Opłata reprograficzna to nie podatek. Tak tłumaczy resort kultury
Z tego artykułu dowiesz się:
-
Czym jest opłata reprograficzna
-
Ile wyniesie "podatek od smartfona"?
-
Jak Bosak wypowiadał się o wprowadzeniu nowej daniny
Opłata reprograficzna zasili kieszenie artystów
O opłacie reprograficznej zaczęto mówić latem 2020 roku. Wiceprezes rady ministrów Piotr Gliński zapowiadał wówczas, że opłata reprograficzna miałaby finansować specjalny fundusz wsparcia najbiedniejszych artystów , którzy najbardziej odczuli skutki pandemii koronawirusa.
“Podatek od smartfona” byłby w zasadzie rozszerzeniem obowiązującej już opłaty reprograficznej na nowe urządzenia: smatfony, laptopy, tablety, czy komputery stacjonarne. W tej chwili taką opłatę muszą uiszczać importerzy i producenci nośników, które służą do zwielokrotniania utworów chronionych prawem autorskim. Rozszerzenie opłaty miałoby zrekompensować autorom muzyki, filmów czy książek fakt zwielokrotniania ich utworów na użytek prywatny.
Z pozoru wydawałoby się, że proponowana wysokość opłaty nie jest wielkim wydatkiem - zaledwie 6 proc., jednak jeśli będziemy mieć na uwadze wysokie koszty urządzeń elektronicznych, 6 proc. to może być nierzadko dodatkowych kilkaset złotych.
Opłata reprograficzna uderzy w kieszenie Polaków
Na stronach rządowych poinformowano 1 grudnia, że projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego zostanie wpisany do rządowego wykazu prac legislacyjnych, przypominając, że " ustawa m.in. tworzy fundusz ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych dla artystów oraz określa źródła finansowania tego funduszu " - przypomina Dziennik Gazeta Prawna.
W środę odbyła się konferencja prasowa przed siedzibą MKDNiS, podczas której Krzysztof Bosak i Michał Urbaniak przekazali, że nie wiedzą, na jakim etapie są prace w związku z wprowadzeniem opłaty reprograficznej. Prawnik Konfederacji Witold Stoch zaznaczył, że wprowadzenie nowej daniny to „ kolejne uderzenie w kieszenie Polaków i to podczas kolejnego lockdownu ”.
- Rząd powinien teraz raczej wspierać obywateli, obniżać podatki, a to byłby już 48. podatek wprowadzony przez PiS - ocenił cytowany przez DGP Stoch. - Tutaj pracuje kolejny maniak podatkowy z ekipy rządu PiS-u, […] nie macie wstydu tak atakować Polaków podatkami w czasie kryzysu? - nie szczędził słów Stoch.
Bosak utrzymywał, że pomysł MKDNiS jest „zły i niebezpieczny”, ponieważ „ tworzy kolejny fundusz, którym będzie zarządzał tym razem minister kultury ” i „będzie służył wspieraniu tych, którzy przynależą do pewnego establishmentu, który jest w stanie wynegocjować sobie kolejne przywileje polityczne ”.
"Opłata reprograficzna to nie podatek"
Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu przesłało PAP komentarz, w którym wyjaśniono, że opłata reprograficzna wcale nie jest podatkiem, ponieważ “nie wpływa do budżetu państwa ani samorządów terytorialnych . Przekazywana jest twórcom, gdyż darmowe odtwarzanie ich utworów zwiększa atrakcyjność i popyt na urządzenia elektroniczne takie jak smartfony, tablety czy laptopy, a jednocześnie zmniejsza wpływy twórców ze sprzedaży swoich utworów. Opłata znacznie poszerza też darmowy dostęp do dóbr kultury. To dzięki niej możliwe jest w pełni legalne darmowe odtwarzanie dla celów prywatnych, rodzinnych czy towarzyskich muzyki, filmów, książek czy obrazów chronionych prawem autorskim ”.
„Stwierdzenia posła Bosaka w sprawie opłaty reprograficznej są zatem nieprawdziwe: nie jest to podatek, nie wpływa do budżetu, uszczupla marże producentów sprzętu – w szczególności wielkich koncernów azjatyckich i amerykańskich i nie może odbić się znacząco na wysokości cen, gdyż te w Polsce są już wyższe niż np. w Niemczech. Nie jest nową konstrukcją prawną, gdyż od lat 90. obowiązuje w większości krajów europejskich. Nie jest obciążeniem dla podatników, lecz wręcz przeciwnie, powoduje, że cyfrowe utwory artystyczne, naukowe i prasowe mogą być dostępne w sieci za darmo, a prawa twórców nie są zaspokajane z podatków, tylko pokrywane przez koncerny big-tech” - dodano w komentarzu.
Trudno jednak liczyć na to, że producenci i sprzedawcy, którzy będą musieli zapłacić więcej, w związku z czym zarobią mniej, nie przerzucą części opłaty na Polaków (podobnie jak było z podatkiem cukrowym).