skalę środkiem płatniczym w Polsce. Wysoki wskaźnik inflacji w czerwcu zaskoczył analityków rynkowych. Jak podkreślają specjaliści, w czasach kryzysu ceny powinny spadać. Dużo wskazuje na to, że winne są tarcze antykryzysowe, które wymogły na NBP dodruk pieniądza. Nasz bank centralny skupił bowiem obligacje państwowe oraz BGK i PFR za 100 miliardów złotych.
Ekonomiczni komentatorzy zauważają, że pojawienie się w bankomatach najwyższego polskiego nominału zwiastuje potężne problemy z inflacją. Wskazać należy, że co prawda przez kwiecień i maj mieliśmy do czynienia z deflacją, czyli spadkiem cen, tak teraz sytuacja odmieniła się o 180 stopni. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, czerwiec przyniósł wzrost cen o 0,7 procenta w stosunku do maja i o aż 3,3 procenta w stosunku do czerwca 2019 r.
Dodruk na obligacje
NBP dodrukował 100 miliardów złotych, za które skupił obligacje. Tyle właśnie gotówki więcej pojawiło się w obiegu. Większa ilość pieniądza powoduje wzrost cen. Niektórzy ekonomiści nazywają to "ukrytym opodatkowaniem", bowiem stawki podatków pozostają niezmienne, ale "pusty pieniądz" zwiększa ceny, ale PKB nie nadąża za tym trendem, więc podaż nie wzrasta.
Inflacja w okresie pięciu lat wzrosła łącznie aż o 7,4 procenta. Business Insider zaznacza jednak, że największy skok cen zanotowaliśmy w 2019 i 2020 roku. Jak podają specjaliści z cytowanego portalu, od 2019 roku podaż pieniądza w Polsce wzrosła aż o 19 procent, a nasza gospodarka rozwinęła się nominalnie o niecałe 6 proc. Po prostu pieniędzy na rynku przybywało szybciej, niż rosło PKB. Stąd pojawił się "pusty pieniądz", a inflacja, czyli wzrost cen, osiąga wyżyny.
Błędne koło inflacji
- Nie patrzyłbym na podaż pieniądza, ale na dochody. Ważne gdzie pieniądz trafia. Jeśli ludzie mają wysoką stopę oszczędności, to nie będzie z tego inflacji. Jeśli dochody będą rosły, a ludzie nabiorą chęci do wydawania, to wtedy wzrośnie i inflacja - skomentował dla Business Insidera Ignacy Morawski, ekonomista SpotData. Problem jest jednak taki, że oprocentowanie naszych oszczędności w bankach spadło do zera, a niektórzy z nas nie mogą nawet założyć lokaty firmowej .
Sytuacja wydaje się patowa, a my zaczynamy krążyć po błędnym kole. Pieniądz na nieoprocentowanym rachunku traci na wartości z czasem, zatem coraz więcej ludzi zastanawia się nad wydaniem go nim będzie drożej. A masowe zakupy spowodują, że ceny znów mogą pójść do góry.