Tak pracodawcy manipulują przy zwolnieniach grupowych. Ekspert ostrzega - nie daj się nabrać
Początek 2025 roku, to czas, kiedy wiele firm przeanalizowało swoje sukcesy i porażki z poprzedniego roku. Trwa wyciąganie wniosków i cięcie kosztów. Dlatego w ostatnich dniach mnożą się doniesienia o zwolnieniach grupowych. Często w takich sytuacjach firmy próbują manipulować pracownikami, żeby zaoszczędzić pieniądze. Ekspert tłumaczy, zrobić, kiedy pracodawca wytypuje nas do zwolnień.
Fala zwolnień grupowych w całej Polsce z początkiem 2025 roku
Niedawno media informowały, że szwedzka firma BE Group zamyka zakład, który zajmował się prefabrykacją stali w Trębaczewie (woj. łódzkie). Pracę ma stracić 80 osób. Do końca pierwszego kwartału pracę kończy też SGL Battery Solutions Polska w Raciborzu. Zwolnienia trwają także w Poczcie Polskiej, która w ramach tzw. programu dobrowolnych odejść zamierza pożegnać się z 9,3 tys. osób, czyli ok. 15 proc. pracowników. Wspomniane zakłady to tylko jedne z nielicznych przykładów firm, które zdecydowały się na ten drastyczny krok. Nie wszystkie doniesienia trafiają bowiem od razu do mediów.
Co zrobić, jeżeli to w naszym miejscu pracy zostaną ogłoszone zwolnienia grupowe? Ekspert ds. prawa pracy - adwokat Marek Jarosiewicz w rozmowie z portalem BiznesINFO radzi na co uważać.
Dlatego rząd zwleka z oskładkowaniem umów śmieciowych. Ekspert odkrywa karty Kredytobiorcy mają powód do obaw? Co oznacza zmiana wskaźnika WIBOR na WIRF-Podczas zwolnień grupowych pamiętajmy, jakie mamy prawa
-Po pierwsze powinniśmy zweryfikować przesłanki do tego, czy rzeczywiście mamy do czynienia ze złożeniem grupowym. A więc, czy jest odpowiednia ilość osób w zakładzie pracy i czy odpowiednia ilość osób jest objęta zakończeniem stosunku pracy - zwraca uwagę mec. Marek Jarosiewicz, wspólnik w kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski w rozmowie z portalem BiznesINFO.
Przypomnijmy, według polskich przepisów zwolnienia grupowe są szczególną formą rozwiązywania umowy o pracę z przyczyn leżących po stronie pracodawcy. Może do nich dojść wyłącznie wtedy, gdy spełnione zostaną jednocześnie wszystkie wymagane w przepisach warunki.
Zwolnienia grupowe może rozpocząć firma, która zatrudnia co najmniej 20 pracowników, a przyczyny leżą po stronie zakładu pracy (np. zapadła decyzja o likwidacji zakładu albo firma bankrutuje) i nie są spowodowane działaniem pracowników.
Prawo definiuje zwolnienia grupowe, kiedy w okresie nieprzekraczającym 30 dni zwalnianych jest co najmniej 10 pracowników, gdy firma zatrudnia mniej niż 100 pracowników lub 10 proc. pracowników, gdy firma zatrudnia co najmniej 100, ale mniej niż 300 pracowników. Jeżeli firma zatrudnia co najmniej 300 lub więcej pracowników, musi być to min. 30 pracowników do zwolnienia.
-Pamiętajmy jednak, że są grupy pracowników, z którymi nawet przy zwolnień grupowych stosunków pracy nie wolno rozwiązywać np.kobiety w ciąży, członkowie zarządu związku zawodowego lub osoby w wieku przedemerytalnym - podkreśla mec. Marek Jarosiewicz w rozmowie z portalem BiznesINFO.
Do kogo zwrócić się o pomoc, jeżeli obejmą nas zwolnienia grupowe?
Mec. Marek Jarosiewicz przypomina, że pracodawca jest zobowiązany powiadomić o zwolnieniach związki zawodowe i przeprowadzić z nimi konsultacje. Jeżeli więc pracownik został wytypowany do zwolnień, może spróbować skontaktować się z przedstawicielami związków, aby Ci stanęli po jego stronie i spróbowali przekonać pracodawcę, aby zmienił swoją decyzję.
Jeżeli interwencja związków nie pomoże, nie powinniśmy zapominać, że mamy prawo do odprawy, dzięki której będziemy mieli środki na utrzymanie jeszcze przez jakiś czas po utracie pracy.
-Jeśli pracownik zostaje objęty procedurą zwolnień grupowych przepisy regulują jego szczególne uprawnienia w związku z tą sytuacją. W zależności od okresu zatrudnienia ma przede wszystkim prawo do tzw. odprawy w wysokości od jednego do trzech miesięcy pensji - podkreśla mec. Jarosiewicz.
Adwokat przyznaje, że co do zasady, jeżeli pracodawca decyduje się na zwolnienia grupowe, ma pełną świadomość, jakie są tego skutki prawne i finansowe. Pracodawcy zazwyczaj decydują się na taki krok, żeby ciąć koszty i ocalić zakład. W przeciwnym wypadku ogłaszaliby upadłość. - Zazwyczaj w takich przypadkach prawo pracowników do odprawy jest szanowane. Zdarzają się jednak wyjątki - dodaje mec. Jarosiewicz.
Pracodawcy podsuwają pracownikom ten dokument do podpisania
Prawnik, który od lat pomaga osobom poszkodowanym przez pracodawców, przytacza przypadki, kiedy firmy w czasie grupowych zwolnień, próbują oszczędzić pieniądze kosztem pracownika.
- Są sytuacje, kiedy pracownikom trochę podstępnie pracodawcy podsuwają inne rozwiązania, po to, żeby uniknąć wejścia w reżim zwolnień grupowych. Zdarza się zawrzeć z pracownikiem porozumienie o rozwiązaniu umowy o pracę za porozumieniem stron, tak, żeby nie było to traktowane jako zakończenie stosunku pracy przez pracodawcę. Liczą na to, że pracownik nie będzie miał świadomości, że należy mu się odprawa i nie wystąpi po nią do sądu - wskazuje mec. Jarosiewicz.
Adwokat dodaje, że w takich przypadkach orzecznictwo stoi po stronie pracowników. - Jeśli będziemy w stanie udowodnić w sądzie, że nakłonienie pracownika do podpisania porozumienia o rozwiązaniu umowy o pracę tak naprawdę miało związek z redukcją zatrudnienia na zasadzie zwolnień grupowych, to pracownikowi będą należały się przywileje wynikające z ustawy - podkreśla wspólnik w kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski.
Zdaniem mec. Marka Jarosiewicza w sytuacjach, kiedy podejrzewamy, że nasze prawa związane ze zwolnieniami grupowymi zostały naruszone, warto zasięgnąć porady specjalisty. - Jeśli nawet nie miałby to być adwokat czy radca prawny, no to przynajmniej warto zadzwonić na infolinię Państwowej Inspekcji Pracy albo udać się tam po taką poradę - dodaje ekspert w rozmowie z portalem BiznesINFO.
- Jeśli okaże się, że doszło do naruszenia naszych praw, np. do odprawy pieniężnej, warto jak najszybciej działać i występować do sądu. Wtedy prawnik może przeprowadzić nas przez pełne pułapek procedury - podsumowuje mec. Jarosiewicz.
Zobacz także: To dlatego rząd zwleka z oskładkowaniem umów śmieciowych. Sprawa ma drugie dno