Smartwatche to już przeszłość? Ten produkt może zastąpić popularne zegarki
Smartfony i smartwatche, czyli inteligentne telefony i zegarki od lat są dostępne i powszechnie użytkowane. Masowo produkuje się ich nowsze wersje, jednak większość z nich niewiele wnosi na rynek mobilnej elektroniki użytkowej. Tym razem jednak zrobiło się głośno o produkcie, który jest znacznie mniejszy gabarytowo, ale ma wiele przydatnych funkcji. Czy smartpierścionek podbije rynek?
Smartpierścionki - nowe urządzenia z potencjałem, by zastąpić smartwatche?
Smartpierścionki czy też smartringi zdobyły uwagę podczas tegorocznych konferencji sprzętowych. Już dziś część szanujących się korporacji produkujących hardware - jak Samsung czy Amazfit - ma już swoje propozycje w portfolio. Najważniejszym założeniem przyświecającym projektantom zdaje się to, abyśmy nosili urządzenie ubieralne cały czas, a nie jak to ma miejsce ze smarwatchami - zdejmowali je na noc.
Aby zrealizować te założenia, konieczny był wybór formatu urządzenia mocno zminiaturyzowanego, w którego stalowej obudowie udałoby się jednocześnie umieścić możliwie jak najwięcej czujników znanych ze smartwatchy. Wybór padł na pierścionki, które wielu konsumentów nosi bez przerwy, nawet podczas snu. W ocenie “Business Insidera” to właśnie możliwość śledzenia aktywności znana ze smartzegarków, lecz w połączeniu z ciągłością zapewnioną przez formę ma stanowić o wyjątkowości nowych produktów.
Przechowujesz dane w ten sposób? Twoje pamiątkowe zdjęcia i nagrania… mogły już przepaśćW smartpierścionkach informacje są wysyłane tylko w jedną stronę
Miniaturyzacja wymusiła ograniczenia w funkcjonalności i o ile smartwatche pozwalają śledzić w dużej mierze także to, co dzieje się z naszym smartfonem, tak w przypadku smartpierścionków to one śledzą nas i przekazują dane do smartfonu. Tam działa przygotowane przez producenta oprogramowanie, które zbiera dane z czujników zdolnych do śledzenia kondycji organizmu nawet w kilkunastu aspektach.
Oprócz pomiaru tętna czy temperatury można liczyć na analizę danych z akcelerometrów, co pozwala urządzeniu rozpoznawać swój ruch w przestrzeni. To może służyć np. do śledzenia aktywności fizycznej podczas ćwiczeń oraz rozpoznawania ich poszczególnych rodzajów i intensywności. Z użyciem smartpierścionków można także śledzić ruchy podczas snu - oprogramowanie rozpoznaje na podstawie ruchów kolejne fazy i ocenia jego jakość. Jest to więc coś, co również robią smartwatche, ale użytkownicy rzadko z tego korzystają z powodu niechęci do spania z zegarkiem na ręce.
Smartpierścionki jak smartwatche - aby zdobyć popularność, muszą stać się gorsze?
Niestety smartpierścionki to także kwintesencja wszystkich negatywnych dla użytkowników trendów we współczesnej elektronice. Mowa m.in. o akumulacji dużej ilości danych, którymi producenci mogą handlować, ale też o model dostępności oprogramowania. Za część funkcji aplikacji producenci życzą sobie dodatkowo dopłacać i to bynajmniej nie jednorazowo. Z urządzeniami sprzedawane są całe usługi, za które trzeba płacić w ramach subskrypcji.
Przykład może stanowić Oura produkowany przez fińską spółkę Oura Health, która działalność rozpoczęła po udanej kampanii crowdfundingowej. Pierścionki Oure promuje Mark Zuckerberg w ramach kreacji swojego nowego, luźnego wizerunku. O ile sama koncepcja smartpierścionka może być atrakcyjna, to warunki korzystania są na razie odstręczające. Za samo urządzenie trzeba zapłacić ok. 2 tys. zł, a towarzyszące mu oprogramowanie kosztuje ok. 300 zł rocznie.
Można się spodziewać, że ze smartringami będzie podobnie jak ze smartwatchami - nie trafią pod strzechy, dopóki nie pojawią się tańsze, okrojone z wielu funkcji i ustępujące pod względem jakości wykonanie kolejne generacje urządzenia. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że wielu konsumentów stawia na smartwatche tylko dlatego, że mogą z ich użyciem obsługiwać część funkcji smartfonów bez konieczności wyciągania ich z kieszeni. Dla tej grupy smartpierścionki to urządzenie całkowicie zbyteczne.