Wyszukaj w serwisie
biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
BiznesINFO.pl > Technologie > Dwie ustawy ograniczą wolność słowa w sieci. Szef sejmowego zespołu ds. hejtu: "rozumiem obawy"
Maciej Olanicki
Maciej Olanicki 23.01.2025 09:28

Dwie ustawy ograniczą wolność słowa w sieci. Szef sejmowego zespołu ds. hejtu: "rozumiem obawy"

uke
Fot. ARKADIUSZ ZIOLEK/East News

Nowe kompetencje Urzędu Komunikacji Elektronicznej i tzw. ustawa hejterska rodzą skojarzenia z cenzurą treści publikowanych w internecie. Wątpliwości jest sporo i są one więcej niż uzasadnione. Różnice i podobieństwa wyjaśnia dla BiznesINFO przewodniczący Parlamentarnego zespołu do walki z hejtem, Łukasz Osmalak z Polski 2050.

Nowe kompetencje UKE i ustawa antyhejterska – powraca cenzura?

Nadszedł trudny czas dla Krzysztofa Gawkowskiego, ministra cyfryzacji. Nie dość, że jest on oskarżany o nieudolność po tym, jak USA zdecydowały ograniczyć do Polski eksport zaawansowanych kart graficznych NVIDII, to jeszcze w nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną pojawiły się zapisy komentowane jako zapędy cenzorskie.

Już po konsultacjach w projekcie postawił się rozdział stanowiący o nowych uprawnieniach Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Ten miałby na wniosek osób, które stwierdziły, że treść w internecie narusza ich dobre imię, zwracać się do administratorów witryn z żądaniem usunięcia. Twórcy treści przysługiwałoby wyłącznie prawo do odwołania, ale już w następstwie usunięcia.

Polska 2050 chce walki z hejtem. Pomysł wzbudza wątpliwości Powstanie nowy katalog zawodów chronionych. Państwo otoczy pracowników opieką

Przewodniczący sejmowego zespołu do walki z hejtem uspokaja

Taki mechanizm może budzi skojarzenia z projektem tzw. ustawy antyhejterskiej. Przypomnijmy, że pod koniec maja 2024 r. posłowie Polski 2050 zaprezentowała pomysł na walkę z hejtem m.in. przez składanie ślepych pozwów. W skrócie mechanizm można określić jako zgłaszanie do prokuratury internetowych naruszeń dobrego imienia, a to państwo miałoby odnaleźć sprawcę.

Osobnym zagadnieniem są technikalia. Dziś, przy zmiennych adresach IP, ogólnodostępnych darmowych klientach VPN, trasowaniu cebulowym Tor czy szyfrowanym połączeniom z serwerami DNS odnalezienie sprawców ew. może być wyczerpującym zadaniem.

EN_01604990_0373.jpg
Łukasza Osmalaka, poseł Polski 2050, Przewodniczący Parlamentarnego Zespołu do walki z hejtem, fot. Piotr Molecki/East News.

O podobieństwa i różnice pomiędzy ustawą antyhejterską a nowymi kompetencjami UKE zapytaliśmy posła Polski 2050 Łukasza Osmalaka, współtwórcę ustawy antyhejterskiej i Przewodniczącego Parlamentarnego Zespołu do walki z hejtem.

Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że omawiane dwa projekty ustaw, tj. nowelizacja ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz projekt tzw. ustawy antyhejterskiej, znanej również jako projekt ustawy o ślepym pozwie, mają odmienny charakter i cele. Ślepe pozwy mają na celu ochronę osób przed hejtem, podczas gdy przepisy DSA koncentrują się na zwalczaniu nielegalnych treści, takich jak nawoływanie do przemocy, mowa nienawiści czy oszustwa internetowe.

Jaka jest Pańska opinia o zazębianiu się tych dwóch mechanizmów i oskarżeniach o cenzurę, jakie padają pod adresem ministerstwa cyfryzacji?

Oskarżenia o cenzurę w kontekście tych regulacji są przesadzone, ponieważ oba mechanizmy przewidują liczne zabezpieczenia chroniące wolność słowa. Decyzje podejmowane przez UKE, podobnie jak działania wynikające ze ślepych pozwów, są oparte na jasnych kryteriach prawnych i podlegają kontroli sądowej.

Jak zapobiec sytuacjom, w których np. nieuczciwy przedsiębiorca, pracodawca czy sprzedawca będzie w imię naruszeń dobrego imienia domagał się usunięcia niepochlebnych opinii?

Rozumiem obawy dotyczące możliwości nadużyć, szczególnie w przypadku sytuacji, w których nieuczciwy przedsiębiorca, pracodawca czy sprzedawca mógłby próbować wykorzystać nowe przepisy do usuwania krytycznych, ale zgodnych z prawdą opinii. Dlatego tak ważne jest, aby wdrażane przepisy były transparentne, a procedury ich stosowania poddane skutecznej kontroli. Właśnie w tym celu projekt nowelizacji ustawy był konsultowany społecznie. 

Czy nie uważa Pan, że nowe mechanizmy będą służyć osobom fizycznym i prawnym do usuwania niewygodnych dla siebie treści nawet jeśli te były zgodne z prawdą?

Nie można całkowicie wykluczyć prób nadużycia tych regulacji, ale wprowadzone mechanizmy zabezpieczające minimalizują takie ryzyko. W przypadku DSA każda decyzja administracyjna o usunięciu treści podlega kontroli sądowej, a autor treści ma prawo do obrony. Podobnie w przypadku ślepych pozwów, celem nie jest tłumienie zgodnych z prawdą opinii, lecz walka z hejtem i ochroną dóbr osobistych. Polska stoi przed wyzwaniem wdrożenia regulacji, które z jednej strony będą skutecznie chronić obywateli – użytkowników internetu, a z drugiej nie ograniczą ich praw podstawowych. Wierzę, że wprowadzone mechanizmy, jeśli będą właściwie stosowane, przyczynią się do poprawy bezpieczeństwa w internecie, jednocześnie chroniąc wolność słowa.

"Autor treści ma prawo do obrony"

Odmienny charakter obu projektów to fakt. DSA w polskim wydaniu samo w sobie nie stanowi bowiem prawa w zakresie dociekania, kto był autorem treści. Reguluje tylko, kto i jak będzie mógł żądać ich usunięcia. Z ustawą antyhejterską będzie inaczej, bo stanowione przez nią ślepe pozwy mają zobowiązywać organy ścigania do identyfikacji sprawców naruszeń innego rodzaju.

Przepisy DSA – europejskiego aktu o rynku cyfrowym, którego wdrożenie w Polsce przebiegać będzie poprzez nowelizację ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną – faktycznie pierwotnie miały cele związane wyłącznie z bezpieczeństwem. Wyłącznie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego mogła żądać usunięcia treści bez nadzoru sądowego.

Problem w tym, że zmieniło się to po konsultacjach. Projekt zawiera teraz cały osobny rozdział (schowany na serwerach RCL w pliku ZIP) o tym, że prawo do żądania usunięć ma mieć też UKE. Urząd nie będzie się już jednak zajmował treściami zagrażającymi bezpieczeństwu narodowemu, lecz naruszeniami dobra osobistego, a więc dobrego imienia również. Art. 11a. projektu stanowi:

1. Ten, czyje dobro osobiste zostaje naruszone może złożyć wniosek do Prezesa Urzędu Komunikacji, elektronicznej, zwanego dalej "Prezesem UKE", o wydanie nakazu podjęcia działań przeciwko nielegalnym treściom polegającego na uniemożliwieniu dostępu do nielegalnych treści występujących w usłudze świadczonej przez dostawcę usług pośrednich, bezprawnie naruszających dobro osobiste.

Ten zapis nie budziłby wątpliwości, gdyby nie to, że w Polsce nadal w mocy pozostaje art. 212 kk. Stanowi on, że naruszenia dobrego imienia są w Polsce przestępstwem, a nie tylko sprawą cywilną. W mocy pozostaje więc pytanie o to, czy usunięciom na żądanie UKE będą podlegać także naruszenia dobrego imienia.

Nietrudno sobie wyobrazić, że w przyszłości to biegły sądowy będzie finalnie decydował, czy krytyczny internetowy komentarz pod adresem np. nieuczciwego sprzedawcy jest jeszcze uzasadnioną krytyką, czy już mową nienawiści. Jeśli nowe przepisy będą wykorzystywane ten sposób w praktyce, to problem nadużyć może się okazać nie lada wyzwaniem.