Polska wygrywa z Argentyną… siłą swojej gospodarki
Sto lat temu w Europie funkcjonowało powiedzenie: zamożny jak Argentyna. Państwo z Ameryki Południowej należało wówczas do 10 najbogatszych na świecie i przyciągało emigrantów zarobkowych ze Starego Kontynentu. Dziś jednak z dawnej potęgi zostało niewiele.
Gdyby kondycja gospodarek miała rozstrzygać, która z narodowych drużyn w środowy wieczór okaże się lepsza na mundialu w Katarze, bezdyskusyjnie wygrałaby Polska.
Na pierwszy rzut oka, odwołując się wyłącznie do tempa wzrostu gospodarczego, można by pomyśleć, że oba kraje są w podobnej formie. W tym roku dynamika PKB zarówno Polski, jak i Argentyny, nieznacznie przekroczy 4 proc. Takie uproszczenie fałszowałoby jednak rzeczywistość.
Oni z góry w dół, my w odwrotnym kierunku
Gospodarcze dzieje Argentyny to historia spektakularnego upadku. Jeszcze na początku XX w. jeden z najwydajniejszych organizmów ekonomicznych, w dużej mierze zawdzięczający swój status: bogactwom naturalnym, dużej powierzchni i fantastycznym warunkom do rozwoju rolnictwa. Tymczasem dziś Argentyna znajduje się na absolutnych peryferiach światowego systemu finansowego, od lat zmagając się z niestabilnością, kryzysami walutowymi i bankowymi oraz gigantycznym ciężarem niemożliwego do obsługi zadłużenia.
– Argentyńska przeplatanka terapii szokowych, nieudanych reform, bankructw rządów i uzależnienia od pomocy ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego znajduje odzwierciedlenie w rankingach konkurencyjności i atrakcyjności do prowadzenia biznesu. Argentyna plasuje się tu dopiero w ósmej dziesiątce, mimo że piłkarsko to ciągle światowa potęga, trzecia narodowa drużyna w klasyfikacji FIFA – wskazuje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Odwrotną drogę przebywa w minionych latach Polska. Piłkarsko daleko nam do Argentyny i czołówki rankingu FIFA, ale już w zestawieniu Światowego Forum Ekonomicznego plasujemy się w okolicach 35. pozycji, czyli o blisko 50 lokat wyżej od Argentyny.
Inflacja: w Polsce duża, ale w Argentynie to hiperinflacja
Wprawdzie ceny w naszym kraju obecnie rosną najszybciej od lat 90. XX w., a ich dynamika na początku przyszłego roku przekroczy 20 proc., jeśli jednak zestawić polskie problemy z argentyńskimi, nabierają innego wymiaru. W Republice Argentyńskiej chroniczna, nieokiełznana inflacja czy wręcz liczne epizody hiperinflacji są od kilkudziesięciu lat zarzewiem gospodarczych tarapatów. Lada moment dynamika cen przekroczy tam 100 proc., i to pomimo stóp procentowych sięgających 70 proc. (w Polsce 6,75 proc.)! Nawet tak skrajny ich poziom to za mało, by gospodarstwa domowe, firmy i inwestorzy zaufali peso i chcieli w tej walucie utrzymywać swoje środki.
– Choć bank centralny Argentyny wykorzystuje szybko topniejące i ograniczone rezerwy walutowe, żeby stabilizować kurs waluty, peso (ARS) w ostatnim roku osłabiło się do dolara aż o 40 proc. Gdyby nie wysiłki władz, to skala przeceny tej waluty byłaby jeszcze zdecydowanie poważniejsza. W tym świetle tarapaty złotego i fakt, że za dolara przez moment przyszło nam płacić ponad 5 złotych, nabiera zupełnie innej perspektywy – komentuje analityk Cinkciarz.pl.
Argentyńczycy na jednego dolara muszą dziś wydać ok. 166 peso, podczas gdy pięć lat temu wystarczało im 17 ARS.
Polsce wystarczy remis, ale marzymy o zwycięstwie
Co ciekawe, gospodarcza przewaga Polski nad Argentyną na razie idzie w parze z sytuacją na mundialu w Katarze. W grupie C reprezentacja Biało-Czerwonych przed ostatnią kolejką jest liderem i do awansu naszym piłkarzom wystarczy remis, a nawet porażka nie przekreśli szans, by dalej grać na mistrzostwach.
– Szczytem marzeń byłoby oczywiście zwycięstwo nad futbolową potęgą, której gospodarka znajduje się w opłakanym stanie. Pod względem makroekonomicznej równowagi, stabilności systemu finansowego czy wiarygodności w oczach inwestorów, Argentyna znajduje się na drugim biegunie w porównaniu z Polską – puentuje Bartosz Sawicki z Cinkciarz.pl.
źródło: cinkciarz.pl