Szef InPostu nie powiedział Wam wszystkiego. Polska ma poważny problem
Rafał Brzoska, szef InPostu, we wrześniu opublikował doroczną już "listę wstydu", tym samym kontynuując o wiele szerszą politykę intensyfikowania debaty publicznej dotyczącej podatku CIT. Porównał wydatki do budżetu swoich głównych konkurentów: francuskiego DPD i niemieckiego DHL. Ich wspólny wkład nie stanowił nawet ekwiwalentu podatku grupy Brzoski. Szef InPostu wyrokuje: winne są ceny transferowe, czyli polska administracja. Sprawdziliśmy.
InPost płaci podatek "za pięciu"
Rafał Brzoska we wrześniu 2024 r. opublikował w mediach społecznościowych film, podsumowujący raport finansowy w segmencie wydatków do budżetu Polski. Podniósł, że jego firma w samym 2023 r. odprowadziła - z tytułu podatku dochodowego CIT - 250 mln zł. To dotychczasowy rekord, stanowiący 4,7 proc. przychodów i kwota ponad dwukrotnie większa, niż podatki konkurentów: DPD (z Francji) i DHL (z Niemiec).
- DPD: 4 mld zł przychodu, podatek 33 mln zł (0,8 proc. przychodu),
- DHL: 2,3 mld zł przychodu, podatek <1 mln zł (0,03 proc. przychodu).
Przy tym DHL jako grupa kapitałowa, działająca na kilku rynkach UE, odprowadziła w sumie 1,6 mld euro podatku, z czego najwięcej w kraju pochodzenia, czyli Niemczech.
Oświadczenie Brzoski przekazał m.in. poseł Konfederacji Bartłomiej Pejo, a sam Brzoska w nagraniu zaapelował o uregulowanie transfer pricingu - cen transferowych. “Tak, by podmioty zagraniczne, działające w Polsce, odprowadzały podatki w Polsce, a nie generowały centra zysków w kraju macierzystym” - rekapituluje. I dodaje: “Tak, jak my to robimy, we Francji płacimy podatki we Francji, we Włoszech i Hiszpanii również”.
O prawo międzynarodowe i jego - wyraźnie wadliwą - implementację w Polsce zapytaliśmy w Kancelarii Peśla w Szczecinie, która obsługuje duże firmy, m.in. w Niemczech.
Zobacz też: Skarbówka wzywa: ściga lekarzy, karze pacjentów. “Jak nie odpowiesz, masz kłopoty”
Już nie Ukraińcy. To ich spotkasz w pracy. "Polska staje się krajem imigracji"Polskie firmy na straconej pozycji? Nie, ale te z kapitałem zagranicznym "powinny być objęte szczególnym zainteresowaniem"
Co do zasady Unia Europejska stosuje regułę braku podwójnego opodatkowania; to oznacza, że firmy prowadzące działalność np. na terenie dwóch krajów wspólnoty podlegają przepisom podatkowym w kraju zamieszkania (rejestracji). To prawo dotyczy tak firm, jak pojedynczych pracowników.
Firmy z zagranicznym kapitałem, mające siedzibę lub zarząd w Polsce, są rezydentami podatkowymi i podlegają opodatkowaniu w Polsce od całości swoich dochodów, niezależnie od miejsca ich osiągnięcia - tłumaczy niemiecki radca prawny, doradca podatkowy mec. Kacper Czapracki, wolny współpracownik Kancelarii Peśla w Szczecinie.
Ale jest haczyk. Taka firma może skorzystać z mechanizmów unikania podwójnego opodatkowania na podstawie właściwej umowy międzynarodowej - i w konsekwencji np. odliczyć sobie podatek zapłacony w Polsce od należności w kraju macierzystym.
Analogicznie: gdyby firma z polskim kapitałem prowadziła działalność za granicą (np. w Niemczech), dochody uzyskane na tamtejszym rynku byłyby opodatkowane w Niemczech, nie w Polsce.
Już z tej prostej zasady należy wnioskować, że nieprawdziwa byłaby teza, jakoby podmioty działające na polskim rynku, ale z zagranicznym kapitałem, były w Polsce zwolnione z CIT (traktowane ulgowo) wyłącznie z uwagi na swój zagraniczny kapitał, czy nastrój rządzących.
W tym miejscu jednak do podatkowej gry wchodzi praktyka optymalizacyjna - czyli kluczowy "problem" w dochodzeniu przypływów do polskiego budżetu. “Niemniej jednak firmy działające w Polsce w ramach międzynarodowych grup kapitałowych powinny być objęte szczególnym zainteresowaniem władz fiskalnych” - kontynuuje w rozmowie z BiznesINFO mec. Kacper Czapracki i tłumaczy, dlaczego. Z powodu cen transferowych.
Ceny transferowe. "Najbardziej kontrowersyjne i złożone zagadnienie międzynarodowego prawa podatkowego"
Przyjmijmy, że czeska firma X prowadzi działalność w Warszawie i Pradze. Korzystając z metodyki cen transferowych spółka-córka (powołana, by działać na rynku polskim), może spółce-matce (macierzystej, zarejestrowanej w Czechach) zlecać różne usługi: np. doradcze. Wówczas sypią się (lub nadwyrężają) reguły rynku - taka spółka może ustalać wartość usługi w ramach ceny transferowej pomiędzy spółkami powiązanymi kapitałowo. Przepisy te - choć zupełnie legalne - jak mówi nasz rozmówca, stanowią jedno z najbardziej kontrowersyjnych i złożonych zagadnień w dziedzinie międzynarodowego prawa podatkowego.
Mechanizm bywa nadużywany przez międzynarodowe korporacje, które wykorzystują go do optymalizacji podatkowej, często skutkując znacznym obniżeniem zysków w krajach, w których faktycznie prowadzą działalność. W Polsce, wpływ ten jest szczególnie widoczny w przypadku firm zagranicznych, które dzięki cenom transferowym potrafią przenosić zyski do krajów o korzystniejszych systemach podatkowych.
Taka usługa wewnątrzgrupowa - np. doradcza - nie jest bowiem w konsekwencji wyceniana w ramach zasad rynkowych - jest z rynku niejako wyjęta i zawyżana. A mityczne “doradztwo”, które pogrążyło już niejedno sprawozdanie finansowe polskiego posła, nie jest jedyną możliwością. Bynajmniej. Mec. Czarpacki wymienia cały szereg.
- Opłaty licencyjne (royalties) - polska spółka płaci za korzystanie ze znaków towarowych,
patentów czy know-how. Wysokie opłaty licencyjne transferują zyski do spółki matki
- Kształtowanie ceny towarów i surowców (zakup po cenach zawyżonych, sprzedaż po cenach
zaniżonych) - polska spółka kupuje towary lub surowce od spółki powiązanej za cenę wyższą
niż rynkowa, zwiększając swoje koszty albo sprzedaje produkty spółce powiązanej za granicą
po cenie niższej niż rynkowa, zmniejszając swój przychód
- Finansowanie wewnątrzgrupowe (pożyczki od spółki matki) - polska spółka zaciąga pożyczki
od spółki matki na niekorzystnych warunkach (wysokie oprocentowanie), co zwiększa koszty
odsetek i obniża zysk
- Alokacja kosztów wspólnych (podział kosztów centralnych) - koszty ponoszone przez grupę
(np. koszty badań i rozwoju, marketingu globalnego) są alokowane w dużej części do polskiej
spółki, zwiększając jej koszty
- Opłaty za wartości niematerialne (transfer własności intelektualnej) - wartości
niematerialne o wysokiej wartości są przenoszone do podmiotów w krajach o niższym
opodatkowaniu, a polska spółka płaci za ich używanie.
A Polacy?
Rzecz jasna tak opisana praktyka - choć wątpliwa moralnie, zupełnie legalna - stanowi oręże podatkowe także w polskich rękach, firm działających na rynkach unijnych. Sukces, czyli sztuczne uszczuplenie zysku w danym kraju, zależy od skuteczności administracji tegoż. Od tego, jak skonstruowane są przepisy dot. cen transferowych, np. ich minimalne lub maksymalne stawki.
Polska firma, która - np. w przeciwieństwie do InPostu - nie ma spółek za granicą, postawiona w sytuacji konkurencji na lokalnym rynku także z grupami kapitałowymi, które mają do dyspozycji narzędzie cen transferowych, jest na przegranej pozycji.
Polskie firmy, które nie są częścią międzynarodowych grup kapitałowych, często napotykają na trudności w konkurowaniu z podmiotami zagranicznymi. Wysokie koszty prowadzenia działalności, w połączeniu z pełnym opodatkowaniem zysków, stawiają je w mniej korzystnej sytuacji - ocenia niemiecki adwokat.
A do tego dochodzi typowo polska przywara legislacyjna - skomplikowanie. “[…] polskie przepisy podatkowe, choć coraz bardziej dostosowane do standardów międzynarodowych, nadal bywają skomplikowane i nie zawsze nadążają za dynamicznie zmieniającymi się praktykami rynkowymi” - dodaje.
Nie chodzi o polowanie na czarownice
Polska legislacja wcale nie śpi, co najwyżej czasem przysypia. Przepisy regulują np. obowiązek dokumentacji cen transferowych na zagranicznych podmiotach. Firmy powinny też raportować o metodach ustalania tych cen. Wówczas organy podatkowe mogą kontrolować politykę podatkową danej firmy. Ale doświadczenie i zaplecze często jest po drugiej stronie.
Jednakże, mimo regulacji, zagraniczne firmy często mają przewagę informacyjną i zasobową, co pozwala im na skuteczne obniżanie zysków. Międzynarodowe korporacje dysponują zazwyczaj wyspecjalizowanymi zespołami doradców podatkowych, które opracowują skomplikowane strategie optymalizacji podatkowej.
Przy tym regulacje prawne i ich interpretacje - których dokonują przed sądami organy doradcze - są płynne. Im szybciej się zmieniają - tym regulacje szybciej musza na nie odpowiadać. To nie oznacza, że Polska zawsze zostaje w tyle - partycypuje np. w Konwencji MLI (Multiliteral Instrument), która ma na celu uszczelnienie systemu podatkowego i ograniczanie jego coraz to nowszych erozji. Skuteczność tych inicjatyw każdorazowo zależy od zdolności do egzekwowania przepisów, więc pozostawia, i najpewniej będzie pozostawiała, wiele do życzenia.
Mec. Kacper Czapracki, puentując, zauważa jeszcze jeden problem: nie chodzi bowiem o moralną panikę podatkową, ani polowanie na czarownice (kolejne). Choć ceny transferowe mogą być wykorzystywane na niekorzyść budżetu państwa - sztucznego obniżenia zysków w Polsce - w wielu przypadkach wynikają z rzeczywistych różnic. Np. w kosztach produkcji.
Ważne jest, aby podejście do cen transferowych było zrównoważone, a przepisy precyzyjnie definiowały, co stanowi nadużycie, a co jest uzasadnioną praktyką biznesową - punktuje.
Nie przegap: Twoja spółdzielnia może wysłać Ci rachunek na dowolną kwotę. Znaleźliśmy fatalny błąd w prawie