Ważna zmiana w projekcie ustawy. Zarobki w Polsce będą jawne, ale są ograniczenia

Do końca 2026 r. państwa Unii Europejskiej zobowiązane są do wdrożenia dyrektywy o równości wynagrodzeń. Stanowi on m.in. o pewnej jawności zarobków w celu zwalczania dyskryminacji płacowej, co spotyka się ze sprzeciwem części pracodawców. W Polsce doszło właśnie do ważnej zmiany, która przybliżyła nas do jawności wynagrodzeń, choć znów – w ograniczonym zakresie.
Europejska dyrektywa o równości wynagrodzeń w Polsce – czasu coraz mniej
Dyrektywa wprowadza szereg mechanizmów mających zwalczać dysproporcje płacowe między kobietami a mężczyznami. Pracodawcy mieli nowe obowiązki sprawozdawcze, będą musieli też uzasadniać większe niż kilkuprocentowe różnice na tym samym poziomie stanowisk. Akt wprowadza także nowy mechanizm negocjacji z przedstawicielami pracowników.
Nowe prawo ma jednak ogromne znaczenie w skali całego rynku pracy, nie tylko dla poszczególnych zakładów, w których dochodzi do dyskryminacji. Zarobki mają być bowiem jawne już na etapie rekrutacji.

Poselski projekt przed ministerstwem pracy. Jawność zarobków, ale w ograniczonym zakresie
Europejskie prawo jest sformułowane w sposób pozostawiający pewną swobodę państwom UE, co do momentu ujawniania zarobku na danym stanowisku. Pierwotnie zakładano, że już w ofertach pracy obowiązkowe będzie stosowanie tzw. widełek płacowych – przedziału wysokości wynagrodzeń, na jaki można liczyć na danym stanowisku.
W Polsce nad wdrożeniem pracuje ministerstwo pracy. Wcześniej powstał jednak poselski projekt ustawy, który wprowadza częściową jawność. Resort pracy ma na niego spoglądać przychylnym okiem, co wróży inicjatywie sukces, jednak rodzi pytania. W optymistycznym wariancie jawność zarobków w ofertach mogłaby wejść w życie jeszcze w tym roku.

Zmiana będzie dostrzegalna, choć przestrzeń do ograniczania transparentności pozostaje
Rzeczony projekt złożył poseł KO Witold Zembaczyński jeszcze przed zmianą władzy i pierwotnie zakładał on jawność zarobków zarówno na etapie rekrutacji, jak i po zatrudnieniu. To nie podoba się pracodawcom i stawia pod znakiem zapytania powodzenie inicjatywy posła, teraz jednak zaszła ważna zmiana.
Jak zwraca uwagę Business Insider, komisja nadzwyczajna do spraw zmian w kodyfikacjach poparła modyfikację ustawy, która stanowi teraz, że informacje o wynagrodzeniu otrzymuje jedynie osoba ubiegająca się o zatrudnienie. Dostępne mają być dla niej informacje o początkowej wysokości wynagrodzenia lub przedziale.
Pracodawca ma przekazywać informacje o wynagrodzeniu w postaci papierowej lub elektronicznej z odpowiednim wyprzedzeniem. Ma w ten sposób zapewnić "świadome i przejrzyste negocjacje". W praktyce dane o zarobkach mają być ujawnione już w ogłoszeniu o naborze na wolne stanowisko lub przed rozmową kwalifikacyjną.
Nie ma wątpliwości, że pracodawcy będą wybierać drugą opcję, co stwarza pole do nadużyć. Kandydaci musieliby mieć ze sobą kontakt, by upewnić się, że przed rozmową kwalifikacyjną pracodawca nie będzie oferował każdemu innej oferty. Z drugiej strony ujawnienie manipulacji nie jest niemożliwe.
Projekt ma szansę zyskać aprobatę w rządzie i Sejmie i ma tę zaletę, że w trakcie ubiegania się o pracę odwraca rolę. Kończy z wyścigiem o to, który kandydat zechce pracować za najniższą kwotę i przenosi obowiązek informacyjny na pracodawcę. W całej sprawie może być jednak drugie dno.
Pierwszy krok do jawności zarobków czy zasłona dymna?
Poselski projekt nie stanowi wdrożenia w polskim porządku prawnym dyrektywy o równości wynagrodzeń – jak wspomniano, nad tym pracuje ministerstwo pracy. Ustawa ma szansę je wyprzedzić, ale o jawności zarobków stanowi w ograniczonym zakresie.
Nie byłoby zaskoczeniem, gdyby przeciwnicy jawności wykorzystywali ją później do wpływania na kształt wdrożenia dyrektywy, Mogliby argumentować, że w polskim porządku prawnym funkcjonują już tożsame z nią przepisy, a subtelne różnice w zakresie jawności mogą umknąć w trybach machiny legislacyjnej.





































