Polacy wykorzystują kryzys, żeby podbić brytyjski rynek. Te branże mogą zbić majątek
Wielka Brytania przeżywa kryzys gospodarczy. Po Brexicie, pandemii koronawirusa i skutkach wojny w Ukrainie gospodarka wciąż jest w złym stanie. Odczuwają to mieszkańcy, którzy płacą wysokie podatki. Michał Dembinski, główny doradca Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej w rozmowie z portalem BiznesINFO tłumaczy, jak polskie firmy mogą sporo zyskać na trudnej sytuacji nad Tamizą. Wskazuje, które branże mogą zarobić najwięcej i wyjaśnia, dlaczego wkrótce Polacy mogą być bogatsi od Brytyjczyków.
"Kryzys w Wielkiej Brytanii nie był spowodowany działaniami Unii"
BiznesINFO: Właśnie minęło pięć lat od Brexitu. Przy tej okazji według danych GUS inflacja płac w Polsce w ostatnich latach przewyższała znacznie inflację cen. Dla porównania w Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich lat ceny rosły szybciej niż płace. Co te statystyki mówią o stanie gospodarki polskiej i brytyjskiej?
Michał Dembinski: W momentach w historii, kiedy płace rosną szybciej niż ceny, to społeczeństwo jest zadowolone, bo wie, że warto pracować, warto się starać i wszystko ma sens. Patrząc na dane dotyczące inflacji cen i płac, trzeba pamiętać, że Wielka Brytania została mocno dotknięta przez kryzys globalny w 2008-2009 roku. Polska była wtedy tzw. zieloną wyspą. Potem, w 2010 konserwatyści doszli do władzy w Wielkiej Brytanii i próbował zbilansować wydatki i przychody (tzw. „austerity”). Już od tego czasu w Wielkiej Brytanii płace rosły o wiele wolniej rosły niż np. w Polsce. W ciągu ostatnich 20 lat ceny w Wielkiej Brytanii rosły szybciej niż płace. To spowodowało, że Brytyjczycy byli niezadowoleni. To była jedna z przyczyn Brexitu. Narracja polityków i właścicieli mediów była taka, że winna jest ta wredna Unia Europejska, ludzie w to wierzyli i głosowali za wyjściem z Unii.
Natomiast kryzys nie był spowodowany działaniami Unii, ale faktem jest, że przez lata zarobki Brytyjczyków rosły, a potem, po 2008 tendencja zaczęła się odwracać. W Polsce ceny wzrosły dwukrotnie od roku 2004, ale nasze płace wzrosły trzykrotnie.
Brytyjski premier nie mylił się, mówiąc, że polska gospodarka przegoni brytyjską?
“Nie czuję się komfortowo z trajektorią, która wkrótce sprawi, że Wielka Brytania zostanie wyprzedzona przez Polskę” - mówił Keir Starmer w lutym 2023 roku.Czy ta przepowiednia się właśnie spełnia?
Keir Starmer miał rację. Pamiętam, kiedy to powiedział, zapytałem kilku brytyjskich ekonomistów czy faktycznie tak jest i słyszałem, że także w 2030 roku Polska przegoni Wielką Brytanię i też Francję pod względem PKB per capita na podstawie parytetu siły nabywczej. Chociaż przeciętny Brytyjczyk zarabia więcej niż przeciętny Polak, ale jednocześnie wydaje o wiele więcej na spłatę kredytu hipotecznego. Ceny nieruchomości Wielkiej Brytanii, szczególnie w południowo-wschodniej części Anglii wokół Londynu są o wiele, wiele droższe niż w Polsce. Podobnie jak koszt transportu publicznego w Londynie, który jest 13 razy większy niż w Warszawie, także ceny usług, np. fryzjerskich są znacznie wyższe w Wielkiej Brytanii. Pod tym kątem do 2030 to przeciętny Polak rzeczywiście będzie zamożniejszy niż przeciętny Brytyjczyk.
Na co najbardziej skarżą się polscy i brytyjscy przedsiębiorcy od czasu Brexitu?
Skarżą się przede wszystkim mali eksporterzy, które mają ogromne problemy z nową papierologią. Kiedyś jak się wysyłało powiedzmy paletę towaru do Wielkiej Brytanii, to trzeba było dołączyć do niej fakturę i tyle. A teraz trzeba wykonać kilkanaście różnych innych operacji. To jest wielkie obciążenie dla małych firm. Duże firmy mogą po prostu komuś to zlecić, wynająć osobę, która zajmie się tylko takimi usługami, natomiast dla małych firm to jest ogromne obciążenie. Z podobnymi problemami zmagają się małe brytyjskie firmy, które wysyłały np. sery czy piwa, cydry do Unii Europejskiej. Teraz jest to dla nich prawie niemożliwe. Z punktu widzenia wszystkich przepisów fitosanitarnych i weterynaryjnych to im się to po prostu nie opłaca. Splajtowało sporo małych firm, które kiedyś eksportowały bez problemu do Unii Europejskiej i to odbija się w statystykach makroekonomicznych, gospodarczych. Widzimy, że wzrost gospodarczy Wielkiej Brytanii w 2024 roku wyniósł 0,0 proc., a w Polsce to 2,9 proc. Wielka Brytania nie wróci do takiego wzrostu gospodarki bez powrotu do ekonomicznych struktur Unii Europejskiej, czyli do jednolitego rynku i do Unii Celnej, które ułatwiłyby przepływ towarów między Wielką Brytanią a Unią. Bez powrotu do struktur gospodarczych UE, jedyną możliwością, żeby doszło do wzrostu gospodarczego w UK jest cud gospodarczy.
"Z moich szacunków wynika, że ok. 300 tys. Polaków opuściło Wielką Brytanię"
Z jednej strony Partia Pracy chce poprawy relacji gospodarczych UE, a z drugiej strony mówi, że o powrocie do unii celnej nie ma mowy, zapewne, żeby nie zdenerwować konserwatystów i zwolenników Brexitu oraz nie stracić w sondażach. Jakie skutki może mieć taka zachowawczość?
Partia pracy jest teraz przy władzy od pół roku. Ma więc powiedzmy jeszcze 1,5 roku żeby umocnić się, jako partia kompetentna pod względem gospodarczym. Jeżeli tego nie pokaże, to przegra następne wybory. Wtedy nie wiadomo, co wydarzy się pomiędzy Torysami a partią Nigela Farage’a Reform UK.
Tymczasem w mediach pojawił się sondaż, w którym partia Nigela Farage’a kojarzonego głównie z pomysłem Brexitu po raz pierwszy przegoniła Labourzystów w sondażach, skąd te tendencje w kierunku prawicowego populizmu?
To znaczy, że ludzie są zniecierpliwieni i niezadowoleni tym, że mimo dojścia Partii Pracy do władzy, gospodarka nadal stoi w miejscu. To bardzo podobne do sytuacji, którą widzieliśmy w Stanach Zjednoczonych, gdzie niesie się głos populizmu. To co Nigel Farage obiecuje nie ma podstaw makroekonomicznych. Tak naprawdę pod względem relacji zarobków do cen może on doprowadzić do sytuacji, którą widzimy w Stanach Zjednoczonych przez ostatnie 50 lat. Bogaci ludzie bogacą się coraz bardziej, a przeciętny Amerykanin ma problem, żeby przetrwać z miesiąca na miesiąc.
A jak wpłynęły decyzje o ograniczeniu dostępu do pracy dla imigrantów z UE i wprowadzenie tzw. skilled worker visa na brytyjski rynek pracy i przypływ imigrantów?
Patrząc na dane migracyjne: przed Brexitem co roku w Wielkiej Brytanii pojawiało się ok. 300 tysięcy obywateli krajów Unii Europejskiej, tymczasem teraz mamy odpływ netto.
Co do obywateli krajów z poza UE, kiedyś przyjeżdżało ich ok. 100- 150 tysięcy rocznie, teraz przyjeżdża ich ponad 900 tys. rocznie. Czyli przeciętny brytyjski rasista, który powiedział, że ja głosuję za Brexitem, bo nie lubię migrantów, teraz zmaga się z tym problemem, że tych migrantów jest więcej niż kiedykolwiek. Nie są to jednak Polacy i Rumunii, ale ludzie z Somalii, z Bangladeszu itd. Więc z tego punktu widzenia to dlatego oni są bardziej zdenerwowani niż kiedykolwiek, ten element społeczny.
Docierają do Pana historie Polaków, którzy pakują walizki i wracają?
Słyszałem o Polakach, którzy porzucili Wielką Brytanię i pojechali do pracy do Holandii, czy do Norwegii. Zostają Ci, którzy już się zakorzenili w Wielkiej Brytanii, którzy mają tam domy, mieszkania i dzieci w brytyjskich szkołach. Oni zostają tam prawdopodobnie na zawsze i już sobie wyrabiają obywatelstwo brytyjskie. Z moich szacunków wynika, że ok. 850 tys. Polaków zostało na stałe w Wielkiej Brytanii, a ok. 300 tys. albo wróciło do Polski, albo pojechało gdzieś indziej.
Co by Pan powiedział zwolennikom tzw. Polexitu na podstawie tego, co dzieje się w Wielkiej Brytanii?
Tacy ludzie są skrajnym zagrożeniem dla dobrobytu Polski. Rozwój, który Polska osiągnęła w ciągu ostatnich 20 lat jest spowodowanu w dużej mierze dostępem do funduszy unijnych i dostępu do jednolitego rynku europejskiego dla polskich produktów.
"Polscy przedsiębiorcy widzą luki, które pojawiły się na brytyjskim rynku"
Jak radzą sobie polskie firmy na brytyjskim rynku?
Polscy przedsiębiorcy nie należą do takich którzy łatwo się poddają, i kiedy trzeba to ciężko pracują na swój sukces. Polska jest jednym z nielicznych członków Unii Europejskiej, gdzie wartość eksportu do Wielkiej Brytanii, usług i towarów, wzrosła w proporcji do czasów z przed Brexitu.
Z czego to wynika?
Z tego, że ja bym powiedział, że polscy przedsiębiorcy, którzy sprzedają swoje towary w Wielkiej Brytanii widzą, że pojawiły się nowe luki na rynku, że na półkach supermarketów i magazynów brytyjskich po Brexicie zamiast towarów z Hiszpanii, Holandii, czy z Francji, pojawiły się pustki. Zapełniają te braki swoimi towarami. Oprócz rosnącego eksportu pojawiają się też głośne przejęcia. Mamy też bardzo dobrze znane przypadki jak eSky, który kupił najstarsze biuro podróży na świecie Thomas Cook. Inpost kupił ponad 160-letnią firmę Menzies News Distribution, a firma EmTech spod Łodzi, która kupiła brytyjskie przedsiębiorstwo Andover Trailers, która produkuje naczepy do przewozu czołgów dla wojska. Więc widzimy, że polskie firmy nie tylko już sprzedają swój towar Brytyjczykom, ale kupują brytyjskie marki. Jest też taki słynny przypadek firmy Rawlplug - znanego w Wielkiej Brytanii producenta kołków służących np. do umocowania półek na ścianie. Brytyjczycy dobrze znają tę markę, ale nie mają pojęcia, że jakiś czas temu kupiła ją firma Koelner spod Wrocławia, a dziś firma Rawlplug S.A. jest notowana na warszawskiej giełdzie. Jest to świetny czas dla polskich przedsiębiorców aby przejąć spólki brytyjskie, razem z ich markami. Brytyjski Polska Izba Handlowa stworzyła Program Expander właśnie aby pomóc polskim firmom ze sukcesem wejść na rynek brytyjski.
Jak Pan ocenia obecny stan brytyjskiej gospodarki?
Jest to nadal szósta gospodarka na świecie, rynek bardzo bogaty i chłonny, zwłaszcza dlatego, że Brytyjczycy produkują za mało, przez co są skazani na import towaru. Od czasu kryzysu produkcja przemysłowa spadła. Przemysł produkcyjny stanowi jedynie ok. 8,5 proc. wartości dodanej do PKB Wielkiej Brytanii. Dla Polski to jest 17 proc., czyli dwa razy więcej, a w Niemczech jest to 19 proc. Często mniejsi producenci z Danii, Niemiec czy Portugalii na przykład rezygnują ze sprzedaży do Wielkiej Brytanii przez skomplikowane po-Brexitowe procedury. To stwarza szansę dla polskich eksporterów. Według najnowszego rankingu PwC, Wielka Brytania wskoczyła na drugie miejsce po Stanach Zjednoczonych z punktu widzenia najlepszych lokalizacji do inwestycji na świecie. To powinno być sygnałem dla polskich przedsiębiorców, że teraz bardzo dobra chwila, żeby wejść na ten rynek brytyjski przez akwizycję. Duże szanse mają branże takie jak: spożywcza, budowlana: materiały budowlana, stolarka, wyposażenie wnętrz, meble, chemia budowlana, chemia ogólna, kosmetyki, parafamaceutyki. Ci przedsiębiorcy, którzy teraz zainwestują, zarobią na tym za kilka lat, kiedy gospodarka zacznie się już poprawiać.
A czy brytyjskim firmom się opłaca wejść na rynek polski?
W tym roku szykuje się duża inwestycja: SSE Renewable Electricity Solutions, którzy wchodzą na rynek polski z OZE, czyli fotowoltaiką i farmami wiatrowymi na Bałtyku. Na polskim rynku działa też np. duża brytyjska firma The Hut Group z branży e-commerce; stworzyli pod Wrocławiem bazę aby obsługiwać rynek eCommerce przede wszyskim w Niemczech, Holandii i Skandynawii. Z reguły polski rynek wybierają duże firmy, których stać na zmierzenie się z naszą biurokracją i papierologią. Mniejszym przedsiębiorcom trudno zrozumieć, że, aby założyć spółkę trzeba iść do sądu, a potwierdzenie podpisów jest konieczne u notariusza. Niektórzy chcieliby, aby większość spraw dało się załatwić online. Dlatego chętniej zakładają oddziały np. w Holandii czy w Danii. Rząd Polski powinien robić więcej, aby ułatwić życie małym i średnim przedsiębiorców.
Michael Dembiński - główny w Brytyjsko-Polskiej Izbie Handlowej (BPCC). Urodził się w Ealing, w Londynie. Jego ojciec, Bohdan, brał udział w Powstaniu Warszawskim w 1944 roku, a po II wojnie światowej osiedlił się w Wielkiej Brytanii. Michael Debinski jest ekspertem w dziedzinie gospodarki. Bada tematy takie jak m.in. kryzys finansowy z 2008 roku, Brexit oraz pandemia COVID-19.