Pogłębia się kryzys w mieszkalnictwie. Przestało się opłacać kupno nowych mieszkań
Sytuacja w polskiej mieszkaniówce zamarła. Finansowane przez deweloperów partie w koalicji rządzącej próbują forsować projekt dopłat do kredytów, a sprzedaż mieszkań spada - Polacy czekają na rozwój wypadków. W takich okolicznościach na znaczeniu traci to, czy kupujemy mieszkanie od dewelopera, czy z rynku wtórnego - ceny zaczynają się zrównywać.
Rynek pierwotny czy wtórny - trudny wybór przed kupującymi mieszkanie
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2023 r. w minionym roku podpisano 510,9 tys. aktów notarialnych. Ogółem ceny lokali mieszkalnych w stosunku do roku 2022 wzrosły o 8,8 proc., przy czym wzrost wyniósł 10,5 proc. na rynku pierwotnym i 7,3 proc. na wtórnym. To ważny wskaźnik, od którego wielu Polaków może uzależniać swoje ważne decyzje życiowe. Zwłaszcza że przestają być zasadne argumenty dotyczące ryzyka, jakim obarczone jest kupno mieszkania na rynku wtórnym.
Przez lata argumentowano, że lepszym wyborem są mieszkania kupione od deweloperów - mają być nowocześniejsze i pozbawione mankamentów starszego budownictwa. Dziś jest jednak zgoła inaczej - lwia część bloków została gruntownie zmodernizowana, a ryzykownie wypada inwestycja w mieszkania deweloperskie. Prym wiedzie deweloper HRE, który notorycznie nie buduje sprzedanych już mieszkań, opóźnienia sięgają lat. Ponadto wiele do życzenia pozostawia patodeweloperski standard mieszkań i samych osiedli nazywanych “obozami mieszkaniowymi”.
Tyle kosztuje teraz budowa domu. Kwoty są gigantyczneW największych miastach ceny na rynku pierwotnym i wtórnym się zrównały
O tym, jak duże jest ryzyko kupna mieszkania deweloperskiego (jeśli rzecz jasna w ogóle zostanie ono w końcu wybudowane) najlepiej świadczy głośna historia z osiedla Park Skandynawia na warszawskiej Pradze Południe. Budynki są pełne usterek i wad, a osiedle ma rażące braki infrastrukturalne, co przy bierności dewelopera skończyło się protestem. Mieszkańcy wywiesili na balkonach transparenty o treści “źle się tu żyje”, co ma być przestrogą dla kolejnych kupców.
W takich okolicznościach pewnym optymizmem (niesłusznym, o czym za moment) mogą napawać dane dotyczące cen mieszkań na rynku wtórnym. Te bowiem zaczynają się zrównywać z cenami, w jakich można nabyć nowe mieszkanie od dewelopera. Jak jednak wspomniano, za wcześnie by się cieszyć, bo to nie nie nowe mieszkania tanieją, lecz te z rynku wtórnego są coraz droższe.
Dane z II kwartału wskazują, że w takich miastach, jak Warszawa, Kraków i Gdynia, ale też innych największych ośrodkach miejskich w Polsce, różnice w cenie na rynku pierwotnym i wtórnym wynoszą mniej niż 2 tys. zł. Jeszcze przed rokiem było to natomiast nawet 5,5 tys. zł. Dostrzec można nawet regułę, według której różnica jest coraz mniejsza w miastach, w których popyt jest największy. We wspomnianej Warszawie, Trójmieście czy Krakowie można już mówić o zrównaniu się cen na rynku pierwotnym i wtórnym.
To nie nowe mieszkania potaniały, to stare drożeją
Największe dysproporcje cenowe widać za to w mniejszych miastach wojewódzkich. W Szczecinie czy Bydgoszczy różnice nadal sięgają 4-5 tys. zł, co może być jednak skutkiem pewnej inercji - mniejszy popyt może sprawić, że trend z większych miast zwyczajnie tam jeszcze nie dotarł. Trudno jednak oczekiwać poprawy sytuacji w polskiej mieszkaniówce i cieszyć się z dynamiki cen, kiedy mieszkania wybudowane w latach 70. kosztują tyle, co nowe.