Wyszukaj w serwisie
biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
BiznesINFO.pl > Technologie > Wybory przez internet w Polsce. Byliśmy w Estonii, by sprawdzić, co może pójść nie tak
Maciej Olanicki
Maciej Olanicki 18.01.2025 16:42

Wybory przez internet w Polsce. Byliśmy w Estonii, by sprawdzić, co może pójść nie tak

e-estonia
Fot. materiały własne

Pierwsza tura wyborów prezydenckich zostanie przeprowadzona 18 maja br. Dla wielu jest to okazja, by powrócić do dyskusji dot. cyfryzacji procedur wyborczych. My dowiedzieliśmy się, co o wyborach internetowych mówi się państwie, w którym przeprowadzane są od lat. Z BiznesINFO swoimi spostrzeżeniami podzieliły się też osoby zdolne dostrzegać płynące z e-wyborów ryzyko.

Większość Polaków chce głosować przez internet. Co można z tym zrobić?

Według badania przeprowadzonego przez CBOS aż 53 proc. Polaków chciałoby wybierać prezydenta, parlament i samorząd w wyborach przeprowadzanych za pośrednictwem internetu. Jednocześnie 39 proc. badanych sprzeciwia się temu pomysłowi. Poparcie dla pomysłu jest więc duże, choć budzi wiele kontrowersji. Eksperci nie mają wątpliwości, że są one uzasadnione.

W przypadku e-wyborów najtrudniejsza może się okazać odpowiedź na pytanie najprostsze – po co? Zwolennicy pomysłu argumentują, że zwiększyłyby one zaangażowanie obywateli w proces demokratyczny i frekwencję. Problem w tym, że dane tego nie potwierdzają. Dobitnie świadczą natomiast, że każdorazowo cyfryzacja tak ważnych procedur stwarza nową powierzchnię ataku.

Rośnie napięcie w rządzie, burza po decyzji USA. Polska technicznym Trzecim Światem Powstanie nowy katalog zawodów chronionych. Państwo otoczy pracowników opieką

Najważniejsza obawa ws. bezpieczeństwa e-wyborów nie wiąże się z techniką

Siłą rzeczy w dyskusji dot. wyborów przez internet przywoływany jest przykład nieodległej Estonii, która szczyci się cyfryzacją swoich usług publicznych. Cyfrowe obywatelstwo, dokumenty tożsamości, ubezpieczenia społeczne, uproszczenia procedur związanych z rejestracją firmy – to wszystko miało być kołem zamachowym innowacyjnej gospodarki Estonii, jednak w ostatnich latach stało się standardem również w wielu europejskich państwach. W tym w Polsce.

IMG_20240924_171937379.jpg
Gmach Parlamentu Estonii, fot. materiały własne.

We wrześniu 2024 r. mieliśmy okazje odwiedzić Tallin i zbadać, jak e-Estonia działa w praktyce. Rezultaty mogą być zaskoczeniem – poza głosowaniem przez internet trudno już dziś wskazać obszary cyfryzacji, w których Polska odstawałaby od standardów bałtyckiego państwa. Przewagę widać w innych miejscach, np. w darmowym transporcie publicznym, gdzie cyfrowe potwierdzenie uprawnień jest zaledwie dodatkiem, a nie wartością dodaną samą w sobie.

Rzecz w tym, że w rozmowach o zagrożeniu dla demokracji pobrzmiewają uwagi, które nijak nie są związane z e-wyborami. To bowiem nie techniczne aspekty cyfrowego głosowania mają stanowić w Estonii największy problem, lecz 23-procentowa mniejszość rosyjska. Estończycy mówią, że jej przedstawiciele żyją w diasporach, nie integrują się, nie znają języka estońskiego, mają własne szkoły itd. Popularna ma być postawa, że to w zasadzie Rosjanie są gospodarzami nad Zatoką Fińską, a Estończycy gośćmi.

IMG_20240922_164416603_HDR.jpg
W 2023 r. Estonia miała 1,36 mln mieszkańców. 23 proc. z nich stanowili Rosjanie, fot. materiały własne.

W takich okolicznościach to nie próby hakerskiego złamania systemu wyborczego stanowią dla tamtejszej demokracji zagrożenie, lecz rosyjskie wpływy informacyjne jeszcze przed głosowaniem. Potwierdza to historia z Rumunii, gdzie przez wykorzystanie "nieprzejrzystych i naruszających ordynację wyborczą technologii cyfrowych oraz sztucznej inteligencji w prowadzeniu kampanii” [tłum. za OSW – przyp. red.] unieważniono I turę wyborów prezydenckich.

Byliśmy w Estonii, by sprawdzić, jak działają e-wybory. Wątpliwości jest wiele

W Estonii nie panuje powszechna zgoda co do bezpieczeństwa e-wyborów. Fakt, że w rekordowych pod względem frekwencji wyborach parlamentarnych z 2023 r. głosów oddanych przez internet było aż 51,1 proc. Rzecz w tym, że rzeczona rekordowa w całej historii kraju frekwencja wyniosła 63,7 proc. W tym samym roku w Polsce przeprowadzono analogiczne wybory bez użycia internetu i frekwencja wyniosła blisko 75 proc.

W Estonii stosuje się kryptograficzne potwierdzenie tożsamości z użyciem aplikacji lub elektronicznego dowodu osobistego – to ma zapewniać, że jeden uprawniony odda jeden głos. Już na tym etapie widać dużą umowność – nie ma przecież gwarancji, że ktoś, nawiązując do niesławnej kampanii, nie "zabrał babci dowodu".

Głos ma sygnaturę kryptograficzną, czasoznaczek, a następnie umieszczany jest kolejno w dwóch wirtualnych kontenerach (kopertach) – jeden jest imienny, drugi zanonimzowany. Po zaszyfrowaniu i przesłaniu na serwery imienny kontener jest porzucany, a zanonimizowany głos trafia do puli pozostałych udzielonych korespondencyjnie. Następnie weryfikowana jest suma kontrolna, co potwierdza integralność, tj., że nikt nie manipulował przy "kopercie". Swój internetowy  głos można zmienić aż do zamknięcia lokali wyborczych (liczy się ostatni), co ma zapobiec ich kupowaniu.

Nie jest tak, że system głosowania przez internet Estończycy powszechnie uznają za osiągnięcie. Wręcz przeciwnie, od 2005 r. podważano jego bezpieczeństwo wielokrotnie – czy to w obszarze możliwej manipulacji głosami, czy deanonimizacji głosów. Często linią obrony e-wyborów było to, że teoretyczne dowody (tzw. proof-of-concept) w praktyce były nie do zrealizowania, co z technicznego punktu widzenia niewiele ma wspólnego z cyberbezpieczeństwem. Podnoszono też, że krytyka e-wyborów jest skutkiem zamówienia politycznego.

To ujawnia się kolejny problem – potencjalny nowy front polsko-polskiej wojenki, na którym ważność i bezpieczeństwo e-głosów byłyby regularnie podważane, podobnie jak uczciwość wyborów.

E-wybory w Polsce – ekspert wyjaśnia ryzyko

Bogatsi o zebrane nad Piritą informacje zwróciliśmy się o opinię dot. wyborów do jednego z najbardziej szanowanych i rozpoznawalnych ekspertów ds. cyberbezpieczeństwa w Polsce, Adama Haertle z ZaufanaTrzeciaStrona.pl. Ten zwraca uwagę na dwoistość problemów z e-wyborami na gruncie polskim: bezpieczeństwo, ale też zgodność z ustawą zasadniczą:

Wybory w Polsce, zgodnie z Konstytucją, powinny mieć kilka cech, z których w kontekście głosowania elektronicznego najważniejsza jest tajność. Zapewnienie tajności głosowania przez internet nie jest kłopotem - istnieją technologie, które są w stanie zagwarantować, że nikt nie dowie się, kto na kogo zagłosował. Problem zaczyna się, gdy spojrzymy na kwestię równości, czyli zapewnienia, by jedna osoba miała jeden głos.

Przypomnijmy, że w podawanej jako przykład Estonii w zasadzie nie jest to weryfikowane. Tam przyświeca zasada: "głos oddany drogą elektroniczną liczony jest jako jeden głos i pod względem wyników wyborów nie ma większego wpływu niż głos oddany przez wyborcę korzystającego z innego sposobu głosowania". Ponadto głosujący może po 30 minutach od oddania głosu sprawdzić, czy ten bezpiecznie dotarł na serwery bez udanych prób przejęcia.

Problem w tym, że trudno zweryfikować, kto ów głos oddawał i czy nie doszło do sytuacji, w której jeden domownik zagłosował w imieniu innego bez jego wiedzy. Zupełnie jak w wyborach korespondencyjnych czy z udziałem pełnomocnika, niemniej za sprawą wysokiej dostępności taka forma fałszerstwa byłaby znacznie łatwiejsza i bardziej zachęcająca. Fałszerz nie byłby poddany presji oblicza urzędu komisji wyborczej, a groźba wykrycia przestępstwa wyborczego byłaby niższa – trudno przecież oczekiwać, że rodzina będzie składać na siebie doniesienia z powodu sfałszowanego przed komputerem głosu. Haertle kontynuuje:

Skoro nie wiemy, kto jak głosował, to czy możemy mieć pewność, kto zagłosował, że zagłosował tylko jeden raz, i że nie głosował nikt nieuprawniony? To robi się już skomplikowane. Gdy dodamy do tego bezpośredniość – czyli zapewnienie, że każdy głosował osobiście, kłopoty się nawarstwiają. Dorzućmy jeszcze rozliczalność i weryfikowalność i mamy ogromne wyzwanie technologiczne.

Wyzwania te są możliwe do pokonania, jednak ekspert zwraca uwagę, że złożoność rozwiązań nie zostanie zrozumiana przez cześć wyborców. A to samo w sobie rodzi kolejny problem – ich brak zaufania do procedur wyborczych. Procedur, do których zaufanie musi być możliwie jak największe, których niesprawność prowadzi na świecie do wojen domowych. Ekspert nie ma złudzeń co do wyzwań już stricte technicznych:

Tak skomplikowany system będzie miał sporo błędów. Nie da się ich uniknąć, co pokazują przykłady krajów próbujących wdrożyć głosowanie przez internet jak Szwajcaria czy tych, które już to zrobiły, czyli Estonia. Wyobraźmy sobie teraz, że ktoś odkrywa błąd w systemie wyborczym, a zapisy systemu wskazują, że choć błąd istniał, to nikt wyników nie zmienił. Na ile w takie zapewnienia ekspertów uwierzą zwolennicy partii, która wyboru przegrała?

Jednocześnie ekspert zachowuje dozę optymizmu co do rozwoju technicznych aspektów e-wyborów: "czy dobrze byłoby móc głosować przez internet? Pewnie tak. Czy technologia i ludzie są na to gotowi? Pewnie nie. Czy kiedyś będą? Miejmy nadzieję, że tak" - kończy Haertle.