Już niedługo zaśpiewasz jak Freddy Mercury? Rewolucyjny pomysł YouTube
Po premierze ChatGPT rozpoczęła się trwająca w zasadzie na całym świecie debata na temat roli tzw. sztucznej inteligencji w życiu współczesnego człowieka oraz zagrożeń i pozytywów, jakie może przynieść SI. W Dolinie Krzemowej przeciągają się natomiast, jak tę rewolucję spieniężyć, zwłaszcza w branży kreatywnej.
Autotune to przeszłość, nadchodzą muzyczne deepfake’i
Według informacji, do których dotarł Lucas Shaw z redakcji Bloomberga, największe wytwórnie muzyczne mają prowadzić z YouTube tajne rozmowy, w wyniku których w portalu mogą zostać udostępnione narzędzia głosowe wykorzystujące tzw. sztuczną inteligencję. Pozwolą one posługiwać się głosami znanych muzyków. W dużym uproszczeniu zaśpiewanie czegokolwiek i przetworzenie dźwięku przez SI sprawi, że każdy będzie mógł zabrzmieć np. jak Drake.
Podobna historia spotkała Stephena Frya, popularnego brytyjskiego aktora. Niestety, wbrew jego woli. Do trenowania algorytmów wykorzystano audioooki o przygodach Harry’ego Pottera, gdzie Fry był lektorem. Taka próbka była aż nadto wystarczająca, by – jak opisuje sam aktor – „ukraść mu głos”, który odtąd może być wykorzystywany do odczytywania dowolnej treści.
Pisarze i scenarzyści wygrywają ze sztuczną inteligencją – bezprecedensowe porozumienie w branży filmowejArtyści utracą prawa do własnego głosu?
Pogłoski o uruchomieniu na YouTube narzędzi pozwalających na wykorzystanie mechanizmów deepfake w celu fałszowania własnego głosu, mimo że niepotwierdzone, już teraz wzbudzają kontrowersje. Nie chodzi już nawet o kwestię tego, że kolejny obszar będzie mógł podlegać daleko idącym zafałszowaniom, ale też – a raczej przede wszystkim – o kwestię praw samych artystów. Już nie tylko do swoich nagrań, ale do własnego głosu.
Wytwórnie muzyczne prowadzące rzekomo negocjacje z YouTube dysponują prawami do utworów, udostępniając autorom tantiemy. Na podstawie tychże utworów YouTube może trenować swoje oprogramowanie i nie jest do tego w ogóle potrzebny udział samych artystów. Choć w przypadku Stephena Frya do nagrań wykorzystano siedem tomów historii Harry’ego Pottera, to dla takich narzędzi jak rozwijany pod okiem Microsoftu silnik Vall-E do podrabiania czyjegokolwiek głosu może wykorzystać próbkę o długości zaledwie 3 sekund.
Oczywiście takie wykorzystanie zaawansowanego oprogramowania nie jest niczym nowym. W Sieci znajdziemy mnóstwo ciekawych przeróbek, np. Freddy’ego Mercury’ego śpiewającego znaną z filmu „Titanic” piosenkę „My Heart Will Go On”, która przecież została skomponowana kilka lat po jego śmierci. Dotąd były to jednak ciekawostki, przeróbki fanowskie, a nie nowy sposób na zarobek gigantycznych wytwórni płytowych kosztem artystów.
Muzyczna post-prawda na YouTube
W takich okolicznościach możemy się spodziewać wielu konfliktów na linii artysta-wytwórnia. Trudno przecież oczekiwać, aby muzycy dobrowolnie godzili się na to, aby dowolny publikujący na YouTube mógł posługiwać się jego głosem. Jak dotąd żadna ze stron nie potwierdziła, że negocjacje w sprawie muzycznych deepfake’ów faktycznie trwają – YouTube odmówił komentarza w tej sprawie, nie zaprzeczając. Jeśli jednak nieoficjalne informacje się potwierdzą, możemy spodziewać się sprzeciwu na miarę strajków pisarzy w Hollywood.