Wyszukaj w serwisie
biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
BiznesINFO.pl > Technologie > To była najpopularniejsza przeglądarka w Polsce. Dziś grozi jej ostateczny koniec
Maciej Olanicki
Maciej Olanicki 12.08.2024 22:29

To była najpopularniejsza przeglądarka w Polsce. Dziś grozi jej ostateczny koniec

przeglądarki
Fot. Unsplash/Denny Müller

W zamierzchłych czasach, kiedy największym problemem z internetem był Internet Explorer, a nie big tech i media społecznościowe, dużą popularność zdobyła w Polsce przeglądarka Mozilla Firefox. W szczytowym okresie udziały w rynku przekraczały 30 proc., co czyniło Firefoksa najpopularniejszym programem w swojej kategorii. Dla wielu był on także wprowadzeniem do nowoczesnego internetu, pełnego dynamicznych treści i multimediów, czego nie oferowała przestarzała domyślna przeglądarka Windowsa. Choć od tego czasu popularność Firefoksa drastycznie stopniała, to prawdziwe problemy dopiero przed nim. Przyczyną, jak zazwyczaj, jest Google.

Przeglądarka nie musi być popularna, by być lubiana. Musi mieć pieniądze

Początkiem końca popularności tak Firefoksa, jak wielu innych przeglądarek, okazał się Google Chrome. Na temat tego, jak Google udało się zepchnąć na margines w zasadzie każdą liczącą się konkurencję, a następnie przerobić ją na swoje podobieństwo, można napisać wiele. Jednak to nie Chrome może się przyczynić do ostatecznego upadku Firefoksa, który w Polsce i tak nadal utrzymuje udziały w rynku znacznie większe, niż globalnie. Dla wielu może być to zaskoczeniem, ale poza granicami naszego kraju z Firefoksa korzysta na desktopach, gdzie zawsze był on najpopularniejszy, nieco ponad 6,5 proc. internautów. W Polsce ponad dwukrotnie więcej.

Przez ten czas miejsce na podium zdążył objąć Edge, który notabene budowany jest na bazie Chrome’a. Podobnie jak wszystkie inne przeglądarki internetowe, które są bardziej popularne od niszowych opensource’owe projektów przez lata budowanych przez kilkuosobowe zespoły. Edge to Chrome. Opera? Chrome. Brave - Chrome. Vivaldi - Chrome. Ostatnio zrobiło się głośno o Arc Browser, która ma podobno zmieniać to, jak przegląda się internet. Tak, Arc również budowany jest na bazie silników opracowanych na potrzeby Chrome’a. Trzeba sobie zdać sprawę, że jeśli zabraknie Firefoksa i akurat nie korzystasz z urządzeń Apple, to dla Chrome’a nie będzie już alternatywy. Lub raczej - nie będzie od niego ucieczki.

Nie żyje szefowa YouTube. Susan Wojcicki miała polskie korzenie, latami walczyła z ciężką chorobą

Szefostwo Mozilli zapowiada większą dbałość o Firefoksa, ale trafia kulą w płot

W ostatnim czasie redaktor magazynu Fast Company, Jared Newman, przeprowadził  rozmowę z Laurą Chambers pełniącą obowiązki CEO Mozilli. Dotyczyła ona planów fundacji na przyszłość, zwłaszcza w kontekście rynku przeglądarek. Rozmowę dziwną, bo i przeprowadzoną w nietypowych dla Mozilli okolicznościach. Z jednej strony Chambers zwróciła uwagę, że w ostatnich latach rozwój przeglądarki był nieco ślamazarny, że nie przywiązywano doń wystarczająco dużo uwagi. Zapowiada też zmianę i podkreśla, że Firefox jest najważniejszym, co fundacja rozwija. Pytanie tylko, czy ta koncentracja na Firefoksie wychodzi mu na dobre.

Zobacz: Agencja Wywiadu się zbłaźniła. Jej porady bezpieczeństwa są z poprzedniej epoki

Wspomniane nietypowe okoliczności wynikają z tego, że w ostatnim czasie Mozilla być może po raz pierwszy, a jeśli nie, to naprawdę niewiele było takich przypadków, zrobiła coś, co nie przynosi żadnego pożytku dla użytkownika, a jest ukłonem w stronę ogromnych internetowych sieci reklamowych. We współpracy z Meta Mozilla opracowała mechanizm telemetryczny pozwalający śledzić reakcje użytkowników na treści reklamowe. Co ważne, w sposób rzekomo całkowicie chroniący ich prywatność. Dziś domyślnie w Firefoksie taka analityka w ogóle nie jest możliwa. Mozilla oddaje zatem pola m.in. Mecie czy Google i naraża się użytkownikom. Dla nich to, że jest to być może pierwszy taki mechanizm szanujący ich prywatność, nie ma znaczenia. Ważne jest dla nich to, że Mozilla w ogóle chce przekazywać big techowi jakiekolwiek dane.

Firefox może ostatecznie zatonąć przez Google. Tym razem na tej samej łajbie

Wprowadzenie szanującego prywatność mechanizmu śledzenia reakcji użytkowników na reklamy nabiera sensu w świetle ostatnich wydarzeń. Mianowicie wyroku Departamentu Sprawiedliwości USA ws. praktyk monopolowych stosowanych przez Google. Mozilla rzecz jasna już wcześniej musiała zdawać sobie sprawę, dokąd sprawy zmierzają. Gwoli przypomnienia - Google zostało uznane za monopolistę. Dochodzenie było dość ciekawe, bo nie analizowano dowodów. Rozpatrywano za to konkretne wydarzenia, które w ocenie sędziego nie mogłyby zajść, gdyby Google monopolistą nie było. Chodzi m.in. o wielomiliardowe umowy, na mocy których wyszukiwarka Google była domyślną wyszukiwarką w Safari czy… Firefoksie.

Wróćmy teraz do finansów Mozilli. Jak wspomniano, jest to organizacja non-profit. Nie musi mieć zysków, wypłacać dywidend, które zadowolą udziałowców. Musi jedynie zarobić tyle, by przetrwać, realizować misję i zapewnić wynagrodzenia pracownikom. Oraz bardzo łakomemu na nie zarządowi. Firefox jest programem nie tylko o otwartym kodzie źródłowym, ale też całkowicie darmowym. Skąd więc przez lata brano pieniądze, by wyjść na zero? Od Google, na mocy umowy dot. domyślnej wyszukiwarki w Firefoksie. Mozilla otrzymuje od Google 400 mln dolarów rocznie, co stanowi 2/3 całości przychodów. Jeśli więc Departament Sprawiedliwości nakaże Google pozrywać umowy, które świadczą o monopolu, Firefox zapewne zniknie i to stąd wzięły się desperackie i budzące sprzeciw społeczności pomysły na kontrowersyjną współpracę z Meta. Z groźby ostatecznego końca.

Powiązane
haker
Quiz sprawdzi, czy jesteś bezpieczny w internecie. Jeśli nie zdobędziesz 7/10 pkt., możesz mieć kłopoty