Wyszukaj w serwisie
biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
BiznesINFO.pl > Polska i Świat > Burza w mediach. Polscy aktorzy okłamywani przez wpływową agentkę?
Bartłomiej  Binaś
Bartłomiej Binaś 20.02.2024 07:56

Burza w mediach. Polscy aktorzy okłamywani przez wpływową agentkę?

Małgorzata Potocka, Aleksandra Popławska
KAPiF

Najbardziej rozpoznawalni polscy aktorzy powiedzieli stop i postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Jak twierdzą, znana w branży agentka Krystyna Lewenfisz przez długi czas miała dopuszczać się wobec nich wielu manipulacji i kłamstw, a także zalegać z wypłatami. Całą sprawę przedstawił we wtorek dziennikarz Gońca Mateusz Baczyński, który dotarł do pokrzywdzonych osób i szczegółowo opisał ich historie.

Znani aktorzy zarzucają Krystynie Lewenfisz kłamstwa i manipulacje

Krystyna Lewenfisz to producentka, menedżerka i właścicielka Artystycznej Agencji Aktorskiej KLK. Aktorzy z nią współpracujący zarzucają kobiecie liczne oszustwa i zaległości w wypłatach. Swoimi historiami podzielili się m.in. Małgorzata Potocka, Aleksandra Popławska, Marek Kalita, czy Bartosz Żukowski, a całą sprawę bardzo szczegółowo opisał we wtorek w swoim tekście na portalu Goniec dziennikarz śledczy, Mateusz Baczyński.

Krystyna Lewenfisz odpowiadała za produkcję spektaklu "Mama zawsze wraca" na motywach książki Agaty Tuszyńskiej, w reżyserii aktora Marka Kality. Premiera odbyła się w Muzeum POLIN podczas obchodów 79. rocznicy wybuchu Powstania w Getcie Warszawskim. Sukces spektaklu spowodował, że Lewenfisz obiecywała jego twórcom regularne granie na znacznie większą skalę. Jak opowiada w rozmowie z dziennikarzem Gońca odtwórczyni głównej roli Aleksandra Popławska, w trakcie prac nad spektaklem ekipa zorientowała się, że producentka nie ma wystarczającego budżetu, aby zrealizować przedstawienie. 

Żeby dokończyć tę produkcję, zrezygnowaliśmy z naszych honorariów, wierzyliśmy, że robimy to w słusznej sprawie. A potem Krystyna oskarżyła nas o malwersację siedemdziesięciu tysięcy złotych - mówi Popławska.

Aktorka Małgorzata Potocka, która zagrała jedną z głównych ról w serialu "Gang zielonej rękawiczki" opowiedziała o swojej nieprzyjemnej historii z agentką. Wspomniany serial okazał się dużym sukcesem Netflixa. Wzięcie udziału w castingu do produkcji zaproponowała Potockiej właśnie Krystyna Lewenfisz w sierpniu 2022 roku. Zdjęcia do serialu zakończyły się w listopadzie.

W marcu moja córka zaczęła sprawdzać rachunki. Nagle mówi do mnie: „Mamo, brakuje 80 tys. złotych za Gang zielonej rękawiczki”. Doznałam szoku, przecież wszystko miało być już dawno rozliczone. Natychmiast zadzwoniłam do Krystyny. Stwierdziła, że to niemożliwe, bo wszystkie pieniądze zostały mi już dawno przelane - opowiada Potocka.

Lewenfisz miała tłumaczyć się zawirowaniami w banku, a potem rzekomą księgową, która miała ją okradać. Małgorzata Potocka z biegiem czasu zaczęła jednak zauważać, że coś jest nie tak. Postanowiła ponownie umówić się z agentką w konkretnym banku, jednak wysłała w swoim imieniu córkę, a sama pojechała do Sopotu. Lewenfisz nie pojawiła się o umówionej godzinie, tłumacząc to opóźnionym pociągiem. 

I teraz wisienka na torcie. Krystyna miała się zaraz pojawić w banku w Warszawie, a ja w tym czasie poszłam z przyjaciółmi do naszej ulubionej restauracji w Sopocie. Weszłyśmy do środka, a tam… siedzi Krystyna. Proszę mi uwierzyć, to było jak los na loterii. Jej mina była warta milion dolarów. Zerwała się z krzesła, podbiegła do mnie, zaczęła mnie całować i szeptać do ucha: „nic nie mów, błagam cię, ja ci wszystko wyjaśnię!”. Wiedziałam już, że wszystko, co ona mówi, to jest stek kłamstw - opowiada aktorka.

Małgorzata Potocka po tych wydarzeniach powiedziała dość i postanowiła zacząć działać. Za namową córki skontaktowała się z prawnikiem, który wkrótce przygotował wezwania do zapłaty. Aktorka postawiła Krystynie Lewenfisz twarde ultimatum, po którym agentka stopniowo zaczęła przelewać pieniądze. Do 7 września oddała 80 tys. Potocka, wyliczając koszty wynajęcia prawnika oraz straty poniesione przez brak pieniędzy na koncie oszczędnościowym w banku przekazała agentce, że winna jest jeszcze 11 tys. Lewenfisz miała nie zgodzić się na takie warunki i zagrozić procesem sądowym za szkalowanie jej imienia i ujawnianie szczegółów umowy.

Rola życia. Jak znani aktorzy wpadli w sidła agentki

"To jest coś, obok czego nie możemy przejść obojętnie"

Również ekipa zaangażowana w produkcję spektaklu "Mama zawsze wraca" zaczęła skarżyć się na opóźnienia w płatnościach. Marek Kalita mówi o bałaganie organizacyjnym. Twórcy oczekiwali przejrzystości finansowej projektu, o czym informowali agentkę w wielu wiadomościach mailowych. Ostatecznie wszyscy zaangażowani mieli otrzymać swoje należności, "jednak były to kwoty zdecydowanie poniżej stawek rynkowych".

Ciągle tylko słyszałem, że zaraz będą pieniądze, tylko nie wiadomo kiedy i jakie. Zaangażowaliśmy do pracy ludzi, których ceniliśmy, a potem musieliśmy świecić przed nimi oczami, bo ciągle były jakieś zaległości finansowe. Koszmar. Zrezygnowaliśmy z Olą z naszych honorariów, byleby tylko inni dostali swoje pieniądze - opowiada Marek Kalita.

Aleksandra Popławska i Marek Kalita po zakończeniu prac nad spektaklem w Muzeum POLIN odkrywali coraz więcej manipulacji i kłamstw ze strony agentki. Sprawdzając dokładnie dokumenty i umowy, zauważyli, że nie wszystkie należne im pieniądze zostały wypłacone.

Kiedy doszły nas słuchy, że inni aktorzy z jej agencji borykają się z tymi samymi problemami, to wynajęliśmy prawnika, który wysłał do Krystyny przedsądowe wezwania do zapłaty - opowiada Kalita.

Krystyna Lewenfisz po tej decyzji zwróciła aktorom wszystkie zaległe pieniądze w ciągu 2 tygodni. Jak twierdzi Aleksandra Popławska, agentka bała się rozgłosu medialnego.

Najgorsze jest to, że opowiada różnym osobom, że dokonaliśmy malwersacji pieniędzy ze spektaklu w Muzeum POLIN! Ludziom, którym zalegała z płatnościami tłumaczyła, że to my jesteśmy winni, bo ją okradliśmy! To jest coś, obok czego nie możemy przejść obojętnie - mówi Popławska.

Swoją historię z Krystyną Lewenfisz Mateuszowi Baczyńskiemu przedstawił także Bartosz Żukowski, aktor znany z serialu "Świat według Kiepskich". On również nie mógł przez długi czas doczekać się należnych mu pieniędzy, a agentka tłumaczyła się podobną historią jak w przypadku Potockiej - rzekome problemy z księgową.

Sprawa trafiła do sądu, a podczas przesłuchania Lewenfisz miała twierdzić, że wypłaciła aktorowi pieniądze w gotówce na jego prośbę, jednak nie wzięła żadnego potwierdzenia i "prawdopodobnie dlatego tę sprawę przegra". W sądzie oskarżyła także Aleksandrę Popławską i Marka Kalitę o malwersację na ponad 70 tys. złotych, powołując się na dokumenty z Muzeum POLIN. Ostatecznie nakazano agentce wypłacenie Żukowskiemu zaległych należności wraz z odsetkami oraz pokrycie kosztów sądowych.

Muzeum POLIN w odpowiedzi na pytania dziennikarza Gońca o tę sprawę odpisało: "Trudno jest nam odnieść się do zacytowanych przez pana słów z sali sądowej, ponieważ nie wiemy, do jakich dokumentów pani Lewenfisz się odwołuje [...] Nadmienię, że pomiędzy Agencją KLK a Muzeum Polin nie toczy się żaden spór, ani postępowanie sądowe". 

Kolejni oszukani opowiadają swoje historie

Oszukani przez Krystynę Lewenfisz czują się także aktor Mateusz Grydlik i aktorka Małgorzata Klara. Należne im wypłaty za produkcje, w których występowali, nie docierały na czas, a agentka wciąż obwiniała za wszystko banki, lub producentów, którzy mieli przelewać pieniądze na złe konta. Jak twierdzi Grydlik, pod koniec współpracy z Lewenfisz, ta zalegała mu z płatnościami na prawie 20 tys. zł. Dopiero po interwencji prawnika, zaczęła spłacać długi w ratach. Aktor, gdy tylko odzyskał swoje należności, natychmiast zakończył współpracę i jak podkreśla, przestrzegł w wiadomości mailowej innych kolegów z agencji.

Małgorzata Klara zna się z Mateuszem Grydlikiem od wielu lat i gdy tylko usłyszała o jego perypetiach z agencją Lewenfisz postanowiła na własną rękę zweryfikować historię o rzekomej księgowej, z którą agentka miała się sądzić. Prokuratura poinformowała ją, że nie ma żadnego śledztwa w tej sprawie, a "jedyna agencja, jaka się sądzi, to agencja rolna". Tego samego dnia Małgorzata Klara złożyła wypowiedzenie. Sprawę rzekomej księgowej i postępowania wobec niej postanowił sprawdzić w Prokuraturze również dziennikarz Gońca, potwierdzając tym samym ustalenia Małgorzaty Klary - takiej sprawy nie było.

Swoją przykrą historią podzieliła się także Ewa, kobieta, która poznała się z Krystyną Lewenfisz na Tinderze w październiku 2022 roku. Po pewnym czasie znajomości agentka zaczęła prosić ją o drobne pożyczki, obiecując, że zwróci wszystko w przeciągu tygodnia. Zwykle chodziło o kilka tysięcy złotych. Za każdym razem Lewenfisz miała mieć inne powody i tłumaczenia, a pokrzywdzona kobieta w rozmowie z dziennikarzem przyznaje, że we wszystko wierzyła, bo była zakochana i nie posądzała agentki o złe intencje.

W maju 2023 roku Krystyna Lewenfisz jest już winna Ewie ponad 100 tys. zł. Z biegiem czasu urywa kontakt. Poszkodowana kobieta deklaruje, że nie odpuści tej sprawy. Złożyła pozew cywilny, a proces aktualnie się toczy.

Oddałam jej wszystko, co miałam oraz całą siebie, w zamian otrzymując zgliszcza. Ta znajomość będzie dla mnie lekcją do końca życia. Zostałam oszukana w sposób najbardziej obrzydliwy i bezwzględny - mówi dziennikarzowi Gońca.

Aktorka Marta Ormaniec opowiada, że w lutym 2017 roku pożyczyła Lewenfisz 1,5 tys. złotych. Agentka przekonywała ją, że jest na urlopie i została okradziona. Miała oddać pieniądze po powrocie. Ormaniec wspomina, że w marcu uległa wypadkowi samochodowemu, który spowodował, że znalazła się w trudnej sytuacji finansowej. Lewenfisz wciąż zbywała aktorkę, a cała sprawa miała swój finał w sądzie. Agentka miała spłacić należności w ratach, jednak tego również nie zrobiła. Ostatecznie pieniądze udało się odzyskać z pomocą komornika.

Moja sprawa zakończyła się dobrze, ale na jej widok za każdym razem się trzęsę. Boję się, że może rozpowiadać na mój temat jakieś nieprawdziwe historie w środowisku filmowym. Tak naprawdę wciąż tego nie przepracowałam - opowiada Ormaniec.

O negatywne doświadczenia z Krystyną Lewenfisz dziennikarz Gońca zapytał także legendarną aktorkę Krystynę Jandę, która miała okazję współpracować z producentką w Teatrze Powszechnym, gdzie Lewenfisz zajmowała się promocją i PR-em. Janda nie zaprzecza, ale podkreśla, że to są "stare sprawy i nie dotyczyły bezpośrednio jej, tylko teatru". 

Krystyna Lewenfisz wszystkiemu zaprzecza. Uważa, że to ona jest ofiarą

Krystyna Lewenfisz - jak wynika z ustaleń dziennikarza Gońca - w sierpniu 2013 r. usłyszała zarzuty w związku z oszustwem na szkodę ponad 5 tys. złotych. Zgodnie z treścią wyroku Lewenfisz miała zlecić prywatnej firmie organizację imprezy urodzinowej swojej córki, a drogą mailową przesłać sfałszowane potwierdzenie przelewu na 5,5 tys. złotych. Sąd zdecydował o 8 miesiącach więzienia i grzywnie, jednocześnie warunkowo zawieszając wykonanie kary pozbawienia wolności na okres dwuletniej próby.

Jak informuje w swoim tekście Mateusz Baczyński, z dokumentu, który widział, wynika, że wobec Krystyny Lewenfisz obecnie prowadzonych jest aż 9 postępowań komorniczych. Aleksandra Popławska zapowiada, że również będzie domagała się przeprosin i odwołania słów o "malwersacji" przy pracy nad spektaklem dla Muzeum POLIN.

Dlaczego dopiero teraz aktorzy postanowili podzielić się swoimi przykrymi historiami z Krystyną Lewenfisz w roli głównej? Jak tłumaczy Małgorzata Potocka, w środowisku istnieją obawy, że "gdy zaczną nadawać na swojego agenta, to już żadna agencja nie podpisze z nimi umowy".

Po moim rozstaniu z Krystyną w środowisku zaczęły się nagle pojawiać plotki, że mam amnezję i zapominam tekstów. Bartosz Żukowski z kolei to pijak, który robił rozróby w hotelach. Marek Kalita to przemocowiec, a Ola Popławska to chimeryczna gwiazda. Ciężko potem pozbyć się takiej łatki - mówi aktorka.

Krystyna Lewenfisz w konfrontacji z Mateuszem Baczyńskim z Gońca twierdzi, że to ona jest w tej sytuacji ofiarą, a aktorzy z agencji zmówili się, aby zniszczyć jej życie. Uważa, że opowiedziane przez nich historie są zmanipulowane, a sprawa rzekomej księgowej rzeczywiście miała miejsce i przedstawi na to dokumenty.

Po czasie - jak zaznacza dziennikarz - zamiast obiecanych dokumentów, otrzymuje od prawnika Lewenfisz pismo, w którym zwraca się z żądaniem zaprzestania jakiegokolwiek kontaktu z jego klientką oraz publikacji artykułu na jej temat.


Źródło: Goniec