Szarpanina na wiecu polityk PiS. Interweniowała policja
PiS szykuje się do wyborów parlamentarnych. Politycy formacji organizują kolejne wiece wyborcze, na których przekonują do oddania głosu właśnie na nich. Jednak na te spotkania przychodzą nie tylko osoby przychylne władzy. Tak właśnie stało się w Starachowicach, gdzie na spotkanie z kandydatką Prawa i Sprawiedliwości, Agatą Wojtyszek, przyszedł niechętny władzy mężczyzna.
Ten szybko dał o sobie znać. Wyrażał oburzenie faktem, że zlikwidowano Polsko-Amerykańską Klinikę Serca w Starachowicach. Jak donosi Wirtualna Polska, mężczyzna przyniósł ze sobą nawet zdjęcie ojca, który zmarł z powodu problemów z sercem w miesiąc po zamknięciu kliniki. Zgodnie ze słowami pana Mariusza, bo tak nazywał się mężczyzna, jego ojciec umarł idąc jedną z ulic miasta.
Zmarł na serce miesiąc po tym, jak zamknięto PAKS. Po prostu upadł na ulicy, w szpitalu w Starachowicach nie mogli mu pomóc - mówił wyraźnie podenerwowany mężczyzna.
PiS zorganizowało wiec dla kandydatki. Nie obeszło się bez szarpaniny
Jednak za co dokładnie mężczyznę usunięto z wiecu wyborczego starachowickiej siódemki na liście Prawa i Sprawiedliwości? Jak wskazuje, chodziło m.in. o to, że kiedy inni krzyczelli "Agata", on miał "naruszać porządek publiczny" i "zakłócał ład społeczny". Jak mówi oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Starachowicach, Paweł Kusiak, pana Mariusza usunięto więc ze zgromadzenia. Krzyczał jednak oddalając się od tłumu. Wówczas wpadł na policjantów.
Policja jest wszędzie tam, gdzie może dochodzić do popełniania wykroczeń. Ten mężczyzna został wyprowadzony ze zgromadzenia. Kiedy oddalał się, jeszcze coś krzyczał. Dosłownie wszedł na policjantów, którzy go wylegitymowali i poinformowali, że ma prawo do odmowy przyjęcia mandatu, wówczas sprawą zajmie się sąd. Przyznał się do wykroczenia i przyjął mandat - mówi Kusiak.
Pan Mariusz mówi, że wyprowadzono go siłą z wiecu polityk PiS. Nie dopuszczono go nawet do głosu. Kiedy natomiast wpadł na policjantów, przyjął mandat, ponieważ funkcjonariusze mieli mu powiedzieć, że w wypadku nieprzyjęcia mandatu, będzie musiał wkroczyć na drogę sądową. Dlatego wolał zapłacić 250 złotych.
Na wiecu nie dopuszczono mnie do głosu. Przyjąłem, bo powiedzieli, że jak się nie zgodzę, będę chodził po sądach - relacjonuje pan Mariusz.