Rząd zlikwiduje szarą strefę? Mariusz Zielonka: 1,5 mln osób dostaje „pod stołem”
Mamy sytuacje typu win-win: czyli jeśli ja zatrudniam pana, to pan i ja jesteśmy na pozycji wygranej, traci państwo. Co jest państwowe, to jest niczyje. Potwierdzenie dostajemy z ust i działań samych rządzących. Stąd likwidacja szarej strefy będzie bardzo trudna, o ile ktokolwiek się tego podejmie — mówił Mariusz Zielonka, główny ekonomista Konfederacji Lewiatan podczas Europejskiego Forum Nowych Idei.
Wywiad z Mariuszem Zielonką, głównym ekonomistą Konfederacji Lewiatan
Dariusz Dziduch, redaktor prowadzący BiznesInfo: Zacznijmy od rynku pracy, konkretnie od nowych danych, jakie publikuje Główny Urząd Statystyczny — comiesięcznej mediany wynagrodzeń. Ta mediana wyniosła w gospodarce narodowej w kwietniu 6,5 tys. zł, czyli prawie 2 tys. zł brutto mniej niż wynosiła wówczas średnia wynagrodzeń. Skąd tak duża różnica?
Mariusz Zielonka: Rzeczywiście, to pytanie dotyczy bardzo szczegółowych danych. Po pierwsze, warto pochwalić Główny Urząd Statystyczny i Zakład Ubezpieczeń Społecznych, ponieważ pierwszy raz w historii — GUS połączył się z ZUS-em. I de facto dostajemy rzeczywiste dane o wynagrodzeniach. Do tej pory mieliśmy dane deklaratywne, gdzie GUS pyta przedsiębiorców, a ci odpowiadają. Teraz mamy dane administracyjne na bardzo głębokim poziomie, co pozwala nam analizować wynagrodzenia według płci, zawodów, firm i powiatów.
Różnica między medianą a średnią nie jest zaskoczeniem. Średnia jest nieodporna na wartości bardzo wysokie, które zawyżają wyniki. Mediana natomiast informuje, że połowa społeczeństwa zarabia x, a połowa — więcej niż x. To statystycznie wartość środkowa. Ta różnica rzeczywiście robi wrażenie, ale dla ekonomistów nie jest zaskoczeniem.
O tym, że średnie wynagrodzenie publikowane przez GUS nie jest do końca wymierne mówi się od wielu lat. A to dlatego, że bierze pod uwagę jedynie zatrudnionych na umowę o pracę w firmach zatrudniających co najmniej 10 pracowników. To jest jedynie wycinek…
Powiedziałbym nawet, że ułamek, bo 98 proc. firm w polskiej gospodarce to mikro i małe przedsiębiorstwa. Zaliczamy do tego również jednoosobowe działalności. Mieliśmy niejasne dane, jeśli chodzi o wynagrodzenia. Ale nie było możliwości pozyskania lepszych. Obecnie, jeśli wejdziemy głębiej w szczegółowe dane, zauważymy pewne mankamenty polskiego rynku pracy.
Pozwolę sobie Pana zacytować: „Połowa z zatrudnionych w podmiotach do 9 osób — czyli mikro firmy — zarabia dokładnie wynagrodzenie minimalne. Śmierdzi tutaj szarą strefą, na kilometr”.
Mamy sytuację, która jest dosyć zaskakująca. Mianowicie naoczny dowód na istnienie szarej strefy. Bo mówiąc o osobach zarabiających minimalne wynagrodzenie, często ich rzeczywiste dochody są wyższe, ponieważ resztę wynagrodzenia dostają „pod stołem”. Biorąc pod uwagę tylko podmioty zatrudniające od 0 do 9 — to 1,5 mln osób.
Polski Instytut Ekonomiczny opublikował raport dotyczący skali zjawiska płac „pod stołem”. Myślę, że każdy z nas usłyszał o tym zjawisku. Nie jestem pewien, czy świadomość społeczna dotycząca skutków płacenia „pod stołem”, jest wystarczająca. Co sprawia, że nie jest ono korzystne ani dla naszej gospodarki, ani dla samych pracowników?
To ciekawe pytanie. Nie widzimy żadnego ruchu ze strony rządu. Być może szara strefa dla obecnego i wszystkich poprzednich rządów nie jest na tyle znacząca. Skutki są takie: ciężko będzie przekonać społeczeństwo — przy takiej świadomości ekonomicznej — że jest to szkodliwe dla gospodarki. Mamy sytuacje typu win-win: czyli jeśli ja zatrudniam pana, to pan i ja jesteśmy na pozycji wygranej, traci państwo. Definicja tego państwa jest lekko rozmyta. Co jest państwowe, to jest niczyje. Potwierdzenie dostajemy z ust i działań samych rządzących. Nie ma kultury dbania o to, co państwowe. Im mniej włożymy do budżetu, tym mniej wyjmiemy — to nie jest oczywiste przełożenie. Likwidacja szarej strefy będzie bardzo trudna, o ile ktokolwiek się tego podejmie.
Wiele mówi się o tym, że system emerytalny w Polsce jest dość niewydolny. I będzie się to pogłębiało ze względu na kwestie demograficzne oraz ogólną społeczną świadomość, że stopa zastąpienia będzie niska, a emerytury niewystarczające. Z drugiej strony mamy płacenie pod stołem, gdzie ludzie zarabiają więcej, niż pokazują na swoim „pasku” i odprowadzają niższe składki. Jak to wpłynie na ich emerytury?
Wchodzimy w aspekt niskiej wiedzy ekonomicznej oraz podejścia obywateli do oszczędzania. Nie myślimy o tym, co będzie za 10-20 lat. Ważne jest to, ile mamy w tym momencie w portfelach. Ludzie, którym płaci się w szarej strefie, wolą mieć 300 zł więcej teraz, niż 100 zł więcej na emeryturze. System emerytalny jest niewydolny od wielu lat, powiedziałbym nawet od dekad. Ale to nie jest również tak, że może po prostu paść. Jest zasilany z wielu różnych źródeł. I to mimo tragicznej sytuacji demograficznej — ostatnio opublikowane dane wskazują na drugi najniższy wskaźnik dzietności. A ocieramy się o jedynkę. Nie widać sensownych rozwiązań, jak przeciwdziałać zapaści systemu emerytalnego. Obecnie — w mojej ocenie — wyjście z tego jest niemożliwe. Jest po prostu za późno.
Możemy się ratować, jeśli chodzi o rynek pracy, migracją. Jednak ostatnie dyskusje o polityce migracyjnej zmierzają w inną stronę niż w stronę relacji przedsiębiorca-praca-cudzoziemiec. Oczekiwałem od polityki migracyjnej więcej: a otrzymaliśmy dokument, który nie spełnia swojej podstawowej funkcji według przedsiębiorców. Niestety, nie widać elementów, które pozwoliłyby na ratunek tej zapaści demograficznej. Co może być odrobinę pocieszające — nie jesteśmy jedyni. Cały świat się starzeje, nawet Chiny, które również borykają się z ogromnym problemem demograficznym. Tylko że ten problem będzie wpływał na wszystkie gospodarki świata.
Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli się pocieszać, mówiąc: „u innych też jest źle”. Jako Konfederacja Lewiatan postulujecie państwo, aby można było zatrudniać obcokrajowców również na umowy cywilnoprawne. Obecnie taka możliwość istnieje tylko w relacji B2B lub poprzez umowę o pracę. Co się wydarzy, jeśli to umożliwimy?
Zasadniczo niewiele, jeśli rzeczywiście wejdą w życie przepisy dotyczące ozusowania wszystkich umów cywilnoprawnych. Stworzy to pewnego rodzaju łatwość zarówno dla pracowników, jak i dla pracodawców. Ten system jest potrzebny, jeśli chcemy zapełnić lukę w brakach rąk do pracy. Potrzebujemy pracowników szybko i nie możemy pozwolić sobie na biurokratyczne procedury. Cała Unia Europejska postuluje uelastycznienie rynku pracy, a jednocześnie neguje umowy cywilno-prawne. W Polsce mamy wieloletnią tradycję zatrudnienia na podstawie takich umów. Wszelkie instytucje administracyjne i kontrolujące wiedzą, jak podchodzić do tego typu umów. Jeśli występuje zależność między pracownikiem a pracodawcą, która na taką umowę pozwala — nie widzę powodów, dla których mielibyśmy ukrócać te działania.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Artykuł sponsorowany