Mapy Google z blokadą dla Europejczyków. Nie tak to miało wyglądać
Wczoraj weszła w życie kolejna część zapisów aktu o rynku cyfrowym. To nowe europejskie regulacje dotyczące usług internetowych, które mają zastąpić dotychczasowe, które były opracowywane jeszcze na przełomie wieków. Niestety, implementacja zmian przez operatorów usług pozostawia wiele do życzenia.
Akt o rynku cyfrowym wszedł w życie
Wiemy już, że Apple zrobiło bardzo wiele, by ograniczyć wpływ zmian wynikających z aktu o rynku cyfrowym w swoim systemie iOS. Otwarcie iPhone’ów na nowe sklepy z aplikacjami i przeglądarki z własnymi silnikami jak dotąd działa w ograniczonym zakresie, a w zasadzie zostało zaimplementowane minimum minimorum. Pewnie prędzej czy później poskutkuje to dochodzeniem organów Komisji Europejskiej.
Teraz przekonujemy się, że podobne podejście realizuje Google. Otwarcie wyszukiwarki na nowe usługi dostarczane przez konkurencyjne firmy właśnie skończyło się tym, że ważna część funkcjonalności Google została w Europie całkowicie wyłączona.
Ważna nowość w Mapach Google. Kierowcy będą zachwyceniZmiany w wyszukiwarce i Mapach Google
Google zostało na mocy DMA zobowiązane do tego, aby w swoich produktach dostarczać alternatywy dla własnych usług, np. dla Map Google. Mimo że jest to zdecydowanie najpopularniejszy produkt w swojej kategorii, to walka z nadużywaniem pozycji lidera ze strony Komisji Europejskiej wymusiła na Google, a w zasadzie miała wymusić, aby w wynikach Google widoczne były też inne mapy.
Czy tak się jednak stało? Rzecz jasna nie. Google po prostu wyłączyło w państwach Unii Europejskiej możliwość przechodzenia z wyników Google bezpośrednio do Map. Dotąd można było tego dokonać, po prostu klikając miniaturę mapy, która była wyświetlana, gdy wyszukiwaliśmy np. adres miejsca. W tej chwili, bez dodatkowych rozszerzeń firm trzecich, jest to niemożliwe.
Zero zaskoczenia
Wnioski z obserwacji praktyk korporacji z Doliny Krzemowej są oczywiste – wolą całkowicie usuwać funkcje swoich produktów i usług, niż pozwolić na korzystanie z zamienników. Trudno powiedzieć, aby było to wielkim zaskoczeniem, gdyż podobne praktyki są realizowane od lat.
Po raz kolejny zatem europejskie regulacje, które w wielu przypadkach u założeń były słuszne, skutkują przerzuceniem „kosztów” na końcowych użytkowników. A wszystko to za sprawą starych, sprawdzonych metod big techów, które w teorii akt o rynku cyfrowym miał zwalczać.