Inflacja w górę. Ekspert RPP tłumaczy, co może stać się ze stopami procentowymi
Inflacja ma wpływ na każdy aspekt naszego życia - to ona wskazuje na co nas realnie stać. Galopującą inflację zauważa każdy z nas obserwując zmiany sklepowych cen. Bynajmniej nie jest to efekt pazerności właścicieli sklepów i wytwórców produktów, którzy chcą jak najwięcej zarobić, ale efekt rosnących kosztów utrzymania.
Inflacja zjada nasze pensje
Kilka dni temu pisaliśmy o apelu Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców o zamrożenie i niepodwyższanie płacy minimalnej w 2021 roku . Okazuje się, że dalsze podwyżki mogą wykończyć część przedsiębiorstw, a pracownicy najprawdopodobniej nie odczują, że mają do dyspozycji większą ilość pieniędzy. Związane jest to z faktem, że dalsze podwyżki znacząco zwiększą koszta utrzymania pracowników, co będzie miało swoje odbicie w cenach. Te będą musiały po raz kolejny pójść w górę. A mówimy o dopiero następnym roku. Jak zatem zamkniemy 2020 r., który nie szczędzi nam podłych informacji? Niezbyt dobrze.
Inflacja w Polsce wyniesie 4-5 proc. alarmował w Radiu Łódź Jerzy Kropiwnicki, członek Rady Polityki Pieniężnej. - W tej chwili inflacja jest znacząca i obawiam się, że do końca roku utrzyma się na poziomie 4-5 proc., więc znacznie wyższym poziomie niż dopuszczalna przez ekonomistów i kompensowana przez wzrost płac - mówi Jerzy Kropiwnicki na antenie łódzkiej rozgłośni. Mimo tego ma przeciwne zdanie do Eugeniusza Gatnara - innego człona RPP w sprawie stóp procentowych. Przytoczone przez redaktora Radia Łódź słowa Gatnara wskazują, że stopy procentowy powinny zostać podwyższone, a obecne - wynoszące 0,10 proc. - są na najniższym poziomie w historii. Dodatkowo jak wskazuje portal Money.pl, w wypowiedzi Eugeniusza Gatnara słychać obawę o kondycję sektora finansowego w Polsce. Ekonomista wskazuje, że długotrwałe utrzymywanie niskich stóp procentowych może doprowadzić do bankructwa banków. Pod koniec maja aż 16 banków było pod kreską, a te które odnotowały jakikolwiek zysk i tak notują ich ogromny spadek - czytamy w serwisie Money.pl
Jerzy Kropiwnicki uważa, że stopy powinny się zwiększać, ale dopiero od 2021 roku. Ekonomista podkreśla jednak, że był sceptyczny wobec pomysłu obniżki stóp - przyniosło ono skutek odwrotny do zamierzonego. Obniżone stopy nie zwiększyły dostępności kredytów - owszem, zostały obniżone raty i prowizje dla nowych i istniejących kredytów, ale ci, którzy chcą teraz zaciągnąć nowe zobowiązania muszą liczyć się z wygórowanymi wymaganiami banków.
Podczas wywiadu z Radiem Łódź, Jerzy Kropiwnicki wskazuje, że nie należy spodziewać się kolejnego lockdownu, ale pandemia odciśnie piętno na długo. Dopóki mamy do czynienia z koronawirusem, dopóty są branże, które nie powrócą do normalnego trybu pracy. Chodzi głownie o usługi. Ponadto Kropiwnicki przekonany jest, że w przyszłym roku nie należy spodziewać się powrotu osiągnięcia poziomu produkcji w Polsce do poziomu sprzed pandemii.
Płaca jak wskazuje Kropiwnicki - jest nie tylko czynnikiem kosztotwórczym, ale także i popytotwórczym. Gdyby tak trzymać płace na poziomie XIX-wiecznym, to dzisiaj samochody kupowałaby tylko elita dochodowa - wskazuje na antenie Radia Łódź ekonomista. Członek RPP wskazuje także, że planowana podwyżka płacy minimalnej zaplanowana na 2021 rok jest wynikiem konsensusu między rządem i związkami zawodowymi. Początkowo związki chciały podwyżki i osiągnięcia poziomu 3000 zł brutto, obecnie mówi się o 2800 zł brutto.
<