Wygląda na to, że PiS kupuje lajki. I to na dużą, bardzo dużą skalę
Nie ma wątpliwości, że kandydaci do Sejmu i Senatu zrobią niemal wszystko, by otrzymać mandat. Od czasu do czasu praktyki te, niezależnie od frakcji, wychodzą na jaw. Niektóre jednak posuwają się dalej niż obowiązujące standardy, co przekłada się na publikację kompromitujących treści.
Mamona za lajki
Do takiego wniosku można dojść po choćby pobieżnej analizie profilów społecznościowych Prawa i Sprawiedliwości. Należy tu podkreślić, że mowa o facebookowym fanpage’u całej partii, nie zaś o oddolnej inicjatywie lokalnych kandydatów na posłów i senatorów . W konsekwencji to nie konkretny kandydat działający na własną rękę ponosi odpowiedzialność za błąd, lecz specjaliści zajmujący się komunikacją w mediach społecznościowych w skali partii.
Na podstawie aktywności mających miejsce na profilach w mediach społecznościowych można wyciągnąć wniosek, że Prawo i Sprawiedliwość przeznacza pieniądze na fundowanie procesu nazywanego kupowaniem lajków . W tej usłudze chodzi o to, aby zapłacić komuś, by ten, angażując trudną do oszacowania liczbę osób dysponujących smartfonem, zwiększał popularność treści publikowanych przez zleceniodawcę.
Egzotyczne źródła polubień
Uwagę analityków zwróciły przede wszystkim nazwiska użytkowników, którzy z decydowali się skomentować facebookową działalność PiS, podając się za wyborców. Wystarczy jednak pobieżny przegląd ich profili, aby zdać sobie sprawę, ze użytkownicy mają niewiele lub nic wspólnego z osobą, która jest przedstawiona na zdjęciu profilowym. A już tym bardziej nie mają nic wspólnego demokratycznym procesem wybierania władzy w Polsce.
To sprawia, że imiona i nazwiska użytkowników, którzy komentują działalność Prawa i Sprawiedliwości w mediach społecznościowych, brzmią niekiedy bardzo egzotycznie. Odnotowano już, że w profilach PiS na Facebooku automatycznie, niemal tuż po publikowaniu treści, pojawiają się entuzjastyczne komentarze autorstwa młodych kobiet zamieszkujących Środkową Azję, które pod niebiosa wychwalają rządy PiS. Na sprawę uwagę zwrócił m.in. Michał Marszał:
Partia nie jest odosobniona
Oczywiście zjawisko kupowania lajków nie jest niczym nowym. Należy jednak pamiętać, że w przypadku, pożal się boże, influencerów – mimo ostatnich afer pedofilskich – ma ono ograniczony zasięg.
W przypadku działań PiS mamy jednak do czynienia z innym zjawiskiem
– kupowanie lajków i wpływanie w ten sposób na popularność konkretnych treści może być opiniotwórcze i zniekształca obraz tego, jak przebiegała kampania wyborcza.