Czy klienci bez maseczek powinni być wypraszani ze sklepów? Jesteś za czy przeciw?
Bez maseczki nie wpuszczamy – dobra decyzja?
Ostatnią decyzją rządu od końca maja maseczki nie są już obowiązkowe w otwartej przestrzeni (pod warunkiem zachowania dwumetrowego dystansu od innych osób). Obowiązek zasłaniania nosa i ust istnieje jednak (poza kilkoma wyjątkami) w przestrzeni zamkniętej, czyli m.in. w sklepach. Wielu klientów do tego obowiązku się jednak nie stosuje. Dlaczego?
Wydaje się, że spora część osób zwyczajnie uznała, że po zniesieniu kolejnych obostrzeń, epidemia się skończyła i nie ma sensu maseczek dłużej nosić. Inni – jak piszący ten tekst – o maseczkach pamiętali, gdy trzeba było poruszać się w nich wszędzie, a co za tym idzie należało je założyć wychodząc z domu. Teraz gdy trzeba je nosić w konkretnych miejscach (jak sklepy czy metro) po prostu zapominają o nich zbierając się do wyjścia.
Zapominać maseczek udając się do sklepu nie warto, bo można nie zostać obsłużonym. To efekt stanowiska rzecznika Ministerstwa Zdrowia Wojciecha Andrusiewicza, który na początku tygodnia przypomniał, że rządowe rozporządzenie daje właścicielom i personelowi sklepu możliwość wyproszenia klientów, którzy przychodzą bez zakrycia nosa i ust.
- Rozporządzenie daje możliwość nieobsłużenia klienta, który nie będzie się stosował do zapisów rozporządzenia. Jeżeli więc klient przyjdzie do sklepu bez maski, rozporządzenie daje możliwość nieobsłużenia tego klienta – powiedział – cytowany przez portal TVN 24 – rzecznik resortu, podkreślając, że w przypadku oporu można zawiadomić stosowne służby. Czy podzielacie opinie rzecznika Ministerstwa Zdrowia? Czy też może wyproszenie klienta, to zbyt radykalny krok?
Przykład nie idzie z góry
Warto podkreślić, że w takich sytuacjach przykład powinien iść z góry. Tymczasem obserwując polityków, wśród nich zwłaszcza kandydatów na prezydenta (ze wszystkich opcji!), którzy przebywając w dużym gronie osób - gdy zachowanie dystansu nie jest możliwe – maseczek nie noszą.