Poważne zakłócenia GPS nad Europą. Poznaliśmy możliwe przyczyny
Coraz więcej wiemy o przyczynach anomalii w działaniu GPS, jaki został dostrzeżony pod koniec grudnia. Wówczas zakłócenia zaobserwowano w wielu państwach rejonu południowego Bałtyku, w tym w północnej części Polski. Potwierdzają się wcześniejsze domysły, według których awarie były spowodowane celowym działaniem ludzkim.
Noworoczne zakłócenia GPS nad Europą
Awarią GPS objęły takie kraje jak południowa Szwecja, duża część północnej Polski oraz państwa bałtyckie. Szybko zdiagnozowano, że powodem braku dostępu do usług jest występowanie silnych zakłóceń , które przełożyły się na znaczące zmniejszenie dokładności systemu. Problemy zgłaszali piloci i nawigatorzy.
Oczywiście od razu pojawiły się liczne spekulacje co do powodu występowania zakłóceń. Szybko odrzucono aktywność słoneczną ze względu na relatywnie silną koncentrację miejsc występowania usterek – skutki rozbłysków słonecznych byłyby odczuwalne globalnie . Najczęściej jako powód wskazano celowy sabotaż, a to sprawiło, że odpowiedzialność przypisano Rosji.
Możliwym powodem rosyjskie ćwiczenia wojskowe
Działanie służb Federacji Rosyjskiej jako powód awarii GPS nad częścią Europy wskazuje także Jukka Savolainen, dyrektor Europejskiego Centrum Doskonalenia ds. Przeciwdziałania Zagrożeniom Hybrydowym zlokalizowanego w Helsinkach. W rozmowie z serwisem yle.fi Savolainen zauważa, że podobne zakłócenia obserwowano już wcześniej w regionie Morza Czarnego oraz posiadłości Władimira Putina.
W tamtych przypadkach
miały one służyć maskowaniu lądowań i wylotów rosyjskich samolotów
, ale podobną aktywność odnotowano również w okolicach fińskich lotnisk, co zostało już kwalifikowane jako element wojny hybrydowej. Jednocześnie ekspert nie twierdzi, że działania służące zakłócaniu sygnału GPS miały charakter ofensywny.
Za równie prawdopodobne uznaje, że wykorzystywano je w celu maskowania aktywności powietrznej samych Rosjan, którzy
mogli odbywać w tym czasie ćwiczenia wojskowe
. Savolainen dopuszcza możliwość, że zakłócenia na Bałtyku i m.in. w Polsce były efektem ubocznym działań mających na celu ukrywanie własnych manewrów.
Zasięg i siła zakłóceń mogły być większe
Fin nie bagatelizuje bieżących incydentów, niemniej twierdzi, że mamy szczęście w nieszczęściu. Skala i intensywność zakłóceń (miało ich doświadczyć od 15 do 20 proc. pilotów) była relatywnie niewielka i nie spowodowała większego zagrożenia. Gdyby jednak podobnymi zakłóceniami pokryć większy teren, moglibyśmy mieć do czynienia z sytuacją kryzysową.
Jej konsekwencją mogłoby być konieczność całkowitego wstrzymania ruchu lotniczego nad dużą częścią Europy , a być może na całym kontynencie. Przy odpowiednio dużym zasięgu terytorialnym i intensywności zakłóceń, mogłyby one bowiem spowodować zaniki łączności pomiędzy wieżami kontrolnymi i pilotami. Ponadto równolegle do GPS mogły nas dotknąć zakłócenia GSM.
„Społeczeństwo jako całość powinno przygotować się na poważniejsze zakłócenia niż te, których obecnie doświadczamy” – podsumowuje Salvoainen.
Źródło: yle.fi