Ukraiński inwestor miał uratować ponad 400 miejsc pracy w Walcowni. Zniknął, pracownicy na bruku
Walcownia Rur Andrzej już od kilku miesięcy jest w procesie likwidacji oddziału. Nadzieją dla zakładu był prywatny inwestor z Ukrainy, który mógł odwrócić jego los. Optymizm opuszcza jednak pracowników, tak jak ci powoli opuszczają przedsiębiorstwo.
Walcownia Rur Andrzej w Zawadzkiem może przestać funkcjonować?
Już od kilku miesięcy jasne jest, że sytuacja spółki jest mało optymistyczna. W maju tego roku pojawiły się pierwsze informacje o rozpoczęciu procesu likwidacji oddziału, co miało być spowodowane wysokimi kosztami utrzymania oraz przestarzałą technologią, z którą przedsiębiorstwo nie było w stanie stanowić konkurencji na rynku.
Przez ostatnie kilka miesięcy istniała nadzieja, że Walcownię Rur Andrzej uda się utrzymać na powierzchni, jednak ten optymistyczny scenariusz staje się coraz bardziej oddalać. Pomocy miał udzielić prywatny inwestor z Ukrainy, jednak i na to niektórzy przestali już liczyć. Ważą się losy przeszło 430 pracowników.
Zobacz też: Maciej Gdula kontra naukowcy. Masowe rezygnacje w NCBR, ideowy szok i trzęsienie ziemi
Ruszyły masowe, jesienne kontrole. Urzędnicy pukają do drzwi: musisz ich wpuścić Dodatkowe 258 zł do emerytury. Seniorzy dostaną pieniądze do 15 październikaInwestor z Ukrainy miał uratować zakład
Na przełomie lipca i sierpnia pojawiały się głosy, że istnieje kilku potencjalnych inwestorów, którzy mogliby przejąć przedsiębiorstwo i poprowadzić je w stronę rentowności. Choć jednak minęły już dwa miesiące, sytuacja nie uległa zmianie, a kolejni pracownicy mogą pożegnać się z pracą lada dzień.
Nie chcę dawać fałszywej nadziei, bo sytuacja na dzień dzisiejszy jest bardzo trudna. Ukraiński inwestor nadal jest w grze, ale nie mamy pewności, czy faktycznie zakład uda się uratować - powiedział w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską" Dariusz Brzęczek, przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Śląska Opolskiego.
“30 września większość pracowników odejdzie z zakładu, pozostanie tylko około 30 osób, głównie księgowych, ślusarzy i elektryków” – mówi przedstawiciel NSZZ w komunikacie związków.
W akcji urząd marszałkowski
Są osoby, które wciąż mają nadzieję na uratowanie zakładu. Duża grupa uważa jednak, że los spółki jest już przesądzony.
Od miesięcy urządzenia pozostają nietknięte, co oznacza, że produkcję można teoretycznie wznowić w ciągu kilku dni - dodaje Brzęczek.
W sprawie domniemanego inwestora i jego potencjalnego braku angażu interweniują już służby marszałkowskie. Wicemarszałkini regionu opolskiego Zuzanna Donath-Kasiura przyznała, że część pracowników znalazła już nowe zatrudnienie, a pozostali są objęci programami targów pracy tak, by nie wypaść z rynku.