Chiny i Stany Zjednoczone od lipca 2018 roku prowadzą ze sobą zażartą walkę na płaszczyźnie handlowej. Pekin i Waszyngton wyraźnie nie chcą odpuścić drugiej stronie, gdyż walka toczy się o tytuł najpotężniejszej gospodarki świata. Wiele wskazuje jednak na to, że konflikt toczony przez dwa mocarstwa zmierza już do końca.W ten weekend w Osace w Japonii spotkać się mają przywódcy państw G20. Na początku czerwca miejsce miało spotkanie przygotowawcze, które zebrało w jendym miejscu ministrów finansów i szefów banków centralnych państw grupy. Już wówczas amerykański sekretarz skarbu, Steve Mnuchin, zapowiadał, że dojdzie do spotkania Donalda Trumpa i Xi Jinpinga. Nie potwierdzały tego wtedy chińskie władze, ale teraz już wiemy, że do tego dojdzie, a chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wiąże z nim niemałe nadzieje.
MSZ Chin, a dokładniej szef tego resortu Wang Yi, wydał oświadczenie w sprawie spotkania, które Donald Trump i Xi Inping, prezydenci prowadzących wojnę handlową państw, odbyli w kuluarach szczytu G20 w japońskiej Osace. Zdaniem Yi spotkanie przywódców państw zwaśnionych w ramach konfliktu od niemalże roku, dało światu "pozytywny sygnał".Co więcej, oficjalna chińska agencja prasowa, Xinhua, podała, że politycy zgodzili się na powrót do rozmów negocjacyjnych w oparciu o "równość i wzajemny szacunek". Przypomnijmy, że te zostały zerwane w maju, kiedy to Donald Trump zaczął oskarżać Chiny o to, że chcą ukradkiem wycofać się z zapisów obowiązujących w ramach umowy. Trump zapowiedział także na konferencji prasowej w Osace, że nie nałoży na Chiny kolejnych karnych ceł, o których wcześniej mówił. W zamian za to Chiny mają "bardzo niedługo" zacząć kupować od USA spore ilości żywności oraz produktów rolnych.
Budapeszt rzuca wyzwanie Pekinowi. Burmistrz stolicy zapowiedział zmiany nazwy ulic w pobliżu planowanego kampusu chińskiego uniwersytetu, aby zaznaczyć łamanie praw człowieka przez Chiny. Nazewnictwo ma nawiązywać do Dalajlamy i Ujgurów.Z tego artykułu dowiesz się:Jaki uniwersytet ma otworzyć swoją filię w stolicy WęgierJak będą brzmiały nowe nazwy ulicCo w ten sposób chce zamanifestować Budapeszt
Niemcy nie mają wątpliwości, że kraje Zachodu powinny zwrócić uwagę na to, co dzieje się w Hongkongu. Przypomnijmy, że to miasto ze szczególnym statusem administracyjnym podjęło masowy protest, jakiego nie było tam od 2003 roku - wziąć w nim udział miało nawet 1,03 mln osób (hongkońska policja mówi o 240 tys. w szczytowym momencie). Chińczycy z Hongkongu zostali bowiem postawieni w sytuacji, w której władze lokalne chcą zgodzić się na przyjęcie prawa dotyczącego ekstradycji do Chin kontynentalnych.Protestujący powszechnie mówią o tym, że to będzie koniec ich autonomii. Możliwe będzie bowiem prawnie wysyłanie z Hongkongu do Chin niewygodnych dla reżimu komunsitycznego postaci. Opozycjoniści i liderzy protestów wiedzą, że w chińskich więzieniach nie czekają ich rurki z kremem.Notorycznie łamane są tam prawa człowieka, a tortury i egzekucje są na porządku dziennym. Uwagę na tę sprawę chcą zwrócić właśnie niemieckie media, które otwarcie piszą o tym, że to konflikt dwóch kultur i ostrzeżenie dla świata. Jak bowiem Chiny rozszerzają swoje wpływy, tak bardzo zagrożone są inne kraje na świecie.Rozstrzyga się to, kto odziedziczy Ziemię: konfucjańska dyktatura partyjna, która chce ukształtować człowieka i media na własne podobieństwo, czy idea rzeczywistości i prawdy obrządku zachodniego. Nie jest to rewolta na krańcu świata, tylko zmagania o człowieka i władzę w epicentrum rewolucji cyfrowej. Hongkong staje się laboratorium doświadczalnym przyszłości nie tylko Chin - czytamy w Die Welt.