Ruszyły kontrole domów, nawet ich nie zauważysz. Kara 10 tys. PLN
Właściciele domów mogą mieć wkrótce problem; samorządy prowadzą kontrole posesji pod kątem łamania często nieuświadomionego prawa, które jednak obowiązuje w Polsce od 2018 r. Kara za nieprzestrzeganie przepisów sięgają nawet 10 tys. zł. W przypadku wyjątkowo uciążliwym może się skończyć nawet ograniczeniem wolności.
Gminy mają dość: trwają "ciche" kontrole, kary do 10 tys. zł
Od 2018 r. w Polsce obowiązuje Prawo wodne, w myśl którego deszczówka - czyli woda opadowa - nie jest już klasyfikowana jako “ściek” . To ważna zmiana, bo powszechną praktyką jest pozbywanie się deszczówki przez system kanalizacji sanitarnej (ściekowej). To błąd - choć kontrole w tym zakresie nie były dotąd powszechne i masowe, niektóre gminy skrupulatnie je prowadzą - nawet bez fizycznych kontroli w domach . W 2024 r. oficjalną zapowiedź takich kontroli kilka z nich opublikowało.
Zobacz też: Skarbówka wysłała kontrolera na festyn. Miał wystawić mandaty, skończyło się skandalem
Woda to nie ściek. Gminy mają dość łamania prawa
Informacja o takiej kontroli znalazła się na stronie internetowej gminy Lniano, na co zwrócił uwagę serwis DGP (woj. kujawsko-pomorskie). Niedawno podobną prowadził też Olsztyn - efektem było 100 wykrytych nadużyć. W myśl nowelizacji z 2018 r. w Prawie wodnym, samorządy mogą nakładać kary do 10 tys. zł, w ustawie widnieje też zapis o “karze ograniczenia wolności”. Zagospodarowanie deszczówki, która gromadzi się na terenie nieruchomości leży w gestii właściciela posesji - przepisy regulują, w jaki sposób może to zrobić.
Co zrobić z deszczówką?
Najlepszą odpowiedzią jest mała retencja - to zresztą rozwiązanie, które polski rząd od kilku lat intensywnie promuje. Polega na gromadzeniu wody opadowej w miejscu jej opady, w niewielkich zbiornikach. Właściciel posesji, zatrzymując wodę, zyskuje - oszczędza choćby na przyszłym podlewaniu. Istnieje szereg programów, które metodę małej retencji wspierają, od 2020 r. to choćby “ Moja Woda ”, która jednak obecnie nie prowadzi już naboru. Serwis Wodne Sprawy poinformował w sierpniu, że do 20 lutego br. kwota przeznaczona na program została już wyczerpana, nabór wniosków wstrzymano.
Ale po zakończeniu rozliczeń programu, i wypłacie wszystkich zakontraktowanych środków, możliwe będzie wznowienie naboru - najpewniej już w 2025 r. Swoje własne programy realizują też poszczególne gminy. Program “mała retencja” od końca maja ruszył choćby w Poznaniu. To ważne inicjatywy, bo odpowiadają na powszechną suszę. O poszczególne programy warto dopytywać we własnym magistracie.
Co, jeśli nie retencja?
Woda deszczowa może być odprowadzana na kilka innych sposobów; do kanalizacji deszczowej zwana burzową - to do niej odprowadzane są np. wody roztopowe, ogólnospławnej lub rowu melioracyjnego. Kategorycznie zabronione jest odprowadzanie jej np. na sąsiednie działki czy ulice.
Jak wyglądają kontrole?
W kwietniu br. serwis Infor.pl relacjonował jedną z nietypowych metod kontroli, po które sięgają gminy. W trakcie opadów deszczu niektóre samorządy miałyby wprowadzać do systemu kanalizacyjnego specjalny dym. Jeśli unosi się z nieodpowiednich miejsc - rynien, dachów - to znaczy, że dana posesja czerpie z “nielegalnego podłączenia”. To nie tylko ekologiczny kaprys i stymulowanie odzyskiwania wody z małej retencji, miasta i gminy, w konsekwencji pozbywania się deszczówki przez mieszkańców w ramach systemu kanalizacyjnego muszą wykorzystywać do tego własną infrastrukturę - to skutkuje przeciążeniem sieci kanalizacyjnej, które może doprowadzić do zalewania nieruchomości. Rosną też koszty oczyszczania ścieków, a te rozkładają się na wszystkich płatników.
Zobacz też: Galerie handlowe przegrywają. W Polsce powstaje nowy rodzaj sklepów