Składy obawiają się sprzedawać węgla z importu. Wysoka cena, niska jakość
Węgiel z importu ma potężne wady, informuje “Rzeczpospolita”. Kaloryczność węgla z importu jest mniejsza niż krajowego, a to oznacza, że potrzeba go więcej, niż zakładano.
Reakcja na kryzys węglowy
W wyniku wojny w Ukrainie wprowadzono sankcje na rosyjskie surowce energetyczne. Także Polska, która dotychczas importowała spore ilości węgla z Federacji Rosyjskiej, stanęła przed sporym wyzwaniem.
Polska wprawdzie produkuje znaczne ilości węgla, jednak koszty jego wydobycia są wysokie, a kaloryczność niższa od rosyjskiego węgla. Obecnie Polska sprowadza surowiec z innych krajów, m.in. Kolumbii, Australii czy RPA.
W połowie lipca premier Mateusz Morawiecki zobowiązał także spółki PGE Paliwa oraz Węglokoks do zakupu i sprowadzenia do 31 października 2022 roku łącznie 4,5 mln ton węgla dla gospodarstw indywidualnych, jednak jak donosi “Gazeta Prawna”, premier wydłużył ten okres - spółki mają czas do 30 kwietnia 2023 roku.
Obawy o jakość i ilość węgla
Jak informuje “Rzeczpospolita”, węgiel z importu ma jednak potężne wady.
- Uśredniając gatunki sprowadzonego do naszego kraju węgla, z jednej tony takiego surowca można uzyskać na opał ok. 15-20 proc. - mówi "Rzeczpospolitej" Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla. Tymczasem ministerstwo klimatu zapewniało wcześniej, że będzie to 20-40 proc .
Za tonę importowanego węgla trzeba zapłacić 3500 zł, przy czym jego kaloryczność jest o co najmniej jedną trzecią mniejsza od węgla krajowego czy rosyjskiego . Sprzedawcy obawiają się, że klienci będą domagać się zwrotu pieniędzy.
“Rzeczpospolita’ wskazuje, że jeśli kaloryczność sprowadzanego węgla będzie rzeczywiście tak niska, to węgla może po prostu zabraknąć.