Co trzeci Polak da się zaszczepić za przynajmniej 1000 zł. Czy przystaniesz na taką propozycję?
Z tego artykułu dowiesz się:
Jaki odsetek Polaków deklaruje szczepienie
Jaka kwota przekonałaby ich do zaszczepienia się
Co może zrobić z tym rząd
Około 40 proc. nie zdecyduje się na szczepienie
Według sondażu UCE Research i SYNO Poland na zlecenie Gazety Wyborczej, na szczepienie zdecydowałoby się 43,4 proc. Polaków. Jednocześnie 43,8 proc. deklaruje, że odmówiłoby przyjęcia preparatu, a 12,9 proc. nie ma zdania. Wyniki można jako wysoce prawdopodobne, gdyż badanie zostało przeprowadzone na próbie reprezentatywnej.
Rząd przygotował kilka zachęt dla osób, które zgodzą się na szczepienie (pisaliśmy o tym więcej tutaj). Po przyjęciu dwóch dawek preparatu m.in. nie będzie dotyczyła nas kwarantanna, oraz ograniczenie liczebności zgromadzeń. Wciąż jednak będziemy musieli nosić maseczkę.
Okazuje się, że zachęty rządu mogłyby wypłynąć na 10,1 proc. respondentów. 74 proc. stwierdziło, że nie jest przekonane, a aż 15,9 proc. nie miało zdania. Krzysztof Zych, główny analityk UCE Research twierdzi, że rządowe gratyfikacje są nieskuteczne.
- Patrząc na to, ale też na inne badania, można stwierdzić, że procent osób, które chcą się zaszczepić, jest w miarę stały lub z lekką tendencją zwyżkową. Co w moim przekonaniu nie wróży nic dobrego - mówił ekspert.
Szczepienie tylko wtedy jak zapłacą. Prawie połowa ze sceptyków zmieniłaby zdanie
Jednak aż 45,1 proc. wśród sceptyków szczepienia przyznało, że przyjęłoby preparat za gratyfikację w postaci gotówki. 26,5 proc. zachęciłoby zdjęcie obowiązku noszenia maseczek w miejscu publicznym, a 18,6 proc. badanych wystarczyłaby ulga podatkowa.
Zapytano więc respondentów, jak wysoka musiałaby być kwota gratyfikacji finansowej, aby zachęcić ich do szczepienia. 32,6 proc. musiałoby otrzymać ponad 1000 zł, 13 proc. 700-1000 zł, 15,2 proc. 500-700 zł, 19,6 proc. 300-500 zł, a 200-300 zł wystarczyłoby 19,6 proc. respondentów.
Wprowadzenie gratyfikacji finansowych, jest raczej mało prawdopodobne, z kilku powodów. Pierwszym są koszty, przede wszystkim szczepionki są sprowadzone za pieniądze podatnika, więc płacimy za preparaty, odprowadzając podatki. Obywatel nie otrzymuje ich więc „za darmo”, dlatego nie ma podstaw, aby wydawać jeszcze gratyfikację za szczepienie. Ekspert wprost nazywa takie podejście Polaków jako skrajnie nieodpowiedzialne, gdyż w tym wypadku chodzi o „ludzkie zdrowie i życie”.
- Skoro ponad 40 proc. Polaków zaszczepi się dobrowolnie i bez żadnych bonusów, to co będzie w momencie, kiedy później drugie 40 proc, które teraz jest przeciwne temu, jednak coś ekstra za to dostanie? [...] Tego typu akcja, żeby była sprawiedliwa i nacechowana dobrymi intencjami, musi wystąpić od razu albo wcale - pyta Zych cytowany przez GW.
Rząd zamiast marchewki, może użyć kija
Co więc mógłby więc zrobić rząd? Jak wyżej wymieniono, zdjęcie niektórych obostrzeń (jak np. te dotyczące maseczek) przekonują nieduży odsetek badanych. Jeśli więc nie zadziała metoda „marchewki”, trzeba będzie użyć „kija”.
- Jeżeli rząd zobaczy, że po jakimś okresie od rozpoczęcia szczepień i prowadzenia kampanii medialnej, a zakładam, że będzie to końcówka stycznia, ewentualnie początek lutego, niezbyt wiele w postawach Polaków się zmieni, to wówczas może to wszystko przybrać zupełnie inny obrót. Otóż rząd może wówczas zdecydować, że skoro nie wszyscy chcą się dobrowolnie szczepić, to dla dobra ogólnego bezpieczeństwa dalej trzeba będzie przedłużać zamykanie gospodarki, izolować społeczeństwo etc. - komentował Zych.