Ponad milion Polaków może zostać na lodzie. Już pewne, nie otrzymają pieniędzy jak inni
Brak ubezpieczenia chorobowego może wpędzić Polaków w poważne tarapaty
Ubezpieczenie chorobowe ratuje teraz wielu Polakom skórę w trakcie kwarantanny. Dzięki niemu nawet jeśli nie pracują ze względu na zarażenie lub podejrzenie zarażenia, nie zostaną bez środków do życia. Tego szczęścia nie mają osoby, których umowy nie zawierają składek "chorobowych". A kwarantanna może potrać nawet miesiąc, co dla niektórych pracowników, którzy nie mają oszczędności, lub wydali je podczas pierwszego lockdownu, może być poważnym problemem.
Dane o braku ubezpieczenia chorobowego na "śmieciówkach" Polaków potwierdza money.pl, które wyciągnęło informacje od ZUS. 39,8 proc. pracowników jest zabezpieczonych umową przed takimi wypadkami. Co więc powoduje, że tak mało Polaków decyduje się na odprowadzanie składek chorobowych? Ekspert Andrzeja Radzisław, były pracownik ZUS, radca prawny z kancelarii Goźlińska Petryk i Wspólnicy, specjalisty prawa pracy i ubezpieczeń społecznych wytłumaczył money.pl, że to efekt "optymalizacji wynagrodzeń".
Optymalizacja wynagrodzeń może doprowadzić do problemów wielu Polaków
Jak zauważa ekspert, pracodawca nie ma obowiązku informować zleceniobiorców o warunkach przystąpienia do ubezpieczenia. Jak pisze money.pl, przykładowo przy kwocie zlecenia 2,6 tys. brutto, miesięczna składka wynosiła 63,70 zł, a przy 5 tys. zł 122,50 zł. Rocznie daje to oszczędność wysokości 1000 zł. Tym, że w wypadku trafienia na miesięczne L-4, stracić można dużo więcej.
- Pamiętam dużą firmę zatrudniającą kilkuset zleceniobiorców, która miała system kadrowo-płacowy, w którym nie było nawet fizycznie możliwości zgłoszenia osób na zleceniach do ubezpieczenia chorobowego. Prawdopodobnie wynikało to z tego, że pracodawca optymalizował wynagrodzenia tak, by pracownicy dostawali, jak najwięcej na rękę - mówił mecenas Radzisław.