Skazali go na śmierć, a potem został posłem. Sąd wytłumaczył dlaczego
Kara śmierci dla posła
Jeśli narzekamy na absurdy polskiej polityki, to marnym bo marnym, ale jednak jakimś pocieszeniem może być fakt, że gdzie indziej wcale nie jest lepiej. Do dość zaskakującej sytuacji doszło w tym tygodniu w lenkijskim parlamancie. We wtorek zaprzysiężony na posła został tam Premalal Dźajasekara, polityk partii rządzącej, który w sierpniu został skazany na karę śmierci za zastrzelenie w 2015 roku podczas wiecu działacza opozycji Jana Balawegaya z partii Samagi.
Jak to możliwe? Należy podkreślić, że Dźajasekara usłyszał wyrok skazujący już po przeprowadzonych na początku sierpnia wyborach parlamentarnych, w których mężczyzna uzyskał mandat poselski. Sąd uznał, że skazanemu nie można odbierać prawa do pełnienia parlamentarnych obowiązków.
Sam Dźajasekara twierdzi, że jest niewinny. - W głębi serca wiem, że jestem niewinny – stwierdził cytowany przez “Gazetę Wyborczą” poseł, nie kryjąc emocji. Polityk twierdzi, że padł ofiarą spisku i domaga się nowego procesu.
Zaprzysiężenie Dźajasekary wywołało protesty posłów opozycji. Część z nich zbojkotowała zaprzysiężenie i opuściła salę plenarną, z kolei część z tych, którzy pozostali założyła na znak protestu czarne szale. Po zaprzysiężeniu skazany na karę śmierci poseł wrócił do więzienia, gdzie najpewniej spędzi trochę czasu, gdyż przypomina “Wyborcza” na Sri Lance co prawda orzeka się karę śmierci, ale od blisko 45 lat się jej nie wykonuje.