Kupujesz produkt, płacisz co miesiąc jak za usługę. Myszka na abonament to nie żart
Obserwujemy próby przenoszenia modeli sprzedażowych znanych z usług IT na inne gałęzie gospodarki. Powoli w niepamięć odchodzi możliwość jednorazowego zakupu trwałego produktu. Zamiast tego producenci każą nam wykupywać subskrypcje, w zamian świadcząc mniej lub bardziej wartościowe aktualizacje czy rozszerzoną pomoc techniczną. O ile wśród nabywców oprogramowania czy usług chmurowych takie podejście zyskało wielu zwolenników, tak w modelu subskrypcyjnym zaczynają być także sprzedawana elektronika użytkownika, a nawet… samochody.
“Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy" - coraz więcej produktów staje się usługami
Zarzutem wysuwanym pod adresem producentów dzisiejszej elektroniki, także AGD, jest niewielka trwałość, awaryjność . Przytaczane są anegdotyczne, choć jak najbardziej słuszne, przykłady radzieckich lodówek, które bez większych naprawa działają do dziś, o dekady przeżywając kraj produkcji. Poziom skomplikowania, wykorzystanie podzespołów logicznych, ale też umyślne postarzanie urządzeń czy stosowanie tzw. kill-switchy to zmora dzisiejszego rynku. Stara się z tym walczyć Unia Europejska, jednak na skutki wejścia w życie dyrektyw stanowiących prawo do naprawy trzeba będzie jeszcze zaczekać, podobnie jak na zmianę podejścia producentów.
Inny pomysł na rozwiązanie problemu trwałości urządzeń ma CEO firmy Logitech, Hanneke Faber. Logitech słynie z solidnych urządzeń peryferyjnych dla komputerów - produkuje cenione przez użytkowników m.in. myszki, klawiatury, głośniki, kamerki internetowe itd. Faber w rozmowie z The Verge odniosła się do kwestii awaryjności urządzeń i zadeklarowała, że jej ambicją jest, by Logitech dostarczył na rynek taką myszkę, która nigdy się nie zepsuje . A przynajmniej nie zepsuje się jako idea. Myszkę, za która trzeba będzie płacić co miesiąc.
W modelu subskrypcyjnym najczęściej nie dostajemy nic nowego - otrzymujemy to, co wcześniej nam zabrano
Na razie mowa o pomyśle, jednak nietrudno się domyślić, do czego zmierza szefowa Logitecha. Mowa o usłudze, w ramach której raz nabywalibyśmy zaawansowaną, dopracowaną mysz, a następnie płacili co miesiąc za nią, jak za usługę. Faber deklaruje, że oprogramowanie do myszki otrzymywałoby aktualizację, dzięki czemu z czasem urządzenie wzbogacałoby się o nowe funkcje, być może poprawiało swoje parametry . Myszka miałaby zostać zaprojektowana w taki sposób, aby być jak najmniej awaryjna, a gdy awarii w końcu dojdzie, można byłoby najpewniej liczyć na naprawę w ramach opłat subskrypcyjnych - tak długo, jak będziemy klientami Logitecha, a nie w ramach tradycyjnej gwarancji.
Tym, którzy śledzą rozwój rynku motoryzacyjnego, zwłaszcza segmentu elektryków, na wieść o funkcjach, które byłoby dodawanie z czasem czy parametrach ulepszanych aktualizacjami, zapewne włączyła się już lampka alarmowa. W praktyce bowiem takie podejście doprowadzało do sytuacji, w której użytkownicy kupowali pojazdy oferujące konkretne parametry, jednak faktyczne osiągi były większe i były blokowane , ograniczane. Pełnię możliwości można było uzyskać dopiero za dopłatą, najczęściej, a jakże w ramach subskrypcji.
Takie praktyki wyszły na jaw w połowie lipca w przypadku samochodu Tesla Y w wariancie z napędem na tylne koła. Na rynku amerykańskim udostępniono w aplikacji dodatkowo płatną usługę Energy Boost, która zwiększyła zasięg samochodu do 50 km lub 130 km. Za usługę trzeba było zapłacić kolejno 1 tys. lub 1,6 tys. dol. W jaki sposób udało się tego dokonać? Rzecz jasna od początku Tesla model Y RWD dysponowała większą pojemnością akumulatorów, jednak była one sztucznie ograniczana. Po zakupie Energy Boosta odblokowywano dodatkową pojemność , która i tak jeździła z nami cały czas w samochodzie, jednak nie mogliśmy z niej korzystać.
Płać za to, co już masz - już zawsze
Tesla to oczywiście przykład, ale status już w zasadzie memiczny mają praktyki innego producenta BMW. Bawarski koncern postawił wszystko na modele subskrypcyjne i sprzedaje w ten sposób m.in. elementy wyposażenia samochodu. Pod koniec BMW pod presją ogromnej krytyki rakiem wycofało z pomysłu odblokowania funkcji podgrzewanych foteli w swoich samochodach za miesięczną opłatą w wys. 18 dol. (70 zł). Przykładów jest jednak więcej i można odnieść wrażenie, że w motoryzacji model subskrypcyjny wchodzi jak nie drzwiami, to oknem.
Należy się spodziewać, ze zjawisko będzie się rozlewać. I nie ma w nic złego, jeśli rzeczywiście w ramach subskrypcji otrzymujemy wartość dodaną. Coś, co udało się za sprawą różnych sprytnych metod optymalizacji uzyskać, a czego wcześniej nie było . Problem pojawia się, gdy płacić każe się klientom za to, co już kupili, a co zostało im zabrane, by zapłacili za to ponownie. Co miesiąc.