Starosta Szaleniec miał przekroczyć uprawnienia. Afera z domami bez dróg
Do planowanego osiedla w Będzinie ma nie dochodzić żadna droga. Według powstałego w zeszłym roku dokumentu takowa ma powstać, jednak stoi to w sprzeczności z uchwalonym planem zagospodarowania przestrzennego, który przewiduje inny układ komunikacyjny. Mieszkańcy powiadomili prokuraturę o tym, że starostwa mógł w ten sposób przekroczyć uprawnienia.
Działka bez drogi
Historia zaczęła się kilka miesięcy temu. Jak donosiła Gazeta Wyborcza, jeden z deweloperów zakupił w Będzinie działkę niedaleko ul. Leśnej z zamiarem wybudowania na niej 23 domów.
Problem z tą działką polegał na dojeździe, a raczej jego braku. Nie chodzi jedynie o stan obecny - plan zagospodarowania przestrzennego, który uchwalono trzy lata temu, nie zakłada jakiejkolwiek drogi prowadzącej do kłopotliwej działki .
Plan sprzeczny z... planem
Na tym problemy się nie kończą. Według informacji Gazety Wyborczej, w zeszłym roku będziński Urząd Miasta sporządził inną mapę, która jednak zakłada doprowadzenie drogi do działki z planowanymi 23 domami . Jest ona jednak sprzeczna z planem zagospodarowania przestrzennego.
Mieszkańcy są taką sytuacją zdziwieni. Jeden z nich, Rafał Nowak, otrzymał od Urzędu odpowiedź, że doprowadzenie dróg do działek działek budowlanych oraz budynków jest wymagany przepisami - i cytowany przez Gazetę Wyborczą pyta, po co istnieją plany miejscowe .
Zawiadomienie do prokuratury
Mieszkańcy postanowili jednak działać dalej. Złożyli do Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu zawiadomienie, iż starosta będziński Sebastian Szaleniec przekroczył uprawnienia . Jak wynika ze słów Rafała Nowaka cytowanych przez Gazetę Wyborczą, starosta miał odstąpić od weryfikacji zgodności projektu dewelopera z planem miejscowym i zaakceptować projekt niezawierający drogi.
Z informacji Gazety Wyborczej uzyskanych od naczelnika wydziału architektury Dariusza Kruczkowskiego wynika, że mieszkańcom odmówiono uchylenia decyzji o pozwoleniu na budowę dla dewelopera , ponieważ nie byli oni stroną w sprawie. Wojewoda Śląski, do którego mieszkańcy się odwołali, decyzję starostwa podtrzymał.