Rząd szykuje zmiany na rynku nieruchomości. To może być koniec zjawiska patodeweloperki
Resort rozwoju zamierza wprowadzić zmiany w zakresie budowy apartamentów inwestycyjnych, ustalania odległości od budynków i standardów doświetlenia pomieszczeń mieszkalnych. Przepisy miałyby ograniczyć rynkowe zjawisko patodeweloperki, które już z samej nazwy krzywdząco wpływa na wizerunek deweloperów. Tymczasem architektoniczna tandeta bywa też niechlubnym dziełem innych grup.
Wielkie plany
Ministerstwo Rozwoju i Technologii zapowiedziało, że nowe przepisy miałyby dotyczyć:
zmiany warunków technicznych budynków oraz ich usytuowania,
zwiększenia wymagań co do oświetlenia pokoi mieszkalnych w budownictwie wielorodzinnym,
wprowadzenia kryteriów w zakresie budowy placów zabaw dla dzieci,
uregulowania budowy mikroapartamentów na wynajem, czyli mieszkań, których powierzchnia wynosi od kilku do kilkunastu mkw., a które są obiektami usługowymi z możliwością odliczenia podatku VAT.
To właśnie ostatnia kwestia budzi najwięcej emocji, gdyż w praktyce tego typu lokale trafiają później pod wynajem krótkoterminowy. Dlatego celem resortu jest zablokowanie możliwości powstawania lokali z funkcją mieszkalną, mających mniej niż 25 mkw.
Nie wierzę, że uczciwi, solidni deweloperzy będą mieli coś przeciwko tym zmianom. Raczej chodzi o tych, którzy eskalowali dochód kosztem dziwactw, na które będziemy patrzyli jeszcze przez wiele lat, jak odległość pięciu metrów pomiędzy budynkami czy odległość pół metra pomiędzy balkonami oraz brak dobrego doświetlenia budynków, a także budynki w granicy czy przy drodze publicznej— tłumaczył jakiś czas temu wiceminister rozwoju Waldemar Buda w rozmowie z Interią.
Nie ulega wątpliwości, że na naszym rodzimym rynku możemy znaleźć sporo przykładów inwestycji, które kwalifikują się pod określenie patodeweloperki. Tylko że nie zawsze winę za efekt ponoszą sami deweloperzy.
Hasło, które elektryzuje społeczeństwo
Termin patodeweloperka tłumaczy się jako ogół działania deweloperów budowlanych, który ze względu na działania względem klientów oraz sposób projektowania obiektów pozostaje w sprzeczności ze zwyczajami uznawanymi za dobre.
Z kolei mianem dewelopera określa się osobę fizyczną lub prawną, która inwestuje w budowę nieruchomości przeznaczonych pod sprzedaż lub wynajem. Jednak aby budynek powstał, potrzebna jest cała grupa specjalistów, którzy zajmują się poszczególnymi etapami realizacji. Są również urzędnicy wydający niezbędne zezwolenia.
Poza tą obszerną grupą na rynku nieruchomości działają również flipperzy, którzy szukają atrakcyjnych ofert sprzedaży, nabywają lokale mieszkalne i poddają je zmianom, które zwiększają ich wartość, a następnie sprzedają je z zyskiem dla siebie. Są też właściciele mieszkań, którzy np. by móc je wynająć większej ilości osób, wprowadzają różnorakie rozwiązania, niekoniecznie zgodne z teoretycznym zapewnieniem człowiekowi dobrych warunków do życia.
Co to oznacza w praktyce?
Każda z powyżej wspomnianych grup może dokładać swoją cegiełkę do zjawiska patodeweloperki, terminu, który zdaniem Piotra Krochmala, prezesa Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości jest nadużywany. Ekspert tłumaczy, że gdyby w inwestycji deweloperskiej doszło do złamania przepisów, budynek nie mógłby zostać dopuszczony do użytkowania.
To rzecz gustu, że powstają inwestycje, które mogą się nie podobać. O dziwo one bez problemu są nabywane i zasiedlane — a mieszkający w nich ludzie mają zupełnie inne zdanie o takich realizacjach niż osoby patrzące na to z zewnątrz. Często są szczęśliwi, że mają własny kąt, nabywając takie mieszkania dużo taniej, z uwagi na pewne uciążliwości (np. układ funkcjonalny), bo na te pozbawione wad nie było ich stać— mówi Piotr Krochmal w rozmowie z redakcją Biznesinfo.
Sztucznie nadmuchane zjawisko
Zuzanna Wiak, public relations manager w Polskim Związku Firm Deweloperskich wskazuje, że zjawisko patodeweloperki zostało sztucznie nakręcone, nie tyle przed media, ile przez samych internautów. W komentarzach przy zdjęciach domów, lokali mieszkalnych i pomieszczeń nagminnie pojawiają się komentarze wskazujące jedynych, ich zdaniem, słusznych winowajców: patodeweloperów.
W tym momencie wszystko, co jest związane z budownictwem, nazywa się patodeweloperką, a nie ma to nic wspólnego z deweloperami. Najczęściej te małe, niefunkcjonalne, źle podzielone lokale to są mieszkania budowane przez tzw. flipperów lub osoby prywatne. Wynikają one z nienaturalnych podziałów większych lokali mieszkaniowych i stąd wychodzą potem takie kwiatki, jak pokój o szerokości 1,5 metra — komentuje Zuzanna Wiak w rozmowie z redakcją Biznesinfo.
Dodaje, że deweloperzy, którzy budują od podstaw, muszą przestrzegać przepisów budowlanych i spełniać warunki techniczne. Ci, którzy je omijają, to najczęściej małe firmy, które okazjonalnie zajmują się budową nieruchomości i nie podlegają ustawie o ochronie praw nabywców lokali i domów.