Pandemia pociągnęła ceny aut w dół. Wskazujemy, gdzie taniej kupisz samochód
Samochód na razie niepotrzebny. Popyt w dół
Pandemia koronawirusa jeszcze bardziej spotęgowała spadek popytu na nowe samochody na terenie całej Europy, który można zaobserwować od początku tego roku.
"I kwartał zakończył się w UE wynikiem o ponad 25 proc. niższym od zanotowanego rok wcześniej, a marzec był słabszy aż o 55 proc. Wyniki kolejnych miesięcy będą z pewnością jeszcze gorsze. Liczba rejestracji nowych aut w kwietniu i maju może być na wybranych rynkach, w tym w Polsce, niższa nawet o 80 proc. w porównaniu z takim samym okresem 2019 r. Drastyczny spadek popytu spowodował obniżkę cen w salonach, ale nie zatrzyma ich wzrostu" - czytamy w “Pulsie Biznesu”.
Samochód tańszy tylko na placu
Prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar Wojciech Drzewiecki mówi, że samochód w atrakcyjnej cenie można kupić teraz jedynie w przypadku pojazdów, które już stoją na placach dilerów czy importerów. Natomiast ceny nowych samochodów poszły w górę.
- Mimo to sądzę, że dolny poziom cen został już osiągnięty. Dodatkowe obniżki cen wyprzedawanych aut będą należały do przeszłości - podkreśla na łamach “PB” ekspert.
Jak podaje "PB", na problemy z wyprzedażą samochodów ma wpływ nie tylko stan epidemii, ale też słabnąca wartość polskiej waluty, co mogło popchnąć dilerów do rezygnacji z części marży. - Importerzy rozliczają się w euro. Słabnący złoty oznacza podniesienie cen sprowadzanych nowych aut - wyjaśnia Drzewiecki.
Samochód droższy przez koronawirusa? Są inne przyczyny
Specjalista uważa, że pandemia koronawirusa nie wpłynęła na ceny samochodów na starym kontynencie. - Głównym czynnikiem są wyśrubowane normy emisji obowiązujące na naszym kontynencie i spodziewane kary związane z ich przekroczeniem. Część producentów już je wliczyła w ceny. Innym czynnikiem są koszty wynikające z konieczności, wymaganego europejskim prawem, wyposażania aut m.in. w systemy asystujące - tłumaczy na łamach “PB” ekspert.
- Jeżeli dodamy do tego słabnący kurs złotego, spodziewany wzrost inflacji, ogromne straty wynikające z przestojów w produkcji, to mamy gotowy przepis na podwyżki - dodaje Wojciech Drzewiecki.
Więcej w “Pulsie Biznesu”.