Wyszukaj w serwisie
biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
BiznesINFO.pl > Polska i Świat > USA idzie na zwarcie. J.D. Vance: "Nie obchodzą nas krzyki Europejczyków". A Grenlandię wezmą siłą
Michał Górecki
Michał Górecki 24.03.2025 12:45

USA idzie na zwarcie. J.D. Vance: "Nie obchodzą nas krzyki Europejczyków". A Grenlandię wezmą siłą

J.D. Vance
Fot. Gage Skidmore/Flickr

J.D. (James David) Vance po raz kolejny od objęcia urzędu utwierdza w przekonaniu o redefinicji ruchu “America First” w wykonaniu Donalda Trumpa. Wiceprezydent w rozmowie z Fox News deklaruje, że jeśli Stany Zjednoczone będą potrzebowały zwiększyć kontrolowane przez siebie terytorium o Grenlandię, to właśnie zrobi jego przełożony, który “nie dba o to, co krzyczą na nas Europejczycy”. O co więc dba i na jakiej podstawie USA zdecydują, że potrzebują Grenlandii?

Trump nie odpuszcza Grenlandii

Vance w niedzielnej rozmowie z Fox News odniósł się do podtrzymywanych przez jego administrację planów dot. aneksji Grenlandii, autonomicznej wyspy pod zarządem Danii z szeroką autonomią i delegacją parlamentarną w duńskich izbach. Vance zabrał głos na antenie, podczas gdy zaplecze gabinetu planuje wizytę jego żony, tzw. drugiej damy, na Wyspie, wraz z doradcą Białego Domu ds. bezp. narodowego – Mikem Waltzem i sekretarze ds. energii - Chrisem Wrightem. Sama obecność i dobór całej tej trójki niedługo po rozstrzygniętych przez Grenlandczyków wyborach parlamentarnych i mimo wyraźnego sprzeciwu politycznej elity stanowi wyraźną, i kolejną, prowokację ze strony Donalda Trumpa.

Zobacz też: Port w Gdyni zmieni właściciela. Przecieki budzą niepokój. “Zmaterializowały się plany Trumpa”

Natalia Ziółkowska, Magdalena Chorzewska
Psychoterapeutka obala mity o millenialsach. Magdalena Chorzewska dla BiznesInfo: „Chcesz awansować? Nie czekaj na wieczne nigdy”
Putin odrzucił plan pokojowy USA. Zamiast zawieszenia broni będzie nowy "plan minimum"

J.D. Vance: "Donald Trump nie dba o to, co krzyczą na nas Europejczycy"

Grenlandzka obsesja Trumpa w jej bieżącym wydaniu sięga początku drugiej kadencji, choć sugestie transakcji pojawiały się już podczas pierwszej. W styczniu br., niedługo po przejęciu administracji w Waszyngtonie, na Wyspę udał się najstarszy syn Trumpa. Już wówczas władze Grenlandii odczytywały ten ruch w kontekście politycznej prowokacji, zwłaszcza że w marcu odbyły się wybory parlamentarne. W niedzielę 23 marca J.D. Vance w rozmowie z Fox News ocenił, że Trumpa “nie interesuje, co na nas krzyczą Europejczycy” (w kontekście aneksji Grenlandii - red.) Danię, a zatem od 1953 r. bezpośredniego zwierzchnika Grenlandii, określił “niewywiązującym się z obowiązków sojusznikiem”.

Niedługo po tej wypowiedzi Biały Dom potwierdził, że żona J.D. Vance'a, Mike Waltz i Chris Wright w bieżącym tygodniu ponownie udadzą się z wizytą na Wyspę. Delegacja ma się rozpocząć w czwartek (27 marca) i potrwać dwa dni – do soboty. Formalnie mają “odwiedzić historyczne miejsca i poznać grenlandzkie dziedzictwo”. Nieformalnie: prowokować samorządną administrację Grenlandii i zjednoczoną w tej sprawie Europę, na czele z Danią. Usha, żona Vance'a, na Instagramie relacjonuje już, jak cieszy się z możliwości zobaczenia wyścigów psich zaprzęgów. Reuters podaje, że jednym z celów wizyty będzie zagraniczna baza kosmiczna USA - w Pituffik (zachodnie wybrzeże).

Grenlandczycy ponownie na nie. Odchodzący premier będzie bojkotował wizytę USA

Niestety konteksty wokół spięcia Grenlandia - USA się mnożą. Ustępujący po niedawnych wyborach premier Mute Egede podtrzymuje swoją linię narracyjną, bojkotując kolejną wizytę administracji USA. Reuters przekazuje w poniedziałek (24 marca), że polityk określił już ruch Białego Domu “prowokacją". Wciąż obowiązujący jeszcze samorząd Grenlandii nie spotka się z politykami i “drugą damą” z USA.

– Do niedawna mogliśmy ufać Amerykanom, którzy byli naszymi sojusznikami i przyjaciółmi, i z którymi lubiliśmy blisko współpracować - mówi premier Egede, cytowany przez lokalną gazetę Sermitsiaq. – Ale ten czas już minął – dodaje na tym samym oddechu.

Egede od początku prowadzi politykę tożsamości opartą wobec roszczeń USA na twardym “nie”. Oparł na tym przekazie także swoją kampanię parlamentarną, która uplasowała partię grenlandzkich liberałów na trzecim miejscu. Zwyciężyła centroprawica (partia Demokraatit), zdobywając 30 proc. głosów. Obserwatorzy i think tanki z północy raportują, że w gruncie rzeczy nie oznacza to ani “szybkiego ruchu w kierunku niepodległości” (czyli podtrzymania linii dotychczasowego premiera), ani “bliższych relacji z USA”. Ale szef partii Jens Frederik Nielsen nie wydaje się zauważalnie tonować nastrojów – zdążył już ocenić, że Amerykanie po raz kolejny pokazują “brak szacunku dla mieszkańców Grenlandii”.

Brian Hughes, rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego przy Białym Domu odpowiedział, że wizyta “stanowi okazję do budowania partnerstwa, które szanuje samostanowienie Grenlandii”. Oświadczenie nieco wyklucza się z niedzielnymi słowami Vance'a.

Czego USA chcą od Grenlandii?

Grenlandia ma specyficzne i strategiczne, z punktu widzenia USA, położenie. Wyspa leży wzdłuż najkrótszej trasy z Europy do Ameryki Północnej, a analitycy podnoszą w tym kontekście istotę wpływu na amerykański system ostrzegania przed rakietami. Do tego dochodzi kontekst złóż naturalnych, czyli tożsamy do trwających negocjacji USA - Ukraina. 

Premier Danii Mette Frederiksen odniosła się krótko do informacji nt. kolejnej wizyty z USA w odpowiedzi na pytanie Reutersa. Już wcześniej wyrażając stanowczy sprzeciw wobec słów Trumpa o aneksji Grenlandii, dodała tylko, że parlament Danii wizytę traktuje poważnie i jest gotów do współpracy z USA, jako sojusznikiem NATO, w oparciu o podstawowe zasady suwerenności.

America First

Roszczenia Trumpa wobec Grenlandii sięgają 2019 r. Różnica polega na tym, że w 2024 r. nie wykluczał już użycia sił, by te roszczenia zrealizować. Polityka “America First”, której jako prezydenckiego hasła używa, także w nagraniu z Fox News J.D. Vance, odnosi się do metodyki z lat 30. XX wieku. Wówczas USA nie stanowiły supermocarstwa, a antykomunistyczna społeczność “America Firsters” chciała, by tak zostało. 

“America First” Trumpa to, jak ocena Forreign Affairs, dwumiesięcznik Rady Stosunków Międzynarodowych z Nowego Jorku, odwrót do lat 50. XX wieku, silne nawiązanie do przekonań, jakoby liberalny wariant demokracji nie był wystarczającym rozwiązaniem, zapewniającym Zachodowi zdolność utrzymania przewagi nad posowieckim zagrożeniem. Prezydencja Trumpa i jej przekaz wywodzi się z ruchów antykomunistycznych, które zauważalnie czerpały z religii i nacjonalizmu.